[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musieli nic więcej mówić. Już wszystko sobie powiedzieli.
Nie waż się poślubić tego swojego przemytnika, dopóki nie wrócę! drażnił się z
nią. To ślub, którego nie chcę przepuścić!
Zanna objęła go.
A więc lepiej pospiesz się, tato. Mrugnęła do niego przez łzy. Nie mam zamiaru
czekać wiecznie, wiesz? Przez długą chwilę patrzyli na siebie. Zanna przygryzła
wargę I wzmocniła uścisk. Do widzenia, tato. Odwróciła się i już jej nie było.
Kupiec odszedł do czekających na niego rebeliantów. Może to z powodu
zamieszania, w każdym razie nie zauważył, że brakuje mu jednego człowieka.
Gdy tylko oddział Vannora zniknął za najbliższym wzniesieniem, jałowiec, który
zasłaniał tunel dla koni, rozchylił się. Wyłoniła się zza niego Zanna, a za nią Dulsina
ubrana w strój wojownika i siwy Hargorn dzwigający dwa pakunki. Spojrzał na nie i
potrząsnął głową.
Tylko bogowie wiedzą, dlaczego dałem się wam na to namówić westchnął.
Vannor każe mi obciąć jaja, za przeproszeniem dodał pospiesznie widząc lodowate
spojrzenie Dulsiny.
Zanna uśmiechnęła się szeroko.
To dlatego, że nas kochasz powiedziała. Gotowa jesteś, Dulsina?
Gospodyni uśmiechnęła się kwaśno.
Mam nadzieję, że moje mięśnie wytrzymają powiedziała z powątpiewaniem.
Z całym szacunkiem, pani, lepiej niech to zrobią ostrzegł Hargorn. Nie możemy
pozwolić, byś nas opózniała. I pospiesz się nieco, jeśli chcesz, żebyśmy dogonili
resztę. Vannor nie zauważy, jeśli po cichu wślizgniemy się na koniec.
Nie martw się, Hargorn. Jeżeli Vannor da radę, to ja też. Ten człowiek nigdzie nie
chodził przez całe lata. Dulsina uścisnęła Zannę, zarzuciła pakunek na ramię i
uniosła oczy ku niebu. Czego ja nie robię dla Vannora westchnęła.
Czego nie robisz dla miłości, chciałaś powiedzieć mruknęła cicho Zanna, kiedy
Dulsina odeszła w mrok.
Dziewczyna uśmiechnęła się i powędrowała z powrotem, w dół urwiska, by
odszukać Yanisa.
Gdzie, u licha, jesteśmy? zastanawiał się Vannor. Pożegnanie z rodziną i
przyjaciółmi zdawało się odległym snem. Rebelianci włóczyli się już od kilku dni po
pustych, ponurych bagnach, ciągnących się od morza do Doliny Eilin. Ponieważ
musieli trzymać się krętych dolin, by móc skryć się przed poszukującymi ich
bandami najemników o wiele liczniejszymi, niż Vannor się spodziewał szybko
zabłądzili. A teraz dodatkowo zgubili się w tej czerni; chmury opuściły się na
wzgórza, przykrywając je grubą mgłą, która ocierała się o twarz kupca niczym
pajęczyna.
Vannor zaklął, tak jak to czynił od wielu dni. Co ci Magowie zrobili z pogodą?
Według kalendarza powinny już trwać żniwa, wzgórza powinny kąpać się w słońcu,
pokryte żywą zielenią, a błękitne niebo wypełniać się radosnym śpiewem
skowronków. Ale w tym roku wiosna nie nadeszła, nie wspominając o lecie, a ziemia
wyschła i wszystko na niej zwiędło. Ludzie pewnie umierają z głodu, pomyślał
Vannor. Może okaże się, że ci, którzy zginęli w Noc Widm, mieli szczęście.
Ponura, wietrzna pogoda wdarła się w duszę kupca, wysysając jego odwagę i
nadzieję. Gdyby Parric był tu ze swoimi żołnierskimi umiejętnościami i
nieustraszonym duchem! On nie pozwoliłby im zgubić się we mgle. Gdyby mieli
konie, już dawno skończyliby tę podróż i skryli się w bezpiecznym wnętrzu Doliny.
Ale nie mogli nawet marzyć o koniach. Przemytnicy nie hodowali tylu, by wystarczyło
dla wszystkich, a większość i tak została prawdopodobnie zjedzona, podejrzewał
Vannor. Parric powierzył mu opiekę nad rebeliantami, a on ładne rzeczy z nimi
wyprawiał!
Nie jestem w tym dobry wymamrotał bezradnie. Och, Parric, dlaczego musiałeś
pojechać?
Zrozpaczony Vannor opuścił grupę i wdrapał się na szczyt wzgórza, mając nadzieję
zobaczyć coś przez mgłę, która zalegała dolinę jak głęboka, szara rzeka. Ale nic to
nie dało. Nawet tam, z góry, nic nie mógł zobaczyć.
Fional? Hargorn? szepnął do towarzyszących mu zwiadowców.
Nie usłyszał odpowiedzi. Zgubił ich! Czyż nie uprzedzał, aby trzymali się blisko
niego? Dzwięk poniósł się we mgle, a on nie odważył się zawołać ponownie. Wzgórza
roiły się od żołnierzy Angosa. Jeśli się zgubili, to nie ma szans na odnalezienie ich w
tym mroku. Rozgniewany głupotą zwiadowców i zaniepokojony o ich bezpieczeństwo
ruszył w dół, zamierzając dołączyć do oddziału.
Szedł przez dłuższą chwilę, zanim zaświtała mu w głowie straszliwa prawda. Jego
zwiadowcy się nie zgubili to on się zgubił! Już dawno dotarł do równego terenu, a
rebeliantów ani śladu. Poczuł gwałtowny łomot serca i stróżkę lepkiego potu
spływającą między łopatkami. Kiedy wydawało mu się, że zmierza w dobrym
kierunku, był spokojny, ale teraz& Rozpościerająca się mgła spowiła go, powodując
[ Pobierz całość w formacie PDF ]