[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wzruszające. Właśnie od tego są tatusiowie. Płacą rachunki i udzielają rad.
W takim razie słucham.
- Czy mówi ci coś nazwisko Hilton?
- Tak. To facet, który ma sieć hoteli. Wiele razy w nich bywałem. Następne
pytanie.
- Daj spokój, tato. Nie chodzi mi o tego Hiltona. Ten mój przedstawia się
jako Martin Hilton. Rozpoznajesz ten pseudonim?
- Nie wiem. Jak on wyglądał?
- Zredniej budowy. Jakieś trzydzieści pięć lat Ciemny. Dość kulturalny, tyl-
ko jego garnitur jakoś tak zle leżał, jeżeli wiesz o co mi chodzi. Przypominał mi
twoich dawnych kolegów, tylko wydawał się bardziej śliski.
- Czego chciał? -
- Informacji. Chyba naprawdę mu na tym zależało. Przez cały czas dawał mi
do zrozumienia, że pracuje dla wiesz kogo, choć wprost tego nie powiedział. Spra-
wiał też wrażenie takiego, co to ma mnóstwo pieniędzy do rozdania i nie wie co
z nimi robić.
- Coś jeszcze?
- Nic, co mógłbym powiedzieć przez telefon.
- Bezpieczeństwo! Jestem pod wrażeniem. Czy zamieszani w to są A-nieja-
cy-rabowie?
- Tak. Bez wątpienia. Jak sądzisz, Hilton pracuje dla Centralnego Instytutu
Analfabetów?
- W żadnym razie. Gdyby czegoś chcieli od ciebie, po prostu by przyszli
i o to poprosili. Albo zawiadomiliby mnie, choć pewnie teraz już wiedzą, że ode
mnie nie usłyszą nic poza pieprzcie się".
- Oszczędz sobie, tato. Na mnie twoje tyrady nie działają. Dla kogo może
pracować Hilton, skoro nie dla brygady znajomków?
- Ty też możesz się pieprzyć, synu. Skąd, do cholery, mam to wiedzieć?
- Daj spokój. Przecież ty wiesz wszystko,
- Niby prawda, ale dlaczego miałbym coś powiedzieć właśnie tobie?
- Ponieważ mnie kochasz. Jestem twoim synem.
- Dobra, dobra. Daj se spokój z tym chrzanieniem o tatuśkach i synalkach.
Przypuszczam, że ten Hilton może pracować dla jakiejś grupy z Południa.
- Myślisz, że to jeden z Dixie? - Tym kryptonimem dawna obsługa Bejru-
tu nazywała Izraelczyków, południowców, o których nie mówiono głośno. Sam,
odkąd był małym chłopcem słyszał, jak jego ojciec burczy na Dixie i grupę
Południa.
- To na pewno Dixie. Właśnie oni mają takie metody działania. Pomachają
cudzą flagą. Błysną dolarami. Kiepskie rzemiosło. Papranina i niedopieczeni idioci.
To na pewno oni.
99
Sam pokiwał głową. Pomimo zrzędzenia ojca, to miało sens.
- Co oni ci takiego zrobili, że tak się na nich wkurzasz?
- Dużo. Ale to niema znaczenia. Jestem wkurzony na wszystkich. O co pro-
sił cię ten Hilton?
- Chodziło mu o pewien arabski kraj, którego nazwa rozpoczyna się na I.
W grę wchodzą pieniądze.
- O cholera. - W słuchawce zapadła długa cisza, którą w końcu przerwał
Sam.
- O co chodzi, tato? Coś się stało?
Strona 71
0
- Nic, synu. Udzielę ci jednak pewnej rady. W końcu sam o to prosiłeś, więc
zamknij się i słuchaj.
- Takjest
- Bądz ostrożny. W arabskim świecie panuje teraz straszny bałagan, nawet
przykładając do tego ich wypaczoną miarę. A zwłaszcza powinieneś uważać z ty-
mi głupkami z Iraku. W Bagdadzie ma miejsce jakaś koszmarna przewalanka
w błocie. Nie pytaj mnie, co się tam dzieje, bo nie wiem. Słyszałem tylko tam-
tamy, że coś się wali.
- O co chodzi z tym Bagdadem?
- Przecież właśnie ci powiedziałem, że nie wiem, do cholery i Jezu Chryste!
Już nikt mnie nie słucha. Po prostu zapamiętaj moją radę. Teraz nie jest dobra
pora, żeby zabawiać się w jakieś gierki z Irakijczykami. Ani z facetami o nazwi-
sku Hilton.
- Nie rozumiem. O czym ty mówisz?
Frank Hoffman westchnął.
- Masz rację. Ty nic nie rozumiesz i nigdy ci się to nie uda, więc nawet nie
próbuj. Rób tylko, co mówię i nie wciskaj mi żadnego kitu. Zrozumiano?
Sam czuł, że czas kończyć rozmowę. Wyglądało na to, że za chwilę Wezu-
wiusz znowu wybuchnie.
- Muszę lecieć, tato, Czy mogę coś dla ciebie zrobić? Jestem teraz twoim
dłużnikiem.
- Powiedz Gladys, żeby przestała mnie dusić o pieniądze. Już i tak dałem jej
za dużo.
- Tym może się zająć twój prawnik. Co teraz porabiasz?
- Taplam się w wielkim, śmierdzącym gównie.
- Co to ma znaczyć?
- Pewnie chciałbyś wiedzieć, co?
- Nieszczególnie. Ale cieszę się, że już ci lepiej. Ostatnim razem, gdy z tobą
rozmawiałem, sprawiałeś wrażenie trochę przybitego. Cały czas nawijałeś o mo-
rzu forsy.
- Synu, jesteś niewdzięcznikiem. I do tego jeszcze głupcem. Gdybyś mnie
słuchał, byłbyś już bogaty.
- Przecież cię słucham.-I kocham cię. Jesteś moim ojcem.
- Daj mi z tym spokój. Po pierwsze, nie masz pieprzonego pojęcia, o czym
mówię. A po drugie, gdybyś mnie kochał, częściej byś tu przyjeżdżał, żeby się ze
100
mną napić i posłuchać moich rad. Powinieneś być dla mnie miły. Może pewnego
dnia naprawdę będziesz potrzebował mojej pomocy.
- Wątpię w to, tato. Ale zapamiętam.
- Rób jak chcesz, palancie.
- Do widzenia, tato. Dzięki. ^ Sam odłożył słuchawkę i potarł czoło. Miał
wrażenie, że udzielił mu się kac ojca.
16
Nasir Hammoud znowu niespodziewanie wyjechał z Londynu w dzień po roz-
mowie z Liną. Na początku nikt nie wiedział, dokąd się udał, W szarym bu-
dynku przy Knightsbridge ludzie pracowali jak zwykle, nie zadając żadnych py-
tań. Wiadomość dotarła do Liny jeszcze przed południem. Siedziała sama w swo-
im nowym biurze i podobnie jak reszta oficjalnych pracowników udawała, że jest
czymś zajęta, kiedy w drzwiach stanęła jej przyjaciółka, Randa. Jej oczy błysz-
czały szelmowsko zdradzając, że ma zamiar podzielić się z Liną jakimś sekretem,
którego nie może już zachowywać tylko dla siebie. Weszła do pokoju Liny i po
cichu zamknęła za sobą drzwi.
- Zgadnij, co właśnie słyszałam od Jasmine Dalloul, tej palestyńskiej dziew-
czyny, która pracuje w agencji turystycznej znajdującej się po przeciwnej stronie
Strona 72
0
ulicy.
- Nie mam pojęcia - odparła Lina.
- Nasz nieustraszony szef niedawno kupił bilet na podróż do pewnego egzo-
tycznego miejsca.
- Pan Hammoud?
- Aha. Zgadnij, dokąd nasz mądry i szlachetny mistrz się wybrał?
- Nie wiem. Do Paryża?
- Niezle, ale ta część była łatwa. Dokąd poleciał stamtąd?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]