[ Pobierz całość w formacie PDF ]
schodowej: chrapliwego śmiechu, dobywającego się z kobiecego gardła podrażnionego
dymem papierosowym i bezustannym łajaniem niegrzecznych dzieci, a także samego łajania,
to znaczy głośnego wyrażania przez jakąś inną kobietę swojego niezadowolenia z latorośli.
Nacisnął dzwonek, ale okazało się, że nie działa, więc zapukał. Drzwi uchyliły się
nieznacznie, a w szparze pojawiły się wymizerowane oczy jakiejś niewysokiej kobiety i
niżej małego dziecka.
Mówiłam już zaczęła. Zapłacę, jak będę mogła. Nie mam teraz pieniędzy.
Fenton zapewnił ją, że nie przyszedł po pieniądze.
To po co? spytała.
Chciałbym pomówić o pani mężu.
A niby dlaczego? zagadnęła podejrzliwie.
Nie mam złych zamiarów, proszę mi wierzyć. Chcę tylko, żeby mi pani o nim
opowiedziała. Mogę wejść?
Jeszcze jeden dziennikarz?
Fenton miał właśnie zaprzeczyć, kiedy zauważył, że kobieta wygląda na zadowoloną,
więc uśmiechnął się tylko, a ona otworzyła mu drzwi.
Usiedli w małej, skromnie urządzonej kuchni, pełniącej jednocześnie funkcję salonu.
Fenton zauważył, że pomieszczenie jest czyste i schludne. Stanowiło istny bastion porządku
w tej rozrastającej się wokoło dżungli ruder i brudu.
Mój Jimmy w życiu niczego nie ukradł upierała się kobieta. Ktoś mu podrzucił tę
wiertarkę do szafki.
Dlaczego ten ktoś miałby to robić, pani Lindsay?
Bo oni chcieli się go pozbyć, dlatego.
Fenton poczuł ucisk w gardle na myśl, że zarząd firmy uknuł intrygę przeciwko Jamesowi
Lindsayowi, gdyż ten wiedział o czymś.
Kim są oni ? spytał.
Ludzie, z którymi pracował.
Fentona ogarnęło rozczarowanie.
Koledzy chcieli się go pozbyć, pani Lindsay?
Zazdrościli mu, bo był dobrym pracownikiem. Jimmy powiedział, że jak firma się
rozbuduje, żeby produkować ten nowy plastik, to pewnie zrobią go brygadzista i będziemy
mogli się stąd wyprowadzić. Kobieta rozejrzała się z niechęcią po otoczeniu; zatrzymała
wzrok na mokrej plamie, która szpeciła tapetę. Zamierzaliśmy kupić bungalow w Bearsden
stwierdziła przez łzy a Jimmy chciał odłożyć na sierrę. Mówił, że dla mnie postara się o
mini morrisa, żebym mogła robić zakupy i wozić dzieciaka do szkoły...
Fentonowi wydawało się, że już wie, o co chodzi. Jimmy był albo marzycielem, albo
pijakiem. Ciągle badał delikatnie sprawę, gdyż kobieta chciała za wszelką cenę wierzyć, że jej
mąż był niewinny... a jednak nie był, co z każdym jej słowem wydawało się coraz bardziej
oczywiste. Fenton słuchał znajomej opowieści. Alkohol, hazard, ludzie pożyczający pieniądze
na lichwiarski procent, grozby, strach, rozpacz, a wreszcie, jak w przypadku Jamesa
Lindsaya, samobójstwo.
Kobieta zaczęła cicho płakać; dziecko, które jej nie odstępowało ani na chwilę,
wpatrywało się w Fentona i wierciło palcem w nosie z obojętną miną. Fenton przypuszczał,
że chłopak napatrzył się przez miniony tydzień na płaczącą matkę. Zaczął się zastanawiać, jak
zmienić temat rozmowy, i w tym momencie zauważył stojącą na kominku fotografię
mężczyzny w mundurze.
Czy to pani mąż, pani Lindsay? spytał.
Kobieta przytaknęła, wycierając nos i chowając chusteczkę do spódnicy, po czym dodała:
Był w straży obywatelskiej. Tak dobrze wyglądał w swoim uniformie...
Fenton wyczuł, że za chwilę znów popłyną łzy, więc wstał z miejsca.
Dobrze się prezentował przyznał cicho. I był ojcem, z jakiego możesz być dumny
dodał.
Nachylił się i wsunął dziecku w dłoń banknot pięciofuntowy.
Fenton powstrzymał się, żeby nie kopnąć z całej siły puszki po piwie, leżącej w wejściu
do klatki schodowej. Ostatecznie jednak odsunął ją na bok czubkiem buta. Nagle uświadomił
sobie obecność dwóch mężczyzn, którzy stali oparci o drzwi wejściowe. Odwrócił się
zaskoczony.
Czy to ten gość, Bella? spytał jeden z nich, okryty aż do ramion mrokiem klatki
schodowej.
Z ciemnego kąta wyłoniła się Bella rozkołysana masa ciała w poplamionym fartuchu i
kapciach. Poczłapała w stronę Fentona i zaczęła mu się przyglądać, żując gumę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]