[ Pobierz całość w formacie PDF ]
usiłował rozmawiać z bakłażanem, którego za nic nie dawał sobie odebrać.
- Witajcie, bracia - przemówił Dyzio. - Czemu zawdzięczam waszą wizytę?
Pokrótce opowiedziałem mu o wzroście ciągot faszystowskich w cielęcińskiej społeczności, o
skinach i zdradzie Kabeltechu. Dyzio wyraznie się zmartwił i milczał przez dłuższą chwilę.
Nie od razu się odezwał, a i to ważąc słowa:
- Cóż, obawiam się najgorszego. Bracia, tak silne faszyzowanie może oznaczać tylko jedno.
Powrót von Kei-sera.
- Eeee? - wyrwało się Budzigniewowi. - Kogo?
- Erich von Keiser - mruknęła Mała. - Lokalny burżuj. Przed wojną miał w niemieckim
wówczas Zielenzig, czyli dzisiejszym Cielęcinie, kilka fabryk, sporo kamienic i bodajże
tartak.
- Zgadza się - powiedział Dyzio. - A przy tym był szczerze oddany Hitlerowi i całkowicie
przesiąkł zbrodniczą ideologią. Był diabelnie charyzmatyczny, jako burmistrz cieszył się
ogromnym poparciem i nawet wróżono mu awans na wysokie stanowisko w Rzeszy. Gdy
zginął, mieszkańcy miasta płakali za nim jak za własnym ojcem. Potrafił przekonywać ludzi.
Nawet jego zwłoki silnie faszyzowały, dlatego po zwycięstwie Ruscy gdzieś je wywiezli.
- W jaki sposób zginął? - zainteresował się Nietopyr.
- W czterdziestym czwartym zatruł się grzybami.
- I teraz powraca?
- Zapowiedział, że powróci.
- Tak po prostu? Dyzio pokręcił głową.
- Jak niemal każdy z ówczesnej niemieckiej elity, von Keiser pasjonował się okultyzmem.
Było to wówczas bardzo modne. Z prawdziwym okultyzmem zabawy faszystowskich snobów
nie miały zbyt wiele wspólnego, ale von Keiser naprawdę wierzył, że dzięki pomocy sił z dru-
giej, że tak powiem, strony, pewnego dnia powróci na swe włości. Gwarantuję wam, że owe
siły miały go gdzieś, no, ale wiara potrafi czynić cuda...
- Zapowiedział, po co powróci? - nie ustawał w dociekaniach Nietopyr.
- Nie. Cholera go wie.
- Hmmm - zastanowiła się Mała, marszcząc czoło. -Po co może powracać von Keiser,
niemiecki burżuj, do tego faszysta fanatyk?
Samo zestawienie określeń sugerowało nachalnie, że po nic dobrego.
- I co ma z tym wspólnego Kabeltech? - mruknął Budzigniew.
- To akurat proste - powiedział Dyzio. - Niemiecki właściciel zakładu jest potomkiem von
Keisera i nic dziwnego, że był najbardziej podatny na faszyzowanie towarzyszące jego
powrotowi.
- Czy jego powrót już się dokonał? - zapytała Mała. Dyzio milczał. Wpatrywaliśmy się weń z
napięciem:
- Nie sądzę - rzekł w końcu. - Ciągle wyczuwam wzrost natężenia pola faszyzującego. Gdy
von Keiser przybędzie, pole nieco osłabnie, ulegnie stabilizacji. Nie czujecie tego?
Uśmiechnąłem się ponuro.
- Aż mnie na rzyganie bierze.
- Z każdą chwilą Erich von Keiser staje się coraz bardziej materialny. Im bliżej do pełnego
zmaterializowania, tym gorzej będziesz się czuł. Masz wyjątkowo silne uczulenie na faszyzm,
bracie.
- Wiem - westchnąłem. - Odczuwam wyrazny dyskomfort już na widok zwykłej swastyki czy
krzyża celtyckiego, a co dopiero teraz... Musimy się szkopa pozbyć, albo zwariuję.
- Właśnie - podchwycił Nietopyr. - Czy można go normalnie... zabić?
- Jasne - Dyzio spojrzał na niego. - Ale czyż godzi się zabijać człowieka?
- Człowieka? - zdziwił się Budzigniew.
- Faszysta też człowiek. Nie trzeba zaraz zabijać...
- To niby jak mamy go... zneutralizować?
- Użyjcie tego. To Boski Liść. - Dyzio sięgnął do kieszeni. - Potężny artefakt. Potrafi
całkowicie zniwelować wpływ pola faszyzującego, a gdy zetknie się z jego zródłem, oczyści
je, wchłaniając całą negatywną energię.
Przyjąłem artefakt z należną czcią. Wyglądał jak odlany ze złota liść gandzi i lśnił leciutko;
poczułem delikatne mrowienie.
- Nie mogę bardziej wam pomóc - Dyzio rozłożył ręce. - Wybaczcie, bracia, lecz muszę
wrócić do medytacji.
- Chwila - ocknęła się Mała. - A niby gdzie się ten skurczysyn pojawi?
Ale Dyzio już jej nie słyszał. Jego umysł ponownie przeniósł się do wyższego wymiaru i
rzeczy doczesne przestały go interesować.
*
- I co teraz? - zapytała Mała. Długo nie znajdowałem odpowiedzi.
- A bo ja wiem - mruknąłem w końcu. - Nie mam pomysłów.
Sytuacja wyglądała tak: wiedzieliśmy, w jaki sposób pokonać von Keisera, ale nie mieliśmy
pojęcia, gdzie on jest, albo raczej - gdzie go jeszcze nie ma, ale wkrótce będzie.
Kretynizm.
- Nie wyczuwasz go? - zapytał Budzigniew.
- Wyczuwam sam faszyzm - odparłem. - To tak jak z pyłkami. Wyczujesz je, jeśli jesteś
uczulony, ale nie określisz w ten sposób położenia pylącego drzewa.
- Aha. Szkoda.
Pogrążyliśmy się w smętnym milczeniu. Krople deszczu rozbijały się o szyby. Z drugiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]