[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Maya, mimo swej niekwestionowanej kobiecości, była mocna i dzielna, przyzwyczajona
do radzenia sobie w życiu bez niczyjej pomocy.
Wyznając mu wszakże, że nie stać ją na porządne jedzenie, poruszyła na pewno jego
męski instynkt opiekuńczy. Stąd to zaproszenie na kolację.
Spojrzenie Simona wyrażało pełną akceptację tego, co zobaczył.
- Wyglądasz czarująco - oświadczył krótko. - Jedziemy.
- Czy udało ci się coś znalezć? - spytała, siedząc już w samochodzie.
50
- Tak, udało mi się - odparł. - Dotarłem do jednego z moich dawnych kolegów z pracy.
Najpierw w ogóle nie wiedział, o czym mówię, ale pod koniec przypomniał sobie wreszcie
całą tę aferę. Po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że to jego żona opowiedziała
mu o moim tak zwanym skoku w bok. Obiecał mi, że spyta ją, gdzie ona usłyszała tę
szaloną nowinę. Udało mi się nawet przekonać go, że to wszystko było zwykłym
kłamstwem. Tym razem mi uwierzył. Ponieważ zna Gitte, ma się u niej za mną wstawić.
- To wspaniale - rzekła Maya ponurym głosem.
- A ty? Wytropiłaś coś? Na przykład kto napisał ten list?
- Nie, to mógłby być właściwie niemal każdy. Nie zapominaj, że w tym mieście
prowadzona jest kampania przeciwko mnie. Wystarczy, że ludzie znajdą sobie kogoś, kto
wydaje im się gorszy od nich samych, by uczynili z niego ofiarę i zdeptali go.
- Nie musisz mnie o tym przekonywać, doskonale to znam. Ale kobietom chyba trudniej
to znieść niż mężczyznom. No, jesteśmy na miejscu. Byłaś już tu kiedyś?
- Dawno temu, jeszcze jako mała dziewczynka, razem z mamą i tatą. Za starych,
dobrych dni. Ale nie pamiętam niczego poza tym, że jadłam jakąś ohydną zupę, którą
pochlapałam obrus i sukienkę. Chyba szparagową. Pózniej bardzo ją polubiłam.
- To się zmienia. Ja, na przykład, nie znosiłem kalafiora. Dziś jadam go z wielkim
apetytem.
Już niedługo, pomyślała Maya zasmucona. %7łe też nie mogła ani na chwilę zapomnieć o
tym, że wkrótce już go nie będzie. Tej twarzy fauna, na której widok kręciło jej się w
głowie. Tego uśmiechu, który zapierał dech w piersi...
Co za dziwny człowiek z tej Gitte, że bardziej wierzyła plotkom niż własnemu mężowi?
Identyczne pytanie zadał Simonowi jego ojciec. Lecz on sam wydawał się ślepy na
wszystko. Maya, chcąc zmienić temat, zaczęła mówić o opuszczonym kościele.
Kolacja okazała się bardzo udana. Dziewczyna wręcz oniemiała na widok wyszukanych
potraw, jakie im serwowano, a Simon z wyraznym zadowoleniem przyjął jej zachwyt.
Chciał, by najadła się do syta. I tak się stało. Przy deserze, który był tak smaczny i
przepysznie udekorowany, jak tylko Maya mogła sobie wymarzyć, poprosił ją, by
opowiedziała mu trochę o sobie. Dodał, że od dawna już na to czeka.
- Naprawdę nie ma o czym - broniła się, ociągając.
- Jestem już serdecznie zmęczony ciągłym przeżuwaniem swoich własnych problemów.
Dlatego chciałbym teraz poznać kłopoty innych.
51
- Ale ja nie mam żadnych kłopotów.
- No to posłucham opowieści o twoim szczęśliwym życiu! To też może dobrze mi zrobić.
Maya roześmiała się głośno.
- Skoro tak nalegasz... Od czego by tu zacząć... No więc, moje dzieciństwo tu, na
Kyrkudden, przebiegało szczęśliwie. Byłam trochę odludkiem i lubiłam chodzić własnymi
drogami, ale miałam też przyjaciół. Ojciec, zawsze taki dobry dla mnie, zabierał mnie
często ze sobą do swoich pacjentów, ponieważ chciał, żebym została tak jak on
weterynarzem. Jednak nie zostałam...
- Dlaczego?
- Nie miałam odpowiedniego stosunku do zwierząt. Kiedy widziałam jakieś chore
stworzenie, nie mogłam potem dojść do siebie przez parę dni, bo cierpiałam razem z
nim.
- Rozumiem. Ktoś taki chyba rzeczywiście nie powinien zostawać weterynarzem. A twoja
mama?
- Mama to zupełnie co innego... Co mam o niej powiedzieć? Zajmowała się mną we
wzorowy sposób, lubiła się mną chwalić i żyła wyłącznie dla naszej niewielkiej rodziny. I
[ Pobierz całość w formacie PDF ]