[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blem, pomyślał sfrustrowany. Będzie musiał powiadomić rodziców, że zo-
staną dziadkami, nim ubiegnie go Gillian. A do piątku pozostało raptem
kilka dni, nie miał więc zbyt dużo czasu.
S
R
W ostatnich tygodniach atmosfera w pracy zdecydowanie się poprawiła.
Czasem jeszcze droczyli się z sobą, ale raczej z sympatii niż złości.
Wszystkich zbiło to z tropu, zwłaszcza Jacka. Działał przeważnie w terenie,
ale i tak zauważył zadziwiające przemiany w stosunkach między siostrą i
swoim przyjacielem.
Był właśnie w biurze i rozmawiał z Adamem. Dana zaparzyła więc ka-
wę i z uroczym uśmiechem postawiła na biurku dwie filiżanki.
Jack zrobił głupią minę i aż przysiadł z wrażenia.
- Dobra, powiecie mi, o co chodzi, czy muszę zgadywać?
- Nie rozumiem. Zrobiłam kawę, czy to zle?
- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi.
Adam zerknął na nią, lecz Dana zachowała kamienną twarz, jakby się w
ogóle nic nie stało.
- Więc o co, braciszku?
- Skopaliśmy jakąś robotę? - podchwycił Adam'. - Ktoś się skarżył?
- Nie, ale nigdy dotąd nie zachowywaliście się wobec siebie w tak cywi-
lizowany sposób.
- Nie jesteśmy dla siebie uszczypliwi przez dwadzieścia cztery godziny
na dobę, drogi braciszku. Trafiałeś dotąd na te gorsze momenty, to wszyst-
ko. Ale faktycznie, ostatnio postanowiliśmy zachowywać się wobec siebie
bardziej kulturalnie.
-I zawarliście pakt przeciwko mnie? - spytał Jack z przekąsem.
- Naprawdę nie wiedziałam, że z ciebie taki panikarz. Nic się nie dzieje,
a ty szukasz dziury w całym. Zawarliśmy rozejm, to wszystko. Powinno cię
to cieszyć, a nie martwić.
S
R
- OK, skoro tak twierdzisz, siostrzyczko... Tylko żeby potem nie wybu-
chła z tego jeszcze większa bomba.
Wybuchnie, i to nawet się nie spodziewasz jaka, pomyślała z zadowole-
niem, ale udała obojętność, choć było jej trochę głupio, że okłamuje brata.
Wszyscy powrócili do swojej pracy, lecz po chwili Jack zwrócił się do
Adama:
- Pytałem Tarę, piątek jest w porządku.
- To świetnie - ucieszył się Adam.
Dana spojrzała na niego pytająco. Wstał i podszedł do jej biurka, mó-
wiąc coś o nowym projekcie, który mieli wkrótce wykonać. Przysiadł na
brzegu i położył przed nią zaproszenie na czterdziestą rocznicę ślubu swo-
ich rodziców.
Niezły blef, pomyślała.
-I co ty na to? - zapytał.
- Co ja? - wyszeptała. - Z tobą?
Adam skinął głową, więc wybuchnęła nerwowym śmiechem. Jack
uniósł głowę znad planu.
- Naprawdę, twoja ortografia jest taka sobie. Mógłbyś z tym coś wresz-
cie zrobić - zmyśliła na poczekaniu, a uspokojony Jack powrócił do swojej
pracy.
- No i? - ponaglał ją.
Spojrzała w jego piękne zielone oczy i poczuła, jak topnieje jej serce.
Cholera, sprawa była naprawdę poważna, musiała się mieć na baczności.
Adam jeszcze trochę się postara i ją przekabaci. Potrząsnęła więc przecząco
głową, żeby nie kusić losu.
Był wyraznie zawiedziony. No cóż, nie jest przyzwyczajony, że się od-
rzuca jego propozycje, pomyślała zgryzliwie Dana.
S
R
- Może zle się wyraziłem - powiedział po krótkim namyśle. - A co by
było, gdybym ujął to tak? - Odwrócił zaproszenie i skreślił na nim kilka
słów.
Gdy je przeczytała, z jej piersi wyrwało się krótkie, ale jednak wyrazne
westchnienie.
- Nie da rady. - Pokręciła głową.
- Czemu nie? Brak odwagi? - nalegał.
- Nie o to chodzi... - Napisała odpowiedz na kartce.
- W porządku, więc może tak... Czy ta jedna noc cię zabije?
- Zastanów się, Dano... - szepnął czule, gdy przeczytała jego bazgrały.
- No wiesz... Pomyśl o tym.
Już mamy na koncie o jedną za dużo. Jack miał ich cały czas na oku.
Patrzył na siostrę i przyjaciela, jakby uciekli z psychiatryka.
- Boże drogi, nie jestem przyzwyczajony do takiej kurtuazji - powie-
dział, szczerząc zęby. - A może wyście oszaleli?
Spojrzała na niego spode łba, ale nie chciało jej się tego komentować.
Wstała i wyszła z pokoju, bo miała dość ich obu.
Adam wciąż siedział na rogu biurka Dany.
- Czy już mówiłem, jak bardzo jestem ci wdzięczny, że ją ściągnąłeś do
naszej firmy? - zaczÄ…Å‚ z sarkazmem.
- Wiem, pokochaliście się od pierwszego wejrzenia. To tajemnica poli-
szynela. Mogę wiedzieć, czym teraz tak ją rozjuszyłeś?
- Kto, ja? Więc sądzisz, że się wściekła? W takim razie poczekaj, zaraz
S
R
wracam. A jeśli nie wrócę - podrapał się po głowie - zawołaj karetkę.
Sprzątała właśnie recepcję, kiedy pojawił się Adam. Po co tu przylazł,
przecież chciała mieć odrobinę spokoju.
- Nie wiesz, że nasza sekretarka nie cierpi, jak ktoś jej wchodzi w para-
dę? - spytał zaczepnie.
- Wiem.
- Więc po co to robisz?
- Bo jest bałagan, a ja tego nie znoszę.
- Dana... - Podszedł do niej gwałtownie. - Chcę, żebyś tam ze mną po-
szła, rozumiesz?
- Dlaczego?
- Bo bardzo bym chciał, żeby moi rodzice poznali matkę swojego
pierwszego wnuka.
- Nie wiem, czy mam na to ochotÄ™... naprawdÄ™.
- Mówię serio, to dla mnie ważne.
- Dlaczego? - W jego oczach dostrzegła szczerość, co ogromnie ją za-
skoczyło. Po co mu to do szczęścia?
- Bo byli wspaniałymi rodzicami i będą równie wspaniałymi dziadkami.
Sprawimy im ogromną radość - wyszeptał.
Ten zniżony głos, niemal hipnotyczny szept i ciepły dotyk mocnych rąk
sprawiły, że zapragnęła powiedzieć tak". Przez moment nawet wyobraziła
sobie kochających dziadków jej nienarodzonego jeszcze dziecka pochylo-
nych nad wózkiem. Nigdy takich nie miała, ani ona, ani Jess, więc byli
wprost na wagę złota. Może to wcale nie jest taki głupi pomysł i okazja też
całkiem dobra, żeby bliżej poznać rodzinę Adama?
S
R
- Dobra, przemyślę to, obiecuję. Ale to tylko kurtuazyjna wizyta, nic
poza tym.
- A co, boisz się, że coś mogłoby się nam przytrafić? Teraz już chyba
nie ma żadnego ryzyka, więc...? - Uśmiechnął się szelmowsko i spojrzał
pożądliwie na jej usta. Aż ugięły się pod nią nogi. - I widzę, że jesteśmy co
do tego zgodni - dodał z zadowoleniem, przysuwając się do niej coraz bli-
żej.
Poczuła gorący oddech na twarzy i zrobiło jej się tak błogo, że zamknęła
oczy.
- Dobra! - krzyknął Jack, który wszedł właśnie do recepcji. - Wzywam
karetkę! I to już!
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Może faktycznie nie jest to całkiem normalne, pomyślał Adam, podjeż-
dżając pod dom Dany, że dałem się zauroczyć kobiecie w ciąży. Ale to
przecież nie jest jakaś pierwsza lepsza kobieta, którą spotkałem na ulicy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]