[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozpoznawanie tego, co w danej chwili odczuwają.
 Czy i ty to dziś wieczorem robiłaś?
 Niezupełnie, ale coś w tym rodzaju... choć i tak niczego się o sobie nie
dowiedziałam.
 Przede wszystkim dlatego, \e udawałaś. Ta twoja układna grzeczność,
to było udawanie, prawda, Kate? Po prostu nie byłaś sobą.
 Chyba tak. Chocia\ ja potrafię być autentycznie miła dla innych. Ale nie
dla ciebie. Wyzwalasz we mnie najgorsze instynkty...
 Ciekawe, bo ty wyzwalasz we mnie najlepsze  odparł Dylan.
 Przy tobie czuję się ogłupiała...  wyznała.  Okropnie nie lubię czuć się
ogłupiała.
 A jak się czujesz teraz? Co czujesz?  spytał, głaszcząc dłońmi jej piersi
i wsuwając kolano między jej nogi.
 Nie, nie, Dylan! Nie rób tego! Nie z tobą...  Jednak się nie wyrwała ani
nie cofnęła.
 Dlaczego nie?  Błądził wargami po jej skroni.
 To zły pomysł...
 Pocałuj mnie i wtedy powtórz, co powiedziałaś.
 Jeśli cię pocałuję... to wtedy... zupełnie zgłupieję... A niech to diabli... 
Objęła go obiema rękami za szyję i pocałowała.
Byli pogrą\eni w długim, wspaniałym pocałunku, kiedy zadzwonił
telefon.
Odskoczyli od siebie, jak oparzeni.
 Nie odbieraj  jęknął Dylan.
 Muszę!  Wyrwała się i podeszła do aparatu wiszącego na ścianie przy
drzwiach.
 Tak...? Witaj, babciu...! Oczywiście, \e wiem, kiedy są moje urodziny...
Wiem, wiem i oczekuję was wszystkich dokładnie za tydzień od dziś... Dobrze,
babciu... Oczywiście, babciu... Tak, śpieszę się na wieczorny dy\ur w redakcji...
Ucałuj mamę... Do widzenia...  Odwiesiła słuchawkę, oparła się o ścianę i
głęboko odetchnęła.
Dylan podszedł do niej i usiłował ją objąć.
 Co ty wyrabiasz?  Odtrąciła jego ręce.
 Po prostu wracam do przerwanej nam nagle czynności  wytłumaczył.
 śadnych takich zabaw! Za tydzień zwala mi się na głowę prawie cała
moja rodzina.
 No to co?  Mimo oporu objął ją.
 Puść, przestań! Kiedy to robisz, nie mogę racjonalnie myśleć.
 Zakłócenia w myśleniu mo\e usunąć tylko jedno... Z pewnością je
uleczy...  Wziął ją na ręce i postąpił dwa kroki, ale znowu przerazliwie
krzyknęła:
 Co ty wyrabiasz?!
 Niosę cię do sypialni. To wyrabiam!  Uśmiechnął się.
 Oszalałeś?! Natychmiast mnie puść! Ale ju\!  Wyraznie nie \artowała.
Miała pobladłą twarz, a oczy ciskały pioruny.
 Ot, i na tym polega twój problem, Kate. Doskonale wiedziałaś, po co
biorę cię na ręce...
 Pojęcia nie miałam...!
 Wiedziałaś ju\ przedtem, nim zadzwonił telefon.
Gdyby nie ten telefon, to sama zaprowadziłabyś mnie do sypialni.
 To jest kłamstwo!  Otrzepywała spódnicę, jakby od jego rąk mogła się
zabrudzić.  Z tego nic nie wyjdzie...
 powiedziała jakby z \alem.
 Z czego nic nie wyjdzie...?
 Z naszego głupiego udawania narzeczonych. Nie powinnam była się na
to zgodzić... Wszystko było w porządku do chwili... Do chwili gdy w paradę
weszło dziecko. Córeczka Laury z tymi idiotycznymi imionami Kate Cole.
Nasza obecność przy jej narodzinach wszystko zmieniła...
 Na lepsze?
 Na gorsze. Nie mogę tego kontynuować... nawet dla mojej babki...
 Jak mam to rozumieć?
 śe umowa jest definitywnie rozwiązana. śadnych randek, \adnego
dalszego udawania. Musisz sobie znalezć inny sposób, aby pozbyć się hordy
wielbicielek.
 A ty musisz znalezć inny sposób, by utrzymać przy \yciu staruszkę,
kiedy się dowie, \e prezent, jaki jej ofiarowałaś, był zatruty.
Milczała. Milczenie przerwał wreszcie Dylan:
 A więc to definitywny koniec?
 Definitywny koniec.
 śegnam się więc grzecznie i wracam do moich krów.
 Skłonił się i po chwili zatrzasnął za sobą drzwi.
Kate stała pośrodku pokoju, a z jej oczu skapywały łzy.
ROZDZIAA SMY
Przez cały tydzień Kate była bardzo zajęta. Izba Handlowa znalazła godne
i uczciwe wyjście ze skomplikowanej sytuacji i Kate musiała to opisać. A\ do
piątku nie miała czasu odwiedzić małej Kate Cole. Wreszcie to uczyniła.
Wmawiała sobie, \e odwiedza dziecko, ale w istocie chodziło jej o zwierzenie
się ze wszystkiego Laurze i uzyskanie od niej moralnego wsparcia.
Trudno jej było rozpocząć rozmowę o swoich sprawach, gdy\ Laura bez
reszty była zajęta córeczką. Kate tak\e kilka razy brała zawiniątko z
niemowlęciem na ręce.
 Widzę, \e lubisz dzieci  zauwa\yła Laura.  Spraw sobie wreszcie
własne. To właściwie nic trudnego.
 Mo\e dla ciebie. Dla mnie prawie niemo\liwe.
 Najlepiej zacząć od wyjścia za mą\. Nie jest to jedyna droga, ale tę
polecam.
 To się chyba nigdy nie stanie.
 Mo\e nie zaraz. Szukaj kandydata...
 Nie znajdę...
 Jak to? Myślałam, \e ty i Dylan macie się coraz bardziej ku sobie? 
zdziwiła się Laura.
 Z Dylanem skończone.
 Jak to? Przecie\ w sobotę przyje\d\a twoja babcia...
 W ubiegłą sobotę wieczorem sprawy niemal wymknęły się spod
kontroli i... wszystko anulowaliśmy.
 Niemal wymknęły się spod kontroli? Czy mam to tak rozumieć, \e
niemal poszłaś z nim do łó\ka?
 No... nie... a właściwie tak. Bo\e, jakie to skomplikowane! Miesza mi
się wszystko w głowie. Paradoks polega na tym, \e czuję się przy Dylanie
dobrze jedynie wtedy, kiedy się z nim kłócę.
 Sytuacja jest dla mnie bardzo jasna. Jesteś w Dylanie zakochana. I kiedy
się z nim kłócisz, nie musisz walczyć z uczuciem, którego się niepotrzebnie
boisz. Instynktownie uciekasz w kłótnię, by...  Laura wybuchnęła śmiechem 
...by móc kochać.
 Co ty opowiadasz?!  wykrzyknęła Kate.
 Wszyscy ludzie to widzą. Ludzie od lat was obserwują i widzą, jak
toczycie boje i dlatego tak łatwo uznali was za zakochaną parę. To proste i to
jest prawda. A napięcie między wami? Nie sądzisz, \e mo\e ono mieć podło\e
seksualne? Tłamszone po\ądanie? Z twojej strony i z jego...
 Przestań! Nie chcę tego słuchać!
 Musisz to wreszcie usłyszeć i musisz wprowadzić korektę do twojego
postępowania z Dylanem, musisz się nauczyć inaczej reagować na jego zaloty.
Moim zdaniem, Dylan i ty macie wielką szansę i nie wolno wam jej
zaprzepaścić.
 A ja ciągle obawiam się, \e nasz związek nie miałby \adnej szansy.
 Jestem przeciwnego zdania.
 Przestańmy mówić o mnie i o Dylanie. Obawiam się, \e z Dylanem
definitywnie skończone.  Pogładziła policzek trzymanej na kolanach Kate
Cole.  Podejrzewam, \e przykro ci będzie pozostawiać małą pod czyjąś opieką
i jezdzić codziennie do pracy.
 Właśnie w tej sprawie...
 Nie mów tylko, \e nie zamierzasz wracać do pracy!
 Zdecydowałam zostać w domu tak\e po urlopie macierzyńskim. Będę z
małą a\ do czasu jej pójścia do szkoły...
Kate poczuła dziwną pustkę. Wszystko wokół niej zmienia się, z
wyjątkiem jej stosunków z Dylanem, odwiecznie takich samych. Martwym
wzrokiem patrzyła przez okno i nagle zobaczyła opadające na ziemię płatki
śniegu. Znieg dwudziestego trzeciego pazdziernika? Oto smutny obraz mojego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl