[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdania są wszystkie swatki, mamuńcie i córeczki. Słyszałem, że przywiózł z Indii niezgorszą fortunę.
Serce Lizy zamarło, gdy zdała sobie sprawę, że Chad zapewne idzie, by upomnieć się o obiecany mu taniec.
Patrząc na niego musiała przyznać, że nie było nic dziwnego w fakcie, iż na jego widok rumieniły się panienki w
promieniu mili. Nigdy bardziej nie przypominał pirata niż teraz, gdy jego długie ciemne włosy lśniły rudawo w
blasku świec. Skromne ubranie tylko podkreślało szerokie ramiona i potężne mięśnie ud. Jak to dobrze, pomyślała
Liza bez tchu, że już dawno wyrwała się spod jego uroku.
- Jak ci idzie poszukiwanie domu? - zapytał Giles, gdy Chad już ukłonił się paniom i wymienił uściski dłoni z
obu dżentelmenami.
- Muszę przyznać, że na razie niewiele osiągnąłem w tej dziedzinie - odrzekł z uśmiechem zapytany. -
Przedstawiłem listę wymagań mojemu agentowi, Thomasowi Harcourtowi, i lecz na razie nie miałem szczęścia.
- Harcourtowi? - zapytał z nagłym zainteresowaniem Giles. - Lizo, czy to przypadkiem nie twój doradca
finansowy?
- Tak - odparła spokojnie. - To mój stary przyjaciel, któremu wiele lat temu przedstawiłam pana Lockridge a.
Znam Thomasa od czasu, gdy miałam piętnaście lat i moja rodzina przeprowadziła się z Kentu do
Buckinghamshire.
- Wtedy gdy twój ojciec odziedziczył tytuł?
- Tak - powtórzyła. - Thomas był synem wikarego i zaprzyjaznił się ze mną, gdy byłam bardzo samotna i
rozpaczliwie potrzebowałam przyjaciół. Okropnie tęskniłam za Kentem i zdawało mi się, że wszystko, co
kochałam, pozostało w Brightsprings.
- A tak... Brightsprings... - Giles zadumał się. - Czy Harcourt odkrył już tożsamość nowego właściciela?
- Nie. - Dziewczyna posmutniała. - To chyba jakiś pustelnik, bo jego agent nie dość, że nie chciał podać nazwiska
swojego klienta, to jeszcze dał wyraznie do zrozumienia, że na pewno nie będzie chciał mnie widzieć.
- No cóż - rzekł Chad. - Zdaje się, że Thomas zrobiłby dla ciebie wszystko. Nie zdziwiłbym się, gdyby w końcu
udało mu się nakłonić tego człowieka do pokazania się.
- To prawda - włączył się Giles. - Liza ma dużo szczęścia, że Thomas Harcourt jest jej agentem. Już niejedno dla
niej zrobił. - Chad uśmiechnął się. - Czyżbyś nic nie wiedział o sukcesach naszej Lizy w świecie finansów?
- Och, doprawdy, Giles! - ucięła gniewnie. - Ktoś mógłby pomyśleć że zaczęłam występować na scenie! -
Odwróciła się do Chada. - Po prostu Change Alley pociąga mnie i lubię od czasu do czasu narobić trochę szumu.
Chad uniósł brwi.
- I odnosić przy tym niemałe sukcesy - dodał Giles, poklepując ją poufale po ręce.
- Tak - powiedział Chad, nie spuszczając z niego wzroku. - Pamiętam zamiłowanie lady Lizy do wszystkich
spraw pieniężnych.
Zesztywniała słysząc ten przytyk; jej oczy zwęziły się w dwie szparki.
- Ma pan bardzo paskudny zwyczaj złego interpretowania motywów ludzkich działań, panie Lockridge -
wycedziła. - Pieniądze właściwie mnie nudzą. Podoba mi się natomiast podniecenie towarzyszące grze o wysoką
stawkę.
Uśmiech Chada ani trochę się nie zmienił.
- Powiedziała to pani jak ktoś, kto ma więcej pieniędzy, niż może wydać.
Liza zignorowała i ten przytyk.
- W każdym razie - przerwał nieprzyjemną ciszę Giles - wszyscy się zgadzają, że bogowie fortuny stoją po jej
stronie. Wszystkie jej inwestycje odniosły niebywałe sukcesy. W naszych kręgach nazywamy to Szczęściem Lizy.
Chad nic nie powiedział, jednak dziewczyna zaczerwieniła się pod jego spojrzeniem. W tej samej chwili orkiestra
zaczęła grać walca. Chad ukłonił się i podał ramię Lizie.
- Mam wrażenie, że to obiecany mi taniec, szczęśliwa pani.
Walc! %7łe też ze wszystkich tańców, jakie mogła z nim zatańczyć, musiał to być akurat walc. Z rezygnacją
położyła mu dłonie na ramionach, lecz gdy poczuła jego palce na plecach, znajomy dreszcz przebiegł jej ciało.
Podniosła na niego wzrok. Intymny kontakt najwyrazniej nie wywarł na nim żadnego wrażenia, gdyż spokojnie
11
rozglądał się po tłumie tancerzy. Jednak po chwili powoli pochylił głowę i spojrzał jej w oczy.
- Nadal używasz tych samych perfum - powiedział cicho. - To fiołki, prawda?
- Ma pan zadziwiająco dobrą pamięć, panie Lockridge.
Rozbawiony, spojrzał na nią z ukosa.
- Czy nie uważa pani, lady Lizo, że skoro znamy się już od tak dawna, moglibyśmy wrócić do Chada i Lizy?
Wciągnęła głęboko powietrze, czując wzbierającą wściekłość. Popatrzyła mu w oczy z udawaną obojętnością.
- Nie, panie Lockridge - wycedziła lodowato. - Nie moglibyśmy.
Rozbawienie nie znikło z jego oczu. Wprowadzając ją pewnie w skomplikowany piruet, powiedział: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl