[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Brzdącem? Czy Rick, który tak bardzo kocha to dziecko, będzie w
stanie zaufać jej na tyle, by uczynić ją matką swoich własnych dzieci?
A jeśli Rick postanowi zatrzymać Brzdąca, a mały nie będzie jej
akceptował? Strach ściskał ją za gardło, ale wiedziała, że musi zadać
mu to pytanie.
- Rick? -Tak?
- Czy... czy mogłoby się tak zdarzyć, że Brzdąc zostałby z tobą już
na zawsze?
- Hm, nie wykluczam, że mogłoby i tak być - odpowiedział,
starannie dobierając słowa. - Ale nie sądzę, by tak się stało. Poza tym,
chciałbym mieć swoje własne dzieci - dodał cicho, obrzucając ją
Strona 102 z 147
RS
uważnym spojrzeniem.
Policzki Caron oblały się ciemnym rumieńcem.
- Dużo?
- Mam zamiar próbować, aż trafi mi się taki mały uparciuch z
zadartym noskiem - poinformował ją żartobliwie.
Serce Caron zabiło szybciej. Powiedział, że chce mieć dziecko. Z
nią.
- Dokąd właściwie jedziemy? - spytała, by zmienić temat.
- Zarezerwowałem dla nas domek w Pine Cone. To taki mały
kurort, jakieś dwadzieścia minut drogi stąd - uspokoił ją Rick. - Chcę,
żebyś wiedziała, jaki ci jestem wdzięczny - dodał po chwili.
Caron popatrzyła na niego zaskoczona.
- Wdzięczny?
- %7łe zgodziłaś się na ten wyjazd i że pomagasz mnie i... Brzdącowi.
Jesteś prawdziwym przyjacielem, Ca-ron. Tak jak dawniej.
- A właśnie. Mieliśmy porozmawiać o tym, co się wtedy
wydarzyło - przypomniała mu. - Chciałabym porozmawiać o tamtej
nocy, po balu.
- Porozmawiamy.
Caron odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że tym razem Rick dotrzyma
słowa. Jak tylko uporają się ze sprawą spadkobiercy, będą mogli
pomyśleć o własnym życiu i własnych sprawach.
- Rick, czytałeś w gazetach o pewnej pamiątce rodzinnej, którą
James miał rzekomo przekazać swemu synowi, prawda? - spytała
cicho.
- Owszem - przytaknął mężczyzna. - Wolałem nie poruszać
wcześniej tego tematu. Domyślam się, że gdybyś odkryła, że mam
ten przedmiot, twoje sumienie zawodowe nie pozwoliłoby ci
milczeć.
- To byłby bardzo konkretny dowód - przyznała, choć, prawdę
powiedziawszy, srebrny dolar był ostatnią rzeczą, jaką chciałaby
teraz ujrzeć. Gdyby nie udział Ricka, najchętniej przekazałaby całą tę
sprawę w ręce Ramseya.
Kiedy dotarli na miejsce Rick zatrzymał samochód przed ostatnim
Strona 103 z 147
RS
z długiego rzędu niewielkich drewnianych domków. Na drzwiach
wisiała tabliczka z napisem Recepcja".
Rick wysiadł, by załatwić formalności związane z zameldowaniem
się. Trzaśnięcie drzwiczek obudziło smacznie śpiącego do tej pory
Brzdąca. Na widok oddalającego się opiekuna, okrągła buzia dziecka
poczerwieniała niepokojąco, a małe usteczka skrzywiły się do
płaczu.
- Hej, przecież ja tu jestem. No, chyba nie zamierzasz się
rozpłakać - uspokajała dziecko Caron, rozpinając szelki
przytrzymujące siodełko Brzdąca.
- Ciii.... Ja chcę ci tylko pomóc - powiedziała, przechylając się
przez oparcie i biorąc dziecko w ramiona.
Ale było już za pózno. Brzdąc, zmęczony podróżą, rozpłakał się
najgłośniej jak potrafił.
Kiedy w parę minut pózniej Rick opuścił recepcję, zastał pusty
samochód. Zaskoczony rozejrzał się dookoła. Caron, stojąc pod
sosnami, kołysała w ramionach rozkrzyczanego malucha. Ten widok
poruszył go dużo bardziej niż najbardziej zmysłowe pozy. Tak
bardzo starała się zdobyć sympatię dziecka. Nic dziwnego, że pytała
go, czy zamierza zatrzymać Brzdąca. Najwyrazniej chciała być
przygotowana i na taką ewentualność.
- Co ty mu robisz? Szczypiesz go w pupę, czy co? - spytał,
podchodząc bliżej.
Caron odwróciła się gwałtownie. Zielone oczy błyszczały
podejrzanie.
- To wcale nie jest śmieszne. Nie wiem, dlaczego on tak się mnie
boi - poskarżyła się, oddając mu dziecko.
- Przepraszam. Ja tylko żartowałem. Myślałem, że cię to
rozśmieszy.
- Ha, ha - mruknęła Caron, ocierając ukradkiem oczy. - Dobry żart,
co? No, proszę. Zmiej się z niezdary, która nawet nie potrafi zająć się
dzieckiem. Zmiej się z...
- Daj spokój, Caron - przerwał jej. - To była najpiękniejsza,
najbardziej wzruszająca scena, jaką widziałem.
Strona 104 z 147
RS
Caron popatrzyła na niego zaskoczona.
- Słucham?
- Tyle udało ci się osiągnąć. Jesteś zdolną, obiecującą panią
mecenas, a rozklejasz się, ponieważ wydaje ci się, że ten maluch cię
nie akceptuje.
- A jak uważasz? Czy mogę myśleć o posiadaniu własnych dzieci,
skoro wszystkie odwracają się ode mnie z płaczem?
- Nie przesadzaj. Nie jest tak zle - pocieszył ją Rick. - %7łeby zostać
adwokatem, musiałaś wykazać wiele cierpliwości i uporu, prawda?
Podobnie jest z dziećmi. Daj mu trochę czasu.
Caron westchnęła głęboko.
- Więc co mam robić?
- Bądz cierpliwa. I spokojna - tłumaczył łagodnie. - Mały wyczuwa
twoje zdenerwowanie. Poza tym myślę, że tęskni już za swoją mamą.
Na szczęście, ona jutro wraca, więc wszystko będzie dobrze. A
tymczasem cieszmy się wolnością. Zanim stąd wyjedziemy, obiecuję
ci, że ty i Brzdąc będziecie najlepszymi przyjaciółmi - dodał, podając
jej dziecko. - No, mały, najpiękniejsza dziewczyna w tych górach chce
się z tobą zaprzyjaznić - uśmiechnął się do malca. - Nie przegap tej
szansy.
Brzdąc w milczeniu pogodził się z tą zamianą, oczywiście pod
warunkiem, że Rick był w zasięgu jego wzroku. Caron postarała się o
to, towarzysząc mu w przenoszeniu bagaży z samochodu do domku.
Drewniany domek składał się z dwóch pokoi, małej kuchenki i
jeszcze mniejszej łazienki. Podczas gdy brzdąc odpoczywał po
trudach podróży w ustawionym w kuchence kojcu, Rick rozłożył się
wygodnie na miękkim podwójnym łożu w jednym z dwóch pokoi
służących za sypialnie.
- Czy nie powinniśmy się raczej czymś zająć? - spytała Caron,
przysiadając na brzegu łóżka.
- Na przykład czym? - uśmiechnął się, przyciągając ją bliżej.
- Nie wiem - odparła, kręcąc w palcach guzik jego koszuli. -
Rozpakowaniem toreb albo czymś w tym rodzaju.
- Bierz przykład z Brzdąca - pouczył ją Rick. - Kiedy jest
Strona 105 z 147
RS
zmęczony, śpi, kiedy zgłodnieje, woła o jedzenie.
- A kiedy jest zły, krzyczy wniebogłosy - dodała, delikatnie
przesuwając wierzchem dłoni po szorstkim od zarostu policzku
mężczyzny. - Może tak właśnie powinno się robić. Otwarcie
okazywać swoje uczucia.
- Kocham cię, maleńka - szepnął Rick, wtulając twarz we włosy
Caron. - I nie mogę się doczekać, by ci udowodnić, jak bardzo.
Szczególnie na tym wspaniałym, miękkim łożu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]