[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu prosto w oczy, co o nim myśli.
Nagle koń poślizgnął się na zamarzniętej kału\y, stracił równowagę, a potem zarył się kopytami
w błocie. Nie była na to przygotowana. Przelatując nad końskim łbem, myślała tylko o jednym -
jak uchronić swoje dziecko. śeby osłabić impet upadku, wyciągnęła ręce.
Padając na ziemię, usłyszała trzask łamanej kości i poczuła przerazliwy ból. A potem, po raz
pierwszy w \yciu, zemdlała.
Cole nienawidził sam siebie za to, \e znów zakochał się w Cassie. Jak mógł okazać się na tyle
słaby, \eby o,ddać serce osobie, która podwójnie go oszukała? A choć tak bardzo pragnął przyjąć
miłość, którą mu oferowała, nadal nie potrafił jej wybaczyć.
Pomyślał, \e trzeba jakoś to rozwiązać. Nie mo\na tak dalej \yć. To nie fair w stosunku do
\adnego z nich, nie mówiąc ju\ o Jake'u.
Wrócił do domu z dwudniowej podró\y do Kalifornii, gotów podjąć jakieś zdecydowane kroki.
Przede wszystkim chciał szczerze porozmawiać z Cassie. Zajrzał do kuchni, ale nie zastał w niej
nikogo. Nie było te\ dla niego obiadu. Z góry dobiegły go dzwięki muzyki. Pewnie Jake był w
swoim pokoju i odrabiał lekcje. Cole nigdy nie potrafił zrozumieć, jak mo\na się uczyć w takim
hałasie.
Pobiegł na górę, przeskakując po dwa stopnie, zapukał do drzwi, po czym otworzył je, nie
czekając na odpowiedz. Jego syn na pewno i tak go nie usłyszał.
Nie mylił się. Jake nawet nie podniósł oczu znad ksią\ki. Cole przeszedł przez pokój i wyłączył
odtwarzacz. Jake nieprzytomnie zamrugał oczami, a potem się rozpromienił.
- Wróciłeś! Od dawna jesteś w domu?
- Od paru minut. Gdzie mama?
- Nie ma jej na dole?
- Nie - odparł Cole i zauwa\ył, \e Jake nagle się zmieszał. - Co się tu dzieje? - zapytał.
- Sam nie wiem.
- Pokłóciliście się?
- Raczej nie. Zapytałem ją tylko, czy to prawda, co mówi dziadek, a ona się strasznie wściekła.
Mo\e pojechała do niego?
- A co takiego powiedział dziadek?
- śe macie się rozwodzić i \e zostanę z tobą. - Jake zasępił się. - Ale dziadek nie miał racji,
prawda?
Cole zaklął w myślach.
- Kiedy to było?
- Nie mam pojęcia - westchnął Jake. - A która jest teraz godzina?
- Po siódmej. Na dworze jest ju\ ciemno.
- To musiało być koło czwartej. Pojechałem po szkole na ranczo na lekcję konnej jazdy, a potem
dziadek odwiózł mnie do domu.
Od tamtej pory minęły trzy godziny! Czemu jeszcze nie wróciła? Cole chwycił za telefon i
wykręcił numer ojca.
- Jest u ciebie Cassie? - rzucił bez wstępów.
- Cassie? - zdumiał się Frank. - A co miałaby tu robić?
- Jake myślał, \e pojechała na ranczo.
- Mo\e po prostu zmądrzała i wreszcie cię rzuciła.
Cole udał, \e tego nie słyszy. Najwa\niejszą rzeczą było odnalezienie Cassie.
- Jadę jej szukać - powiedział ojcu. - I je\eli cię chocia\ trochę obchodzimy, pomó\ nam.
- Oczywiście, \e wam pomogę - pospiesznie zapewnił go Frank. - Ale od godziny pada śnieg,
więc nie mam pojęcia, w jakim celu mogła się gdzieś wybrać. Mo\e jej wóz wylesiał z szosy?
Jednak samochód Cassie stał za domem, tam gdzie zwykle. Natomiast okazało się, \e w stajni
brakuje jednego konia!
Jake wybiegł za Cole'em na dwór i stał w drzwiach stajni, trzęsąc się z zimna.
- Wyjechała? - zapytał ojca z przera\eniem.
- Wzięła konia - odpowiedział Cole. - Mam nadzieję, \e nic jej się nie stało. Pewnie próbuje
przeczekać gdzieś śnie\ycę.
- Czemu po prostu nie zawróciła? - rozsądnie zapytał Jake. - Albo nie pojechała do dziadka?
Cole przykląkł przed chłopcem.
- Nie wiem, bracie. Ale mam do ciebie prośbę. Wracaj do domu i zadzwoń na dziewięćset
jedenaście. Powiedz s~eryfowi, \e musi nam pomóc szukać twojej mamy. Zrobisz to dla mnie?
Jake z przejęciem pokiwał głową.
- A potem zadzwoń do babci i poproś ją, \eby tu przyjechała i zajęła się tobą.
- Ale ja chcę z tobą jechać - zaprotestował Jake.
- Nie, bardziej pomo\esz mamie, dzwoniąc do szeryfa. A teraz leć!
Jake posłusznie popędził do domu, a Cole osiodłał drugiego konia i pojechał w kierunku rancza.
Niestety, śnieg spadł dość niedawno, więc nie było wyraznych śladów.
Droga stawała się coraz bardziej stroma i skalista. Niepokój Cole'a rósł z ka\dą mimitą. Czuł, \e
musi jak najszybciej odnalezć Cassie, W ciągu ostatniej godziny temperatura drastycznie spadła,
więc je\eli Cassie le\ała gdzieś ranna, mogła nie prze\yć tej nocy. A on nie 'mo\e przecie\
stracić jej w taki
sposób.
Nagle spadło na niego olśnienie. On w ogóle nie mo\e jej utracić! Impulsywna decyzja
przera\onej nastolatki przestała wreszcie mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Ale co mogło
teraz skłonić dwudziestoośmioletnią kobietę do podjęcia podobnego kroku'? Je\eli strach, to
pewnie równie paniczny jak przed laty. Kto dał mu takie prawo, \eby ją osądzać?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]