[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ilość żywności na długą podróż morską. Dopiero następnego ranka Wilmowski miał
powrócić do śródmieścia Melbourne w celu dokonania wymiany w ogrodzie
zoologicznym.
Jeszcze przed przybyciem do Melbourne Bentley nalegał, aby łowcy rozgościli się w jego
domu. Nie chcąc sprawiać mu kłopotu, nie skorzystali z propozycji. Wobec tego Bentley
polecił im wygodny hotel na ulicy Bourke, gdzie Smuga i Tomek mieli oczekiwać na
przybycie Wilmowskiego.
Po południu obydwaj odświeżeni i przebrani po podróży wyszli rozejrzeć się po mieście.
Ulica Bourke była zabudowana dwupiętrowymi domami z głębokim. podcieniami
wychodzącymi na chodniki. W domach tych przeważnie mieściły się teatry, sale
koncertowe, cyrki, restauracje i hotele. W porze popołudniowej ruch tu znacznie się
246
ożywiał. Był to okres popularnych w Australii wyścigów konnych, na które przybywało
wielu farmerów, nawet z bardzo odległych okolic. Aatwo ich było rozpoznać w barwnym
tłumie przechodniów po niezbyt modnych ubiorach.
Tomek i Smuga zatrzymali się u wylotu szerokiej ulicy, by przyjrzeć się białemu
gmachowi Parlamentu oraz Pałacowi Wystawy Powszechnej84 z jego olbrzymią kopułą
dominującą nad miastem. Potem szybko minęli opustoszałą o tej porze dzielnicę
handlową i zagłębili się w ulicę Little Bourke zamieszkiwaną przeważnie przez
Chińczyków. Powiewające nad sklepami szyldy z niebieskiego materiału ze złotymi
napisami chińskimi zachęcały do oglądania egzotycznych wystaw. Podobnie jak w Port
Saidzie tak i teraz Tomek z upodobaniem zatrzymywał się przed sklepami.
Podczas wędrówki po mieście dwaj przyjaciele wstąpili do kawiarni na podwieczorek.
Tomek skorzystał z wolnej chwili i napisał do Sally Allan list, w którym wspomniał
o wycieczce na Górę Kościuszki oraz przesłał jej pozdrowienia Od siebie i Dingo. Po
przyjemnie spędzonym dniu podróżnicy udali się na przedstawienie do cyrku, po czym
powrócili do hotelu.
Następnego ranka Bentley przybył po nich jeszcze przed godziną dziewiątą, a wkrótce
po nim zjawił się również Wilmowski. Oznajmił z zadowoleniem, że kapitan Mac Dougal
wywiązał się doskonale z powierzonego zadania. Wszystkie zwierzęta przywiezione z
Port Augusta czuły się zupełnie dobrze. Po uzupełnieniu zapasów odpowiedniego dla
nich pożywienia, statek mógł bez przeszkód wyruszyć w powrotną drogę. Bentley
natychmiast zaofiarował się ułatwić zaopatrzenie w prowiant.
Grupa Polaków razem z Bentleyem udała się powozem do ogrodu Towarzystwa
Zoologicznego dla dokonania wymiany zwierząt. Podczas jazdy podróżnicy z podziwem
przyglądali się pięknie zabudowanemu, rozległemu miastu, leżącemu na obydwóch
brzegach rzeki Yarra. Handlowe oraz przemysłowe śródmieście było otoczone szerokim
wieńcem wspaniałych ogrodów, za którymi rozciągały się również pełne zieleni
przedmieścia. Tutaj wśród drzew bielały wygodne domki mieszkańców miasta. Kierując
się na północ minęli ogrody Carltona, przebyli skwer Lincolna i zagłębili się w Park
84 Wystawa Powszechna odbyła się w Melbourne w 1880 r.
247
Królewski. W parku tym, między wieloma atrakcjami, mieścił się ogród Towarzystwa
Zoologicznego, którego zarządcą był Bentley. Zwierzyniec udostępniano dla publiczności
jedynie w ściśle określone dni. Z tego względu zwierzęta korzystały z dość dużej
swobody. Niektóre z ruch przebywały tam niemal całkowicie na wolności, nie zdradzając
chęci ucieczki.
Tomek po raz pierwszy ujrzał ogród zoologiczny, można wiec sobie wyobrazić, z jakim
zaciekawieniem przyglądał się wszystkim zwierzętom. Największą radość sprawił mu
widok słonia przywiezionego na Aligatorze" z Cejlonu. Wspaniałe zwierzę przyzwyczaiło
się już do nowych warunków bytowania, a ze względu na swą wielką łagodność stało się
ulubieńcem najmłodszych mieszkańców miasta. Tomek twierdził, że słoń musiał go
poznać, gdyż bez zachęty pomógł mu trąbą wspiąć się na swój grzbiet. Wilmowski
wskazywał, które okazy ptaków chciałby otrzymać w zamian za skalne kangury i
niedzwiadki koala. Bentley nie robił żadnych trudności, ponadto polecił obsłudze ogrodu
dostarczyć ptaki w klatkach na statek.
Z ogrodu łowcy udali się do Muzeum Narodowego zaopatrzonego w bogate zbiory fauny
z całego kontynentu. Tutaj Wilmowski i Smuga spędzili kilka godzin na oglądaniu
oryginalnych eksponatów. Oprowadzał ich dyrektor muzeum, który nie szczędził im
swych rad w związku z organizowanym działem fauny australijskiej w ogrodzie
zoologicznym w Europie.
Dopiero pózno po południu wracali do hotelu. Ku ich zdziwieniu powóz zatrzymał się
przed piękną willą otoczoną dużym ogrodem.
- Musicie mi panowie wybaczyć, lecz na prośbę matki dokonałem na was zamachu.
Znajdujecie się przed moim domem. Dopiero nazajutrz wieczorem odzyskacie wolność.
Nie możecie odmówić nam tej przyjemności - powiedział wesoło Bentley.
- To już moje drugie porwanie w Australii - zawołał Tomek.
Wśród ogólnej wesołości wysiedli z powozu, a gdy weszli do domu, zastali w salonie
bosmana Nowickiego zajętego ożywioną rozmową z matką Bentleya.
Okazało się, że gościnny zoolog, odsyłając klatki z ptakami na statek, załączył
zaproszenie dla bosmana, zapewniając go z góry o zgodzie kierownika wyprawy na
248
opuszczenie Aligatora". W ten sposób wszyscy Polacy uczestniczący w wyprawie
znalezli się w domu Bentleyów.
Wieczór i następny dzień minęły nadzwyczaj szybko. Pani Bentley okazała się bardzo
miłą i gościnną kobietą. Wypytywała rodaków o Warszawę, interesowała się przeżyciami
Tomka w czasie wyprawy i nawet namawiała go usilnie, aby pozostał w Australii.
Pożegnalny obiad był prawdziwą ucztą. Zaproszono na niego Tony'ego, który szczególną
sympatią darzył Małą Głowę". Kiedy podróżnicy przygotowywali się już do powrotu na
statek, Bentley ofiarował Tomkowi na pamiątkę prawdziwy bumerang, dzidę i tarczę.
- Ofiarowanie bumerangu przez Australijczyka ma u nas specjalne znaczenie -
powiedział Bentley, wręczając piękny dar. - Ma to oznaczać: wróć do nas, Jak powraca
bumerang. Będziesz zawsze naszym najmilszym gościem.
Chłopiec wzruszony uściskał Bentleya i jego matkę, obiecując napisać do nich po
przybyciu do Europy. Po serdecznym pożegnaniu łowcy udali się wprost na dworzec,
gdzie wsiedli do pociągu, który dowiózł ich do Port Phillip.
Powrót na statek uradował Tomka do tego stopnia, że ojciec z trudem nakłonił go do
udania się na spoczynek. Oczywiście Dingo zamieszkał z nim w jednej kabinie, gdyż
chłopiec nie chciał rozstać się ze swym ulubieńcem. Zaledwie zajaśniał dzień, Tomek
zerwał się z łóżka. Razem z Dingo rozpoczął wędrówkę po wszystkich zakamarkach
statku, spędzając najwięcej
czasu w pomieszczeniach zwierząt. Z wyjątkiem dziobaków, które mimo największych
starań załogi nie dojechały żywe do Europy, zwierzęta czuły się znośnie.
Mały kangurek oswoił się już z widokiem ludzi. Wychodził nawet z klatki, w której
przebywał z wojowniczą matką i brał pożywienie z rąk obsługi. Tomek gorliwie pomagał
w karmieniu zwierząt i dopiero basowy ryk syreny okrętowej wywabił go na pokład.
Nadeszła chwila odjazdu. Aligator" zwolniony z uwięzi wolno oddalał się od brzegu.
Zadudniły maszyny. Wkrótce statek wypłynął z zatoki w otwarte morze. Brzegi Australii
roztapiały się w dali.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]