[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie ruszajcie się z miejsca! rozkazał Michał Scoto. I nie bójcie się. To tylko
złudzenie! .
Kula znowu zaczęła mówić: Anglik ma rację, lecz zapomniał, że mogę was wszyst-
kich oślepić, kiedy zechcę.
Wiedziałem, że ta księga jest w Pizie. I przez całe życie... a raczej przez wszystkie
życia jej szukam .
Gaddo był do głębi wstrząśnięty. Nawet Konrad, który niemało widział w swej ka-
rierze czarów, nie był wolny od lęku. Zjawa ta, oprócz tego, że mówiła prawdę posiadała
realną moc wzbudzania strachu, ciężkiego, potężnego, dotykalnego, nie do zniesienia.
Kiedy przybyłem, wyraznie odczułem jej obecność, ciągnęła zjawa. Nie wie-
działem tylko, kto ją posiada. Kiedy mi powiedziano, że jest tutaj myślałem, że to ty
Angliku ją masz, choć nie kryje zaskoczenia, iż znowu cię widzę .
150
Pomijając fakt, że jestem Szkotem wtrącił Michał Scoto dobrze wiesz, że i ja
potrafię zrobić tę sztuczkę z ciałem astralnym.
I nie przypisuj sobie takiej wszechmocy. Jesteś śmiertelnikiem jak wszyscy, bez
wcześniejszych istnień! Powiedz raczej, że nie mogłeś się tak długo koncentrować, by
dokonywać bez przerwy projekcji swego ciała astralnego i odkryć, kto ma księgę. Trzeba
było dopiero, by właściciel mówiąc o niej, ujawnił przed tobą szeroko myśli, abyś mógł
się dowiedzieć. Czy to ci nic nie sugeruje? .
Szyderczy uśmiech zniknął z oblicza katara, namalowało się na nim rozwścieczenie
i kula ponownie rozszerzyła się na całą komnatę, błyskając straszliwym światłem.
Uspokójcie się! krzyknął Scoto. Nic nam nie może zrobić! .
Kula znowu powróciła do poprzedniej wielkości. Lecz teraz katar już się nie uśmie-
chał.
Chcesz rzec, iż uczyniłeś to naumyślnie, ty psie? Tak, uczyniłeś to naumyślnie. No,
dobrze. Ja mam kamień a ty księgę. Jedno bez drugiego nie jest nic warte, obaj o tym
wiemy.
Składam ci więc propozycję: zapomnijmy o starych urazach i sprzymierzmy się.
We dwóch zapanujemy nad światem .
Mnie interesuje tylko wiedza, panowanie mnie nie obchodzi, odparł mag.
A poza tym wolałbym się raczej sprzymierzyć z wężem aniżeli z tobą. Znam cię, ty
nie podzieliłbyś się nawet z własną matką, założywszy, iż wiesz kto nią był .
Katarem targnęła wściekłość, sprawiając, że jego wygląd stał się wstrętny. Strużka
śliny wyciekała mu z kącika ust, półotwartych i dyszących z gniewu.
...i dosyć ze sztuczkami ze światłem! Jak widzisz, na nic się nie zdały , ponaglił
Scoto.
Katar wrzasnął ze złości, a kula, błysnąwszy ostatni raz, zniknęła, pozostawiając
wszystkich w osłupieniu. Wszystkich, oprócz, rzecz jasna, Michała Scota, który natych-
miast rzucił się do drzwi.
Szybko! zawołał. Jest tutaj! . I pospieszył na korytarz. Pozostali instynktow-
nie trzymali się z tyłu.
Jednak Visconti dopadł go jednym susem i, chwyciwszy za ramię, zatrzymał. Co to
znaczy jest tutaj? Tutaj, gdzie? .
Spieszmy się, nie ma wiele czasu na wyjaśnienia! . Mag mówił poruszony. Musi
być w zamku. Projekcja ciała astralnego nie może się dokonywać na większe odległo-
ści! .
Ależ to niemożliwe! Nikt nie może wejść do zamku, nie będąc widziany, chyba że
jest niewidzialny lub potrafi fruwać! .
No, co do tego, możemy być pewni: skoro jeszcze ja nie potrafię tego robić, nie po-
trafi i on wyszeptał mag w zamyśleniu. A zatem musi tu być jakieś podziemne
przejście .
151
W tym zamku nie ma żadnego podziemnego przejścia odparł Visconti, wiem
o tym. Znam to miejsce od małego dziecka. Przemierzałem je wzdłuż i wszerz. Nie ma
żadnego przejścia.
Posłuchaj: ślepo ci zaufałem, robiłem coś powiedział, boś mnie przekonał, że znasz
sposób na schwytanie katara. Teraz jednak mam powyżej uszu twoich czarów i prze-
czuć. Tutaj nie może być nikogo, poza tymi, którzy tu mieszkają.
A zresztą, gdyby to co mówisz jakimś dziwnym trafem okazało się prawdą, co ci
każe sądzić, że on przybył w pojedynkę? I, na dodatek, z kamieniem!
Zmiał się głucho i, wypowiadając ostatnie zdania, uchwycił szaty maga potrząsając
nim.
Nagle rozbłysła niebieskawa iskra i Visconti z grymasem bólu, jak oparzony, ode-
rwał dłonie od piersi Szkota który, stojąc nieruchomo, przestrzegł go: Nigdy więcej nie
podnoś na mnie ręki . Szymon Visconti zaczął gnieść palce, spoglądając nań ze zdumie-
niem i przestrachem. Tamten, jakby nic się nie stało, ciągnął: Mówię ci, że jest tutaj,
sam i z kamieniem. Nosi go ze sobą, bo nikomu nie ufa. A poza tym nie mógł przybyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]