[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niewątpliwie przewyższała typowe Angielki, które były zwykle pewne siebie,
zdecydowane w opiniach i przekonaniu, że są darem bożym dla świata.
Teraz zrozumiał, że Seraphina była nieszczęśliwa cierpiała z powodu jego
głupoty.
Muszę ją dogonić!
Kelvin nieświadomie przynaglił wierzchowca.
W południe zatrzymali się, by napoić konie i dać im Heco wypocząć.
Jahan kupił w pobliskiej wiosce jedzenie, ale Kelvin poprosił tylko o coś
zimnego do picia. Choć nie jadł śniadania, nie był głodny. Czuł w sobie inny
głód, który gnał go naprzód.
Strona nr 117
Barbara Cartland
Jechali nawet w porze największego upału, a kiedy konie zaczęły się
męczyć, Kelvin zdał sobie sprawę, że wkrótce zrobi się ciemno. Coraz
bardziej niecierpliwił się.
Przejeżdżając przez wioski pytali o tongę z mem-sahib, ale dowiedzieli
się tylko, że znacznie ich wyprzedziła.
Wreszcie na skraju małego miasteczka zobaczyli stację pocztową.
W całych Indiach można było napotkać takie stacje wzniesione dla
podróżujących Europejczyków, gdzie mogli wymienić konie lub
przenocować.
Czasami były duże i imponujące, ale ten budynek był niewielki i Kelvin
od razu wiedział, że znajdzie tu tylko dwie sypialnie i wspólną jadalnię.
Z tyłu znajdowała się najprawdopodobniej chata dla khansamah, czyli
właściciela zajazdu, i stajnie dla koni. Bungalow otaczały klomby kwiatowe.
Przenocujemy tutaj powiedział Kelvin do służącego.
Kiedy mijali bramę, zaczął zastanawiać się, czy było tu miejsce
odpowiednie dla Seraphiny.
Chyba Amar miał tyle rozsądku, żeby zatrzymać się na odpoczynek w
zajezdzie.
Kelvin przypomniał sobie rezydencje, w których stawali w drodze do
Udaipuru. Miał nadzieję, że może Seraphina pojechała do którejś z nich, choć
jednocześnie wydało mu się to mało prawdopodobne. Musiałaby wtedy
tłumaczyć, dlaczego podróżuje samotnie.
Istniała także możliwość, że gospodarze staraliby się wyperswadować jej
dalszą podróż.
Nie mogła mnie bardzo wyprzedzić, pomyślał podjeżdżając do budynku,
w którym znajdowały się stajnie. Wtedy zobaczył tongę.
Koń został wyprzężony, wodze leżały na ziemi, a kiedy Kelvin zsiadał z
wierzchowca, dostrzegł Amara.
Amar! zawołał. Gdzie jest mem-sahib?
Poszła się położyć, sahibie. Jestem szczęśliwy, że pan przyjechał.
Kelvin odetchnął głęboko. Znalazł ją!
Czy mem-sahib dobrze się czuje? zapytał.
Jest trochę zmęczona, sahibie. Przebyliśmy długą drogę.
To prawda.
Zmienialiśmy konie wyjaśnił Amar. Musieliśmy płacić bardzo dużo
rupii, ale mem-sahib twierdziła, że to nie ma znaczenia.
Tak, to nie ma znaczenia! powtórzył Kelvin, idąc już w stronę
bungalowu.
Khansamah ceremonialnie zaprowadził go do małego pokoju, w którym
stało jedno wąskie łóżko, stół i krzesło. Podróżni w Indiach wozili ze sobą
wszystko, co mogło im być potrzebne.
Strona nr 118
PODRÓ%7Å‚ POZLUBNA
Mem-sahib jest w drugim pokoju wyjaśnił zupełnie niepotrzebnie
khansamah.
Jahan zjawił się z kocem, który odczepił od siodła. Rozwinął go.
Wewnątrz znajdowało się czyste prześcieradło i ubranie, a także przybory do
mycia i golenia.
Dopiero teraz Kelvin poczuł, że jest głodny. Poczuł też, że pokrywa go
gruba warstwa kurzu, który wzbijały konie jadąc suchą drogą.
Umyję się zdecydował nagle.
Miejsce do mycia znajdowało się obok sypialni, stały tam wiadra z wodą i
rynna.
Kiedy wrócił do sypialni, owinięty tylko w ręcznik, było mu chłodno i
czuł głód. Zobaczył, że na łóżku leży długa niebieska koszula nocna, którą sir
Anthony kazał mu kupić w sklepie na St. James.
Założył ją, a Jahan przyniósł mu jedzenie i butelkę chłodnego
miejscowego piwa.
Kelvin zjadł wszystko, nieświadomy zupełnie smaku potraw.
Kiedy Jahan wyszedł, wstał zastanawiając się, co powinien zrobić.
Potem powiedział sobie, że poprzedniej nocy odszedł, sądząc, że
Seraphina śpi, i to był błąd. Jeśli ona się dowie o jego przyjezdzie, może
znowu uciec, a temu chciał zdecydowanie zapobiec.
Cicho wszedł do jadalni, przedzielającej dwie sypialnie. Było tu ciemno,
ale zobaczył światło w szparze pod drzwiami Seraphiny.
Miał nadzieję, że jeszcze nie śpi. Bał się, że jeśli dziewczyna obudzi się i
nagle go zobaczy, przestraszy się. Bardzo delikatnie, bez pukania, otworzył
drzwi.
Na stoliku koło łóżka, okrytego siatką moskitiery, migotała świeca.
Obok łóżka klęczała Seraphina. Ukryła twarz w dłoniach i modliła się.
Nie usłyszała odgłosu otwieranych drzwi. Kelvin stał i przyglądał się
pogrążonej w modlitwie i nieświadomej jego obecności żonie.
Ale po kilku sekundach, jakby czując jego wzrok, podniosła głowę i
spojrzała w jego stronę. Policzki miała mokre od łez.
Przez chwilę patrzyła na niego, nic nie mówiąc.
Za kogo się modlisz, Seraphino? zapytał Kelvin głębokim głosem.
Za... ciebie odpowiedziała bez zastanowienia.
Czy te łzy są również dla mnie? zapytał.
Nerwowo poderwała się z klęczek. Wyglądała jak dziecko przyłapane na
wagarach, które czeka na reprymendę.
Ale jej ciało, którego kontur rysował się w blasku świecy, nie było ciałem
dziecka.
Idz do łóżka, Seraphino powiedział Kelvin łagodnie chciałbym z
tobą porozmawiać.
Strona nr 119
Barbara Cartland
Posłuchała go, podniosła fałdy moskitiery i znikła za nimi.
Zapadła już noc. Niebo za oknem usiane było gwiazdami. Kelvin
zdmuchnął świecę i otworzył okno. Wzeszedł księżyc i oświetlił ten mały,
nędzny pokój bladymi, srebrnymi promieniami. Kelvin podniósł moskitierę.
Widział twarz Seraphiny tak wyraznie jak w dzień.
Tej nocy wsparta była tylko na jednej poduszce i przykrywało ją tylko
jedno prześcieradło. Nadal wyglądała delikatnie, nie jak postać z
materialnego świata, a raczej jak zjawa senna.
Usiadł na skraju łóżka. W jej oczach nie było lęku, a jedynie pełen
zrozumienia smutek.
Bałem się, że cię nie dogonię powiedział.
Pisałam... żebyś nie jechał za... mną.
Musiałem.
Dla... dlaczego?
Pierwszym powodem jest to, że skłamałaś pisząc do mnie list.
Skłamałam?
Napisałaś, że mam wszystko, czego pragnę.
Ależ tak... Twój stryj... nie żyje i jesteś... bogaty!
Tak trudno było powiedzieć to ostatnie słowo.
A mimo to jest jeszcze coś, czego pragnę powiedział Kelvin. Coś
znacznie ważniejszego.
C... co?
Ty!
Zobaczył, że zadrżała, ale nie odezwała się.
Muszę ci coś powiedzieć, Seraphino, coś, co powinienem był
powiedzieć ci wcześniej.
C... co?
Kiedy wchodziłem do twej sypialni w pierwszą noc po naszym ślubie,
oczekiwałem, że znajdę tam dużą despotyczną kobietę, podobną do twego
ojca. Uśmiechnął się. A wiesz, co zobaczyłem? Niewielką i bardzo
przerażoną istotkę.
Było coś w jego głosie, co kazało jej spuścić wzrok.
Starałem się być łagodny i wyrozumiały mówił dalej. Powiedziałem
sam sobie, że potrzebujesz opieki i pomocy. A tymczasem pokochałem cię.
To... to... nieprawda.
To jest prawda odparł i odkryłem ją, kiedy przytuliłaś się do mnie
podczas sztormu. Rozmawialiśmy stojąc na pokładzie statku, a ja wiedziałem,
że jedyne, czego chcę, to bronić cię, ale też starać się być mądrzejszy, by
[ Pobierz całość w formacie PDF ]