[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w sercu.
Kobiety! Uważały, że mają jakiś wrodzony radar, który pozwala im odczytywać
stan ducha innych. Jakim cudem Sally Finch lub siostra mogą cokolwiek wiedzieć na te-
mat jego zadowolenia z życia?
Zanim zdołał rozwikłać ten problem, w ciszę wdarł się dzwonek telefonu. Wzdy-
chając z irytacją, Logan ściszył muzykę i przeszedł do kuchni.
- Hej, braciszku. To ja - usłyszał na drugim końcu linii.
O wilku mowa.
- Pewnie jesteś strasznie zajęty, więc od razu przejdę do sedna. Mam ogromną
prośbę.
Nazajutrz rano uczestnicy warsztatów witali Sally przyjaznym uśmiechem. Maeve
promieniała szczęściem; najwyrazniej wczorajsza randka się udała.
Logan skinął jej na powitanie i pomknął dalej, z telefonem przy uchu. W południe
nawet na nią nie spojrzał wyszedł z biura pochłonięty rozmową z doradcą technicznym.
Sally tłumaczyła sobie, że tak jest lepiej. %7łe życie jest mniej skomplikowane, gdy nie
trzeba rozmawiać z Loganem, uśmiechać się do niego.
R
L
T
O piątej, kiedy szykowała się do wyjścia, Kim poinformowała ją, że w kopalni w
zachodniej Australii zawaliło się dostarczone przez Blackcorp rusztowanie.
Trzech mężczyzn zostało rannych. Szef poleciał do Perth sprawdzić, jak do tego
doszło i dopilnować, by ranni otrzymali najlepszą opiekę medyczną.
- Ale nie miej takiej smutnej miny - dodała Kim, spoglądając na przyjaciółkę. - Ca-
ła ta sprawa ciebie nie dotyczy, a szef ze wszystkim sobie poradzi.
- Nie wątpię. - Sally przewiesiła torebkę przez ramię. - Chyba wybiorę się do kina.
Na jakąś dobrą komedię.
- Nic sobie na dziś nie zaplanowałam. Masz ochotę na towarzystwo?
Sally uśmiechnęła się szeroko.
- No pewnie!
W piątek, kiedy dotarł kolejny bukiet białych róż, Logan wciąż przebywał w Perth.
Sally ponownie zawiozła je na górę do pokoju Marii Paige. W windzie przysunęła nos do
aksamitnych płatków; miała wrażenie, że wydzielają jeszcze bardziej intensywny zapach
niż przed tygodniem.
Sekretarka Logana rozmawiała przez telefon. Sally wstawiła kwiaty do przygoto-
wanego wazonu z wodą. Ciekawe, co z nimi będzie? Czy Maria prześle je kurierem do
kochanki Logana? Może zabierze je do własnego domu? A może będą tkwiły tu w wazo-
nie przez cały weekend?
Starając się nie myśleć o pracy, a raczej swoim przystojnym pracodawcy, Sally
ucieszyła się na widok Anny i Steve'a, choć ci wpadli tylko na moment, żeby podrzucić
jej dzieci.
- Do torby wsadziłam pieluchy Rose i inhalator Olivera - oznajmiła Anna, która
ślicznie wyglądała w szarej jedwabnej sukni i perłach na szyi. - Inhalator jest na wszelki
wypadek, gdyby Oliver zaczął tracić oddech. Wystarczą dwa naciśnięcia.
Steve przytulił niezdarnie siostrę.
- Cześć, mała. Jak sobie radzisz w wielkim mieście?
- Zwietnie - odparła Sally, uśmiechając się pogodnie, żeby tylko brat nie nabrał
żadnych podejrzeń.
R
L
T
Tamtego wieczoru, kiedy Kyle się na nią rzucił, Steve uratował ją przed gwałtem.
Wciąż uważał, że siostra potrzebuje jego opieki.
- Twój szef ma opinię prawdziwego twardziela.
- Tak? - Wzruszyła ramionami. - Pracuję w recepcji, więc niewiele mam z nim do
czynienia.
Steve'a najwyrazniej usatysfakcjonowała jej odpowiedz. Po chwili małżonkowie
pomachali dzieciom na dobranoc i wyszli. Sally spędziła wieczór, czytając na głos bajki.
Oliver ani razu nie miał problemu z oddychaniem. O ósmej oboje z Rose leżeli w łóż-
kach.
Kiedy dzieci zasnęły, Sally zeszła na dół. Kartkowała kryminał, skakała po kana-
łach telewizyjnych i usiłowała sama nie zasnąć, dopóki Steve z Anną nie wrócą po od-
biór swoich pociech. Przyjechali parę minut po północy.
Sobota i niedziela, które zazwyczaj należały do jej ulubionych dni tygodnia, cią-
gnęły się w nieskończoność.
W sobotę wieczór Kim zaprosiła ją na parapetówkę swojej znajomej.
- Wpadnij. Będzie wesoło.
Sally zawahała się. Wiedziała, że powinna więcej wychodzić z domu, poznawać
ludzi. W Sydney mieszka mnóstwo niezamężnych facetów; liczyła na to, że prędzej czy
pózniej jakiegoś pozna. Ale zanim zdążyła się dobrze rozejrzeć, Logan Black wpadł do
stawu. Jego tors oklejony mokrą koszulą oraz rozmowa, jaką dwukrotnie odbyli w trak-
cie warsztatów, odcisnęły na niej piętno.
No i nie potrafiła wykrzesać z siebie dość entuzjazmu, aby wybrać się na parape-
tówkę. Zamiast tego zrobiła porządek w spiżarni. Potem odwiedziła sklep ze zwierzętami
i zastanawiała się, czy nie kupić sobie do towarzystwa kota. Kilka razy w ciągu weeken-
du poszła na długi spacer, a także wysłała do rodziców radosnego mejla, w którym z fał-
szywym entuzjazmem opisała swoje życie w mieście.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]