[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widzenia, przede mną pojawiło się COZ.
(Dziwne, że nie obudziłem się ze strachu. Może trzymano mnie tam
umyślnie?) Bezsens!
COZ wyglądało jak wysoki (ok. 5m?) różowy, mięsisty stożek. Podstawa
stożka stała na podłodze i przesuwała się jak ślimak. Z wierzchołka
stożka na cienkich nitkach nerwów zwisało kilka par oczu (3? 4?)
Były tam również niewielkie połyskujące kleszcze, jak u kraba.
NIE WIERZ W TO CO ZE MN
COZ powiedziało, że dla wygody mógłbym stać się taki sam, ale jeśli
mnie to dezorientuje, to lepiej, żebym został we własnym ciele
(???). Do tej pory nie mogę uwierzyć, że śnienie wyszło spod MOJEJ
kontroli.
Jeśli dobrze zrozumiałem, stożek był czymś pośrednim między
nadzorcą, kuratorem i wychowawcą. Wskazał kleszczami na stół i
powtórzył, żebym usiadł czytać. Na stole leżały wysokie stosy
książek. Kiedy to przeczytam, powiedział Stożek, Wtedy ze mną
porozmawia. Sprawdzi, czy udało mi się przyswoić (?!) wiedzę, dodał.
I że ze mną o wiele prościej niż z innymi.
Usiadłem przy stole na ławce i rozejrzałem się. Jak daleko mogłem
objąć wzrokiem, czytelnia ciągnęła się w nieskończoność, a wreszcie
zbiegała się w jeden punkt, nieskończony  nieosiągalny. Możesz się
śmiać, ale miało się takie wrażenie, że znika on za horyzontem. Tak
samo ciągnęły się stelaże, stoły i czytelnicy. Wielu z nich robiło
jakieś konspekty (?) albo po prostu pisało. Wielu z nich, jak mi się
wydawało, w ogóle nie było ludzmi.
Otworzyłem pierwszą książkę. Litery, o dziwo, nie rozpływały się (a
jeśli to sen płatów czołowych?). Przez jakąś chwilę milczałem,
próbując zrozumieć, ki diabeł z tymi stronami. Były niczym białe
prostopadłościany, które zanurzają się w głąb własnej płaszczyzny.
Słowa przypominały łodzie podwodne, płynące czytelnikowi na
spotkanie. Każdy wyraz był pojemnym hieroglifem jakiegoś nieznanego
języka. A JEDNAK ROZUMIAAEM KA%7łDY ZNAK. Książka nosiła tytuł  Kult
bogów góry Kadath i inne misteria Hiperborei . Zauważyłem, że dzieją
się ciekawe rzeczy z czasem. Mogłem przeczytać całą książkę w pół
godziny, choć podczas czytania wydawało się to kilkoma dobami
(porównaj działanie cannabis indica). Książka opowiadała o kresach
Hiperborei na dalekiej północy (Skandynawia? Antarktyda?) i o
panujących tam wierzeniach. Wiesz co, Banzaj, naprawdę mnie to
uderzyło. To, że ci Hiperborejczycy oddawali cześć lodowej górze
Kadath, w której miał być uwięziony bóg S'nnhcha (?). Co roku
składano mu w ofierze ośmioro dzieci. Jeśli wierzyć książce, dzieci
gdzieś się podziewały. Zbyt dziko to brzmi, żeby było prawdą.
Zamierzałem właśnie wziąć następną porcję lektury, gdy usłyszałem
przenikliwe pipczenie radia, a chwilę pózniej arię z  Zaporożca za
Dunajem .
Błyskawicznie przeniosło mnie w sen, w którym byłem z Darcia (?).
Wszystko pociemniało i wtedy zrozumiałem, że patrzę na własne
zamknięte powieki.
Nie mogę sobie znalezć miejsca. Nosi mnie.
Czy to był sen?
2.
Jedna książka kupiona na wernisażu we Lwowie za półtorej hrywny odkryła przed Jurkiem
Banzajem nowe horyzonty. Książka  Szamańskie śnienie Kathrin Gruber. Opowiadała ona o
tym, jak w warunkach domowych zamawiać śnienie z potrzebnym wątkiem, jak w śnieniach
szukać odpowiedzi na pytania, a także jak nauczyć się oglądać i kontrolować świadome
śnienie. Nawet jeśli trzy czwarte informacji było kompletną bzdurą, to i tak książka poruszyła
w Banzaju najdelikatniejsze nerwy i wyciągnęła je na zewnątrz. Właśnie od tej lektury
rozrosły się korzenie jego zainteresowań: szukał literatury o medytacji oraz wychodzeniu z
własnego ciała; czytał prace małżeństwa Wasson z etnomitologii; porównywał własne
doświadczenie z autorytetami w badaniu snu,
książkami LaBerge'a, oceniał refleksje braci McKenna dotyczące wpływu grzybków
psychotropowych na rozwój ludzkości; przeczytał wszystkie prace Grofa na temat terapii
LSD oraz oddychania holotropowego. I oczywiście spróbował wszystkiego, co tylko można
było wypróbować w domu, na kanapie albo w kuchni. Co zresztą trzykrotnie skończyło się
reanimacją.
Ale najbardziej wciągnęło go świadome śnienie. Nawet sam Carlos Castaneda poświęcił temu
osobną książkę... I właśnie w tej dziedzinie Banzaj pragnął osiągnąć sukces z całą determi-
nacją, której nie wystarczało mu przy medytacji.
Ale śnienie! Na początku ni cholery, nic mu nie wychodziło. Przez jakieś cztery miesiące. Aż
wreszcie przyśnił się ten sen, który sobie zamówił. I kiedy Sola oddała mu się we śnie,
obudził się z cichym jękiem. Na początku prowadził poważny dziennik snów, wielką czarną
grubą księgę, na której grzbiecie napisał  Moje śnienie. Refleksje". Ale z czasem nazwa
zaczęła mu się wydawać zbyt pretensjonalna. Banzaj zmienił nazwę na supertajny specprojekt
 Kimka-drzemka . To określenie podobało mu się o wiele bardziej.
Uczył się w postępie geometrycznym. Z zamawianiem snów miał coraz mniej problemów.
Któregoś dnia (było to w okresie, w którym odeszła od niego Sola) zażyczył sobie sen, w
którym siekierą rozpłata zdrajczyni głowę. Sen przyśnił się... krzycząco realny. Kiedy Banzaj
odzyskał świadomość, długo dziękował Bogu, że to był tylko sen. Od tamtego czasu wprawiał
się jedynie w świadomych śnieniach.
W czasie praktyki od końca trzeciego roku do teraz Banzaj miał dziewiętnaście śnień. A od
czasu przeprowadzki do Miedzianych Buków - praktycznie co noc. Wywoływało to rozmyty
strach i trwogę.
Czuł, że powoli się do czegoś zbliża.
3.
Banzaj postanowił iść do Dimy. Nauczyciel musiał coś wiedzieć o Instytucie Psychologii
Transpersonalnej. A jeśli tak, to może podpowie, co to za książka, którą czytał Korij. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl