[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tata obiecał, że da mi kilka lekcji. Jest naprawdę dobrym wioślarzem, kilka
razy wygrywał zawody.
- Na pewno nie jestem tak dobry, jak on, ale nauczę cię kilku rzeczy.
- I mnie też, wujku - wtrąciła się Sadie, którą Mike natychmiast obrzucił
niechętnym spojrzeniem.
- Nas też, nas też! - krzyczały młodsze dzieci.
- No to przynajmniej nie będziemy siedzieć Cassie na głowie - podsumował
Nick.
S
R
Dobrze, trzymaj się z dala ode mnie, jeśli tego właśnie pragniesz, pomyślała z
żalem.
- Ale zacznijmy od tego, co najważniejsze - mówił dalej Nick. - Najpierw
musimy zorganizować porządne obozowisko. Jeśli wszyscy będą pomagać, nie
zajmie nam to dużo czasu.
Dzieci ochoczo zabrały się do rozładowywania minibusu, nawet Mike
wykazywał spory entuzjazm. Nick odwrócił się do Cassie i powiedział:
KOLACJA DLA WERONIKI 125
- Uważam, że marchewka jest dużo lepsza od kija, a ty?
- Oczywiście - zgodziła się, a po chwili dodała: - Wiesz, teraz widzę, że bez
ciebie mogłabym sobie nie poradzić.
- To miło, że tak myślisz. Rób tak dalej.
Czy mi się tylko zdaje, czy też naprawdę ona czegoś żałuje? - pomyślał, patrząc
na Cassie. A może oszukuję samego siebie? Ona pewnie wspomina swojego
zmarłego męża i zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby żył. Z drugiej
strony wczoraj tak spontanicznie zareagowała na moje pieszczoty... może jednak
przebolała już tamtą tragedię?
Postanowił zaryzykować i uśmiechnął się do Cassie.
- Wygląda na to, że utknęłaś tu z nami na dobre - powiedział cicho.
- Mam nadzieję, że nie będziesz żałował tego przez resztę życia.
- Ani przez... - zaczął. - George! Nie podnoś tego, to jest dla ciebie za ciężkie!
- krzyknął, gdy ujrzał, jak chłopiec stara się udzwignąć pudło z żywnością, w tym
z jajkami. Chwilę pózniej wszystko runęło na ziemię. George rozpłakał się, ale
dziewczynki objęły go i pocieszyły, zanim dobiegła Cassie. - Ani przez chwilę -
dokończył Nick po cichu.
Po czterech dniach słonecznej pogody, podczas lunchu w ostatni dzień biwaku,
zaczął padać deszcz. Nick większość czasu spędzał nad jeziorem, ucząc dzieci
S
R
pływać łódką, teraz jednak, gdy temperatura spadła i zrobiło się mokro, wszyscy
przenieśli się do jednego z namiotów.
- Teraz możemy zacząć się pakować - zasugerował Nick nieśmiało.
- Zostańmy jeszcze do jutra - zaproponował Mike.
- W radio mówili, że deszcz szybko przestanie padać - dorzuciła Sadie.
- Zgadza się - potwierdził Mike. - Słuchałem prognozy razem z Sadie.
No cóż, tych dwoje spędzało ze sobą dużo czasu.
- Cassie, co o tym myślisz? - zapytał Nick.
- Planowałam zabawę na zakończenie, a jeśli wyjedziemy dzisiaj... Może
jednak zostaniemy?
- Dobrze, zróbmy tak.
Cały czas jest dla mnie bardzo uprzejmy, i nic więcej, pomyślała Cassie.
Jednak nie powinnam narzekać, bo zrobił więcej, niż mogłam się spodziewać. To
on prowadził obóz. Walczył z osami i pająkami, zbierał z dziećmi chrust, uczył je
wiosłować i żeglować, organizował inne zajęcia. Okazał się opiekuńczym i
wesołym wujkiem zarówno dla dziewczynek, jak i dla chłopców. A wobec mnie
zachowywał się jak dżentelmen, rozmyślała.
Lecz Cassie marzyła o czymś więcej...
Gdy pewnego ranka obudziła się bardzo wcześnie, poszła nad jezioro i w
oddali ujrzała pływającego Nicka. Widocznie on także cierpi na bezsenność,
stwierdziła. Ciekawe, dlaczego?
Było jej naprawdę trudno. Mężczyzna, którego kochała, niby cały czas był
obok niej, ale tak naprawdę znajdował się bardzo daleko. Nie powinna zgadzać się
I
na przedłużenie pobytu, tylko jak najszybciej wracać do rzeczywistości.
- Co będziecie robić po południu, jeśli deszcz nie ustanie?
- Coś wymyślimy - zapewniła ją Sadie, a potem zachichotała i krzyknęła: -
Chodzcie wszyscy do drugiego namiotu! Mam pomysł!
- Zapomnieliście o zmywaniu naczyń - przypomniał Nick.
S
R
- Pozwól im się bawić, to ich ostatni dzień - poprosiła Cassie, zbierając talerze i
kubki.
- Dla nas to także ostatni wspólny dzień. Zostaw te naczynia. Chciałbym z tobą
porozmawiać.
- O czym? - zdziwiła się. - O co chodzi?
- Beth powiedziała mi o twoim mężu. Ostrzegła mnie, że jeśli nie mam
poważnych zamiarów, powinienem zostawić cię w spokoju. Cassie, uwierz mi,
KOLACJA DLA WERONIKI 127
jesteś pierwszą kobietą w mym życiu, którą traktuję z tak wielką powagą.
- A co z Weroniką?
- Z Weroniką?
- Awansowałeś ją, weszła do zarządu. To poważna decyzja.
- Nie chciałem, żeby...
- Zrobiła z ciebie pośmiewisko?
- Skoro zachowałem się jak idiota, zasłużyłem na rewanż, wolałem go jednak
uniknąć. Weronika mogła mnie ośmieszyć przed pracownikami, ponieważ jednak
i tak była typowana na to stanowisko, postanowiłem to wykorzystać i
przyspieszyłem sprawę. Byłaby skończoną wariatką, gdyby, mając awansować,
szerzyła o mnie kompromitujące plotki. Dlatego zadzwoniłem do niej w nocy i
poinformowałem ją o wszystkim. Również o tym, że o ile ty, Cassie, wyrazisz
zgodę, zamierzam cię poślubić.
Oniemiała z wrażenia. Nie ruszała się, tylko wpatrywała się w Nicka.
- Chodzmy na spacer - powiedział.
- Nie możemy zostawić dzieci. - Jakoś zdołała jednak oprzytomnieć.
Nick wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.
- Pójdzmy nad jezioro. Jeśli któreś z dzieci znajdzie się w pobliżu wody,
zobaczymy je.
- Przecież leje jak z cebra.
- Spacer po plaży podczas deszczu jest bardzo romantyczny.
S
R
- Deszcz co prawda pada, ale nie ma plaży.
- To ją sobie wyobraz. Proszę, załóż moją kurtkę, wtedy nie zmokniesz. - Nick
włożył jej ręce do rękawów, jakby była dzieckiem, a potem zaciągnął suwak aż po
samą brodę i podniósł kołnierz.
- A ty?
- Jakoś przeżyję
- Najpierw sprawdzę, co robią dzieci - powiedziała Cassie, gdy jednak
usłyszała śmiechy dochodzące z drugiego namiotu, uspokoiła się. - W porządku,
dobrze się bawią.
- Jasne, że tak.
Na brzeg jeziora schodzili w milczeniu. Zalewały ich strugi wody, a chłodny
wiatr smagał twarze. Cassie popatrzyła przed siebie i powiedziała:
- To jakiś obłęd.
- Możliwe - zgodził się Nick. Oboje wiedzieli, że nie mówią o pogodzie.
Podszedł do niej bliżej. - Poczekam tak długo, jak tylko będziesz chciała. Pragnę,
żebyś się upewniła co do swoich uczuć, tak samo, jak ja to zrobiłem. Wiedz
jednak, że odejdę dopiero wtedy, gdy mi powiesz, że nie ma dla nas żadnej
nadziei. Choć również i wtedy ci nie uwierzę.
- Czy myślisz, że nie można ci się oprzeć? - spytała, odwracając się do niego.
- Oczywiście, że można, a ty opierałaś mi się od pierwszej chwili, gdy
wszedłem do księgarni Beth, i chyba zamierzasz robić to nadal. Jednak nie zawsze
ci się to udawało. Kilka razy, gdy przestałaś się kontrolować, okazałaś swoje
prawdziwe uczucia. Dlaczego tak chowasz się w sobie? Dlaczego nie pozwalasz
I
mówić sercu?
- Jestem pewna, że Beth powiedziała ci o wszystkim.
- Podobno ty i Jonathan byliście wymarzoną parą, jednak wszystko skończyło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl