[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przede wszystkim po to, żeby przekazać ważną wiadomość. Pod koniec tygodnia księż-
niczka Sabirah złoży Rose kurtuazyjną wizytę. Oczywiście zapowie się oficjalnie, może
jeszcze dziś, ale uznałam, że powinieneś o tym wiedzieć.
- Dziękuję, Lucy. Jestem ci niezmiernie wdzięczny. Gdyby nie ty...
- Nie, Kal. To ja jestem ci wdzięczna za pomoc w mojej akcji charytatywnej, cieszę
się też, że w imię naszej przyjazni mogłam coś dla ciebie zrobić. Do usłyszenia!
Lydia najchętniej wskoczyłaby do najbliższego stawu, żeby choć trochę ochłonąć.
Niestety staw nie wchodził w grę, dlatego pozostał spacer. Chodziła po krętych ścieżkach
najpierw normalnym tempem, potem coraz szybciej, w końcu prawie biegiem, zupełnie
jakby chciała uciec przed emocjami, nad którymi przestawała panować.
Miotała się tak, póki nie zabrakło jej tchu i póki szczęśliwym zrządzeniem losu ko-
ło ścieżki nie ukazała się ławeczka.
Usiadła. Po chwili oddech wrócił do normy, policzki przestały palić, głowa zaczęła
pracować, podejmując próbę nadania jakiegoś sensu ostatnim wydarzeniom. Próba
oczywiście się nie powiodła, bo ogólnie rzecz biorąc, naprawdę trudno doszukać się ja-
kiegoś sensu w miłości, a nawet w zwyczajnym pożądaniu. W obu przypadkach człowiek
robi z siebie głupka.
A to, co się teraz z nią dzieje, to chwilowe szaleństwo, które na pewno kiedyś mi-
nie.
Dla większej skuteczności powtórzyła to sobie na głos, czym spłoszyła Bogu ducha
winnego ptaka, który przysiadł na pobliskim drzewie. Odleciał z furkotem skrzydeł,
Lydia też wstała i ruszyła do domu.
Na tarasie zastała dziewczynę, która wraz z innymi zajmowała się nią pod nadzo-
rem Deny. Siedziała w cieniu po turecku i haftowała coś na kawałku jedwabiu, jednak na
widok Lydii zerwała się na równe nogi.
- Nie jesteś głodna, sitti?
R
L
T
Nie była głodna, pomyślała jednak, że warto coś zjeść z rozsądku, bo croissanta
tylko skubnęła podczas śniadania. No i gdy człowiek zajmie się potrzebami ciała, może
choć na chwilę przestanie myśleć o potrzebach znękanego serca.
- Owszem, zjadłabym coś. Dziękuję... Przepraszam, jak ci na imię?
- Yatimah.
- Zwietnie mówisz po angielsku, Yatimah.
- Księżniczka Lucy mnie nauczyła. Księżniczka mówi po arabsku tak dobrze, jakby
tu się urodziła.
- A ja chciałabym się trochę poduczyć arabskiego. Pomożesz mi, Yatimah?
- Nam! - Zachichotała. - To znaczy tak, sitti.
- Nam - powtórzyła Lydia i przypomniała sobie, jak jest dziękuję" po arabsku,
czego nauczył ją Kal. - Shukran.
- Zwietnie, sitti! - Yatimah klasnęła z zadowolenia.
- A jak jest po arabsku dzień dobry"?
- Sabah alkhair. A odpowiada się: sabah alnur.
Przećwiczyły to, po czym pełna zapału Yatimah przekazała dalsze wiadomości:
- Po południu witamy się masa alkhair, na co odpowiadamy masa alnur. Dobra-
noc" po arabsku...
- Leila sa'eeda - podpowiedział męski głos, na co speszona Yatimah oczywiście
uciekła. - Dzwoniła Lucy, pytała o ciebie - powiedział Kal, wychodząc na taras. Nie miał
już na sobie garnituru, tylko sfatygowane dżinsy i długą luzną białą koszulę bez kołnie-
rzyka wyłożoną na spodnie. Na bose stopy wsunął sandały.
W nowej wersji bardzo spodobał się Lydii. Książę pustyni...
- Dlaczego nie zadzwoniła do mnie? - spytała Lydia... i struchlała. Przecież do
mnie" w tej zwariowanej sytuacji oznaczało prawdziwą lady Rose! Jeszcze by tego bra-
kowało, żeby Lucy zadzwoniła do niej! Do Rose, która nie wie nic o Kalu! Koniecznie
trzeba wysłać jej SMS-a, i to jak najprędzej!
- Nie chciała ci przeszkadzać. Wie przecież, jak bardzo łakniesz samotności. Prze-
kazała mi też pewną wiadomość...
Na tarasie pojawiła się Dena, za nią służące z pełnymi tacami.
R
L
T
- Nie jesteście głodni? - Nie czekając na odpowiedz, szybkim krokiem podeszła do
stołu ustawionego w ogrodzie pod drzewem. Sznurek służących podążył za nią. Stół
przykryto białym obrusem z adamaszku, porozstawiano talerze i półmiski. Menu było
naprawdę bogate: ryż na żółto z szafranem naszpikowany rodzynkami i orzeszkami pi-
niowymi, ryba, kurczak, sałatki, małe kozie serki.
- Prawdziwa uczta - stwierdziła Lydia, kiedy zasiedli do stołu. - Nawet nie dam ra-
dy skosztować wszystkiego. Zwykle na lunch jem tylko kanapkę.
- Naprawdę? A ja byłem pewien, że codziennie bywasz na eleganckim lunchu i
zbierasz datki.
- Och, najwyżej raz w tygodniu, może dwa, ale zwykle ledwie coś skubnę.
- Zjesz tyle, ile chcesz. Nałożyć ci ryżu?
- Tak, proszę. Jedną łyżkę.
I tak już było do samego końca. Tylko łyżkę, tylko kawałeczek, ale w rezultacie ta-
lerz i tak był załadowany po brzegi.
- Jedz, Rose.
Posłusznie wzięła do ręki widelec i zanurzyła w ryżu.
- Kal, jaką wiadomość przekazała ci Lucy?
- %7łona emira chce ci złożyć kurtuazyjną wizytę.
Gdy widelec zadrżał jej w ręce, czatujące wróbelki zaczęły pikować do rozsypa-
nych ziarenek.
- %7łona emira?!
- Tak. Wiem, Rose, że chciałaś ten tydzień spędzić w samotności, ale musisz zro-
zumieć, że księżniczka Sabirah nie może zignorować twojej obecności w naszym kraju.
%7łona emira... Lydia czuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy. A wszystko wyda-
wało się takie proste! Cudowne wakacje, piękna kraina, pełen luz, można robić, na co
tylko przyjdzie ochota. Poczytać, popływać, pospacerować po plaży ile chcesz i kiedy
chcesz, a przy okazji poważnie zastanowić się nad swoją przyszłością. Bo nie tylko Rose
[ Pobierz całość w formacie PDF ]