[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawsze dawniej. Biło słabo i nierówno, pani Aucja Posztraska liczyła nad szklanką kapiące
krople.
- Poczekaj - mówiła.- Jak tu posiedzi, przyzwyczai się, zadomowi, to przestaniesz się tym
przejmować. Widziałam, że przywiózł dużo książek. Będzie tu siedział i pisał.
Pani Cecylia uciszyła ją gestem ręki. Sama nie wiedziała, o co szło jej w tej chwili. O Karola
czy Elżbietę. To dziecko nieszczęśliwe nie mogło jej już zastąpić Elżbiety, jak ona nigdy
naprawdę nie zastąpiła jego.
Po paru dniach, w piękną jesienną pogodę, pani Cecylia wybrała się z synem do
Ziembiewiczów. Pierwszą rzeczą po przyjezdzie było, oczywiście, zobaczenie dziecka, które
w głębokim wózku obwoziła po ogrodzie tłusta i wesoła Marynka, przez panią %7łancię
przywieziona z Boleborzy. Ale nie było jej blisko domu, więc pani Cecylia usiadła na pledzie
w plecionym fotelu przed domem, a Zenon i jego matka dotrzymywali jej towarzystwa.
Pośród trawnika złociły się półokrągłym łanem pózne chryzantemy, drobne i rozczochrane,
jakby już przemarznięte. Aagodne słońce przesłaniało mgłą świetlistą dalsze plany
perspektywy. Elżbieta szła rozwartym łukiem alei w stronę parku. Powstrzymywała
niecierpliwie kroki, by nie wyprzedzać Karola, który szedł obok.
- On jest co dzień na powietrzu, nawet w niepogody, to go hartuje... - mówiła idąc. Na jej
wołanie Marynka odezwała się wreszcie z samego końca ogrodu. Była tu zamknięta zwykle
furtka w siatce żelaznej, prowadząca do parku. Wózek z dzieckiem stał tuż obok furtki, a
Marynka rozmawiała przez siatkę z jakąś młodą dziewczyną. Gdy się zbliżali, tamta odeszła
prędko. Zatrzymała się jednak na zakręcie alei.
Elżbieta niespokojnie zajrzała pod budkę wózka. Dziecko spało.
- Z kim Marynka tu rozmawia? - spytała podejrzliwie.
- Nie wiem, kto ona taka. Chciała się przypatrzyć Walusiowi, tom go jej podwiozła. Ale
cichutko, że się wcale nie obudził.
Była razna, pewna siebie, nie traciła kontenansu. Mówiąc, wesoło przyglądała się Karolowi.
- Niech Marynka nigdy nie odjeżdża tak daleko. Miejsca koło domu jest przecież dosyć.
Elżbieta mówiła prędko i nieprzyjemnie. Za ogrodzeniem widziała kilkoro dziewcząt ze
szkoły. Przechodząc zaglądały do ogrodu, jak ona sama kiedyś.
- Z obcymi nie trzeba rozmawiać - ciągnęła niecierpliwie. W głosie swoim rozeznawała ten
sam ton, który przybierała ciotka Cecylia, gdy mówiła do służby. - Zawsze po obiedzie może
sobie Marynka spacerować, z kim chce. Ale przy dziecku nie trzeba żadnych obcych, żeby go
oglądali albo dotykali.
Marynka broniła się żywo.
- Niech już pani będzie spokojna. Gdzie ja bym komu dała go dotknąć? Postała, postała,
zapytała się tylko, czy to jest dziecko państwa Ziembiewiczów, i poszła.
Wracając ku domowi Elżbieta sama popychała wózek przed sobą. W jakiejś chwili obejrzała
się z niepokojem i zobaczyła tamtą. Stała jeszcze na zakręcie parkowej alei i patrzyła w tę
stronę. Gdy Elżbieta obejrzała się drugi raz, już jej nie było.
Pomyślała sobie, że to złudzenie. %7łe nic w tym nie ma dziwnego, gdy ktoś pyta o dziecko,
czyje jest. W mieście wiadomo przecież, kto tu mieszka.
- Czy Marynka na pewno jej nie zna?...
- Pierwsze ją widzę - odpowiedziała ze zgorszeniem. I Elżbieta miała pewność, że mówi
nieprawdę.
- Nie dziw się, nie miej mi za złe - zwróciła się do Karola, nagle przypominając sobie jego
obecność. Usiłowała się opanować, ale jej uśmiech był zły i sztuczny. Dopiero przy domu, na
widok Zenona, uczuła się bezpieczna.
Pani Kolichowska nieczęsto mogła tu przyjeżdżać i małego Walusia widziała zaledwie trzeci
raz. Przyglądała mu się w milczeniu, wzruszona i oporna zarazem, całkowicie
zdezorientowana w swym zakłóconym macierzyństwie. Pani %7łancia natomiast schylała się
nad wózkiem z bliska i wymawiała przy tym różne kobiece słowa, pełne czułości i nonsensów.
Gdy na skutek tego dziecko obudziło się i zaczęło płakać, Marynka zniknęła z nim w pokoju,
który był na górze.
W domu Ziembiewiczów wiele rzeczy raziło panią Kolichowską. Było tu jasno, przerazliwie
obszernie i zbyt czysto. Jeszcze raz powiedziała sobie, że za nic nie chciałaby tu mieszkać,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]