[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwalnialiśmy, włączając drugą latarkę. Gdybyśmy mieli więcej Filmów, z całą
pewnością przystawalibyśmy co chwilę, by zrobić zdjęcia pewnych płaskorzezb;
czasochłonne, ręczne kopiowanie nie wchodziło rzecz jasna w grę.
Ponownie dochodzę do miejsca w którym pokusa zająknięcia się, bądz
niedopowiedzenia pewnych faktów jest wyjątkowo silna. Rzeczą konieczną jest
jednak ujawnienie wszystkich dalszych wypadków, abym mógł wytłumaczyć
dlaczego tak bardzo zależy mi na wstrzymaniu prac badawczych na
Antarktydzie. Byliśmy już blisko wejścia do tunelu - przeszliśmy właśnie przez
wiszący most i zeszliśmy do zasypanego gruzami korytarza, którego ściany
pokryte były wyjątkowo hojnie i bogato wyszukanymi i ewidentnie rytualnymi,
dekadenckimi płaskorzezbami ze stosunkowo póznego okresu, gdy około wpół
do dziewiątej doskonały węch młodego Danfortha wychwycił coś nader
niezwykłego. Gdybyśmy mieli tu psa przypuszczam, że ostrzegłby nas już
wcześniej. Początkowo nie byliśmy w stanie stwierdzić co było nic tak z
niedawno jeszcze kryształowo czystym powietrzem, ale już po kilku sekundach
nasze wspomnienia zareagowały aż nadto wyraziście. Spróbuję opowiedzieć o
tym bez mimowolnego wzdrygnięcia się. Poczuliśmy smród -mglisty,
niewyrazny, delikatny fetor podobny do tego, jaki nieomal przyprawił nas o
mdłości, gdy otworzyliśmy makabryczny, obłąkańczy grób koszmarnej istoty,
na której nieszczęsny Lakę dokonał prymitywnej sekcji. Rzecz jasna skojarzenie
to nie nasunęło nam się aż tak gwałtownie - nie było również do tego stopnia
nieodparte, by nie przyszły nam na myśl zgoła odmienne wyjaśnienia.
Rozmawialiśmy o nich, pełnym niepokoju i niepewności szeptem, najważniejsze
było jednak to, że nie zaprzestaliśmy dalszych poszukiwań - skoro bowiem
dotarliśmy aż tak daleko, jedynie jakieś ogromne nieszczęście mogłoby zmusić
nas do powrotu. Tak czy inaczej nasze podejrzenia były zbyt fantastyczne, ba,
wręcz szalone, abyśmy mogli w nie uwierzyć. Tego typu rzeczy nie zdarzają się
w normalnym świecie. Prawdopodobnie to impuls czystego, irracjonalnego
instynktu nakazał nam przygasić latarkę, gdyż nagle ni stąd, ni zowąd
odechciało się nam oglądać dekadenckie i złowrogie płaskorzezby łypiące na
nas złowieszczo z posępnych kamiennych ścian, i z tego samego powodu
zamiast iść jak dotąd śmiało i dostojnie poczęliśmy przesuwać się naprzód cicho
i na paluszkach, pokonując nad wyraz ostrożnie znajdujące się na naszej drodze,
coraz wyższe sterty gruzu i rozmaitych odpadków. Wzrok Danfbrtha, podobnie
jak węch okazał się lepszy od mojego, kiedy bowiem minęliśmy sporą ilość
zasypanych wejść do komnat i korytarzy na poziomie gruntu, ponownie to on
zwrócił uwagę na osobliwy wygląd podłoża i zaścielających je gruzów.
Korytarz jego zdaniem nie wyglądał lak jak powinien po niezliczonych
tysiącach lat, odkąd budowle te zostały opuszczone; kiedy zaś nieśmiało
włączyliśmy latarki, ujrzeliśmy ciągnący się przez środek przejścia pas wolnej,
niedawno oczyszczonej przestrzeni. nieregularność gruzów i odpadków nie
pozwoliła na zachowanie wyrazniejszych śladów, ale to co dostrzegliśmy tu i
ówdzie pozwoliło nam domyślać się, że ciągnięto tędy jakieś ciężkie
przedmioty. W pewnej chwili odnieśliśmy wrażenie, że ślady są równoległe,
jakby pochodziły od płóz. To sprawiło, że ponownie się zatrzymaliśmy. Podczas
tego właśnie postoju poczuliśmy - tym razem obaj - dochodzący z korytarza
przed nami, osobliwy fetor. Może to zabrzmieć paradoksalnie ale wydał się on
nam jednocześnie bardziej i mniej przerażający - a właściwie nie tyle
przerażający, co niepokojący, zważywszy na miejsce i okoliczności; zakładając
oczywiście, że nie byt to Gedney - ponieważ była to wyrazna i znana woń
paliwa - pospolitej benzyny. Nasze samopoczucie po tym odkryciu pozostawiam
do rozstrzygnięcia psychologom. Zrozumieliśmy wówczas, że w głąb tego
mrocznego, martwego od wieków miejsca musiała zakraść się jakaś potworna
istota, niewiarygodna pozostałość po koszmarach jakie wydarzyły się w obozie i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]