[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wszystko musi się zmienić tylko dlatego, że moja matka była na tyle głupia, żeby
zajść w ciążę!  wybuchnął Adam.  Nic się już nie zmieni i nie ma na to rady. Kiedyś
była prawdziwą mamą, a teraz... jest w ciąży.  Rzucił kulkę serową na trawnik i jak
rakieta pognał do domu.
 Co w niego wstąpiło?  spytała Georgia i zdjęła okulary, jakby dzięki temu mogła
lepiej porozumieć się z nastolatkiem.
 Jest szesnastolatkiem, ma już prawo jazdy i w odróżnieniu od większości
rówieśników nie ma własnego samochodu!
Syn od tygodni chodził ze skwaszoną miną, a wszystko to przez brak własnego
środka transportu.
 Chwileczkę, chwileczkę  mruknęła Georgia.  Kto powiedział, że rodzice mają
zapewniać dzieciom własny samochód?!
 Nie w tym rzecz  powiedziała Zoe, wychodząc na patio.  Adam jest wściekły, bo
przecież miałby ten samochód, gdyby nie...  Skinęła głową w stronę brzucha Julii.
 Nie ma na to gwarancji  oponowała Julia. Wszystko to słyszała setki razy i miała
już tego serdecznie dosyć.  Ale czy nie możemy rozmawiać o czymś przyjemniejszym?
 Na przykład?  spytała Zoe.
 Może o imionach dla dziecka?  radośnie zasugerowała Georgia.  Sądzę, że dzieci
powinny dziedziczyć po kimś imiona, na przykład po ulubionym kuzynie 
zasugerowała.
 O niczym innym nie chcemy rozmawiać, jak tylko o dziecku!  krzyknęła Zoe. 
Wciąż dziecko to i dziecko tamto. Jeśli mama ma już dość tego, że Adam chce mieć
własny samochód, to ja mam chyba prawo mieć dosyć rozmów o dziecku. 
Czternastolatka pobiegła z powrotem do domu i mocno zatrzasnęła przesuwne szklane
drzwi.
 O rety! A ci dwoje co? Szaleju się najedli?  spytała Julia. Stwierdziła, że żadnemu
z nich nie pozwoli zburzyć sielanki tego pięknego święta.  Mam gdzieś ich fochy i tobie
radzę to samo.
Georgia na kilka chwil zamilkła.
 Masz gorączkę, czy co?
 Ja? A dlaczego pytasz?
Georgia zawahała się.
 Bo to do ciebie niepodobne. Zawsze tak się wszystkim przejmujesz.
 A jednak. Przynajmniej na razie.  Julia znów położyła się na kanapie i zamknęła
oczy. Nagle poczuła ból. Przeraziła się. Położyła dłonie na brzuchu. To nie były bóle
porodowe. Rozpoznałaby je.
 Coś złego się dzieje. Z trudem wykrztusiła te słowa, mocno przycisnęła ręce do
brzucha. Tak bardzo ją bolało.
 Julia, co ci jest?
Julia słyszała głos kuzynki, ale nie potrafiła odpowiedzieć. Poczuła wartki strumień
pomiędzy udami. Początkowo myślała, że wypłynęły wody płodowe, ale zobaczyła
purpurową strugę i zrobiło jej się słabo.
 Krew... O Boże, wszędzie krew!  Georgia wbiegła z krzykiem do domu. Wpadła
w panikę.  Zadzwońcie pod numer 999! Niech ktoś coś zrobi!
Peter przybiegł natychmiast. Twarz miał bladą i przerażoną.
 Kochanie, wszystko w porządku. Karetka już jedzie.
 Co się dzieje?!  spytała Julia, mocno trzymając go za ramiona. Palce jej mocno
wpiły się w jego ciało, pozostawiając ślady.
 Nie wiem... Musimy jechać do szpitala.
 Dziecko... Coś złego dzieje się z dzieckiem.  W Julii coraz bardziej narastał strach
i wzmagał się ból. Dłonią zakryła usta. Peter wyglądał na wystraszonego, a Zoe odeszła
na bok i zaczęła płakać.
Przez następnych kilka minut Julia była nieprzytomna. Otrzezwił ją dopiero sygnał
karetki pogotowia. Adam poprowadził sanitariuszy przez bramę na wewnętrzny
dziedziniec. Dwóch młodych mężczyzn ułożyło Julię na noszach.
 Mamo, mamo...  Zoe wstrząsał nieomal histeryczny szloch. Mocno ją ścisnęła za
rękę.  Co się dzieje? Powiedz mi, co się dzieje.
 Nie wiem, kochanie, nie wiem.
 Wszystko będzie dobrze  zapewnił je obie Peter, ale jego słowa zabrzmiały
fałszywie.
Sanitariusze podnieśli nosze i pośpieszyli w stronę czekającej karetki pogotowia.
Krew ciągle wypływała spomiędzy jej ud. Ogromna ilość krwi, ból i lęk tak obezwładniły
Julię, że nie mogła myśleć.
 Zawiozę dzieci do szpitala.
Czy to głos Georgii? Julia nie rozpoznawała. Peter wskoczył wraz z nią do karetki.
Młodszy sanitariusz szybko założył jej na rękę ciśnieniomierz i podał kierowcy serię nic
nie znaczących cyfr. Syreny wyły pośród popołudnia.
 Za kilka minut wszystko będzie dobrze  powiedział Peter, mocno ją ściskając.
Julia czuła, że słabnie.
 Zawołaj Liz  poprosiła, pewna, że za chwilę straci przytomność. Prawdziwy
przyjaciel to nieoceniony skarb. Liz jako dyrektorka szpitala dopilnuje tego, aby Peter
i dzieciaki byli na bieżąco informowani o stanie jej zdrowia.
 Liz?
 Kenyon  odparła Julia, usiłując nie stracić przytomności.
 We czwartki o ósmej?
 Tak... tak.  Wciąż miała zamknięte oczy. Było jej błogo, w głowie się kręciło,
wszystko wydawało się takie nierealne. Musiała się starać, by nie stracić przytomności.
Podświadomie czuła radość, choć nie wiedziała, dlaczego.
Kiedy znów otworzyła oczy, uświadomiła sobie, że jest w szpitalu. Nad głową
wisiała jaskrawa lampa. Mimo iż wymagało to od niej ogromnego wysiłku, usiłowała
podnieść się na łokciu, żeby zobaczyć, kto jest na sali. Butla z tlenem zasłoniła jej widok.
Obok niej stała pielęgniarka i delikatnie przycisnęła dłoń do ramienia Julii.
 Pani Murchison...
 Gdzie jest mój mąż? Chcę go zobaczyć.
 Będzie tu za kilka minut.
Julia nie miała pojęcia, gdzie może być Peter. Potrzebowała go. Chciała, żeby był
przy niej.
 Co z moim maleństwem?  spytała, jak tylko mogła w miarę logicznie myśleć.
Pielęgniarka mocno trzymała ją za rękę.
 Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby wyzdrowiała i pani, i dziecko.
Jakiś mężczyzna krzyknął coś, czego Julia nie zrozumiała.
 Kim pan jest?  spytała. Julia nie znosiła, kiedy nie umiała ludzi rozpoznać.
 Doktor Lowell. Jest pani w szpitalu Willow Grove, a pani łożysko zostało
odłączone od macicy. Wezwaliśmy doktora Fiska i jak tylko przyjedzie, zrobimy
cesarskie cięcie.
 Dziecko pospieszyło się.  Jeszcze nawet nie minęło siedem miesięcy ciąży.
 Proszę się nie martwić. Z naszym szpitalem współpracuje jeden z najlepszych
lekarzy w tym kraju.
 Doktor Jamison?  spytała Julia. Przypomniała sobie to, co jej powiedziała Liz
o doktorze Seanie Jamisonie.
 Pan doktor Jamison jest już w drodze.
Julia poczuła ulgę i rozluzniła się. Liz często wspominała o kwalifikacjach Seana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl