[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamówienia doklejanego do gotowych maszyn. Zamówienie jest z Polski. Czyż-
bym się do tego przyczynił? Dwa dni po prezentacji Indy, na wezwanie Fran-
ka Dietricha, byłem w Warszawie, gdzie ATM zorganizował europejską premierę
maszyny. Tak jest  nastąpiło to przed pokazami w Anglii, Francji i Niemczech.
Trzysta osób na sali wykazywało zainteresowanie, a pytania zadawano kon-
kretne i zdradzające znajomość tematu. Cena jednak stanowiła spore ograniczenie
 przelicznik dolarowy był niekorzystny i maszyna mogłaby pochłonąć roczny
budżet instytutu lub uniwersyteckiego wydziału. Dziwiłem się więc, że ktokol-
wiek brał to komputerowe porsche pod uwagę.
Komu to służy i do czego się przyda?
Jaki szalony postęp dokonał się w mojej dziedzinie; cóż za szczęśliwy przy-
padek, że miałem okazję śledzić go niemal od kolebki! Na początku nikt nam
nie proponował kręcenia filmów o dinozaurach. Grafikę komputerową traktowa-
no wtedy niczym fanaberię. I dawano nam to odczuć przy każdej okazji.
W połowie lat siedemdziesiątych kraje socjalistyczne borykały się ze stwo-
rzeniem  jednolitego systemu maszyn cyfrowych , czyli domorosłej kopii IBM-
owskiej serii 360. Aby skoordynować wysiłki, powołano przy RWPG międzyna-
rodową komisję, która objeżdżała zaangażowane w tę pracę ośrodki badawcze.
Instytut, w którym byłem zatrudniony, utrzymywał, dzięki osobistym znajo-
mościom pracowników, ożywione kontakty z Zachodem i prowadził badania nie-
wiele odstające od światowej czołówki. Mieliśmy się czym szczycić. Pewni po-
zytywnego wyniku inspekcji, z dumą oprowadzaliśmy gości po pracowniach.
Na sam koniec zostawiliśmy asa atutowego: laboratorium grafiki komputero-
wej. Ale kino! Geometryczne figury poruszające się na czarnym ekranie. Bryły
składały się z białych, nieco koślawych linii symbolizujących krawędzie (bez wy-
pełniania ścianek), ich ruchy były nieco ospałe, bo komputer nie potrafił liczyć
szybciej. Nasz pokaz zrobił jednak wrażenie.
Tylko przewodniczący komisji, członek korespondent radzieckiej Akademii
Nauk, w podsumowaniu nie był zbyt skory do pochwał.  Macie zdolną kadrę, go-
spoda  powiedział z niesmakiem ( gospoda , a nie  towarzysze ; niewątpliwie
uprzedzono go, że wśród zgromadzonych kierowników zakładów nie ma ani jed-
nego członka bliskiej mu organizacji).  Czemu zatem pozwalacie sobie bawić
się jakimiś obrazkami? Komu to służy i do czego się przyda? Tymczasem wiele
ważnych zagadnień czeka na rozwiązanie. Ot, choćby takie komputerowe stero-
wanie obrabiarkami  iluż to ludzi tego potrzebuje!
Jeśli ów profesor jest teraz członkiem jakiejś akademii, to chyba z nią kore-
sponduje w innym duchu. W ostatnim dwudziestoleciu żaden z działów informa-
tyki nie rozwijał się równie szybko jak grafika komputerowa. To przecież dzięki
niej wprowadzono komputery do sztuki, chirurgii plastycznej i projektowania mo-
dy  dziedzin, które nigdy nie zaakceptowałyby maszyn w innej roli.
58
* * *
W naukowym dodatku do popularnej gazety codziennej przeczytałem niedaw-
no, że nie wiadomo dokładnie, jakie były początki grafiki komputerowej. Tak,
jakby minęły stulecia i jej historia zatarła się w mroku dziejów. A przecież jest to
dziedzina w miarę nowa  wielu jej pionierów wciąż jeszcze pracuje zawodowo.
Grafika komputerowa narodziła się w końcu lat pięćdziesiątych z dokonań
pokutujących do dziś pod nazwą  sztuka ASCII (od przyjętego standardu kodu
alfanumerycznego  American Standard Code for Information Interchange). Za
pierwszą zarejestrowaną kompozycję uchodzi popularna wówczas sylwetka czło-
wieczka zbudowanego z dwóch liter  o oraz paru znaków /, |.
Z maszynami cyfrowymi współpracowało się wtedy przez szybę. Nie przez
szybkę monitora, lecz przez okienko, w którym zostawiano zakodowane na perfo-
rowanych kartach programy, by następnego dnia przyjść po wyniki. Bezpośredni
dostęp do komputera mieli jedynie operatorzy. To właśnie oni, nudząc się na noc- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl