[ Pobierz całość w formacie PDF ]
innej sytuacji niż w 452 Stuleciu. Był nie tylko Technikiem, lecz Technikiem
Twissella, a Młodsi Kalkulatorzy ze strachu, by się nie narazić wielkiemu
Twissellowi, potrafili zdobyć się na minimum grzeczności wobec niego,
Technika. Kalkulator zapytał:
- Chce pan widzieć się ze Starszym Kalkulatorem Twissellem? Harlan
poruszył się nerwowo.
- Tak, Kalkulatorze (A to głupiec! Co on sobie myśli: po co się dzwoni do
czyichś drzwi! %7łeby złapać kocioł?).
- Obawiam się, że to niemożliwe - oświadczył Kalkulator.
- Sprawa jest tak ważna, że trzeba go obudzić - odparł Harlan.
- Możliwe - zgodził się tamten. - Ale on jest w podróży. Nie ma go w 575
Stuleciu.
- Więc dokładnie kiedy jest? - zapytał Harlan. Kalkulator spojrzał
wyniośle.
- Nie wiem - powiedział.
- Aleja mam ważne spotkanie z samego rana.
- Pan ma spotkanie - rzekł Kalkulator, a Harlan omal nie wyszedł z
siebie widząc rozbawienie na jego twarzy.
Kalkulator mówił dalej, z uśmiechem:
- Przyszedł pan nieco za wcześnie, prawda?
- Muszę się z nim widzieć.
- Jestem pewny, że rano się zjawi. - Kalkulator uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
- Ale...
Strona 91
Isaac Asimov - Koniec Wiecznosci
Kalkulator minął Harlana uważając, by go nie dotknąć nawet ubraniem.
Harlan zaciskał i otwierał dłonie. Patrzył bezradnie za Kalkulatorem, a
potem, ponieważ nie pozostało mu nic innego, wolno i nie całkiem
przytomnie wrócił do swego mieszkania.
Spał niespokojnie. Mówił sobie, że potrzebuje snu. Na siłę próbował
wypocząć i oczywiście nie udało mu się to. Sen przyszedł dopiero po
nerwowych rozmyślaniach.
Przede wszystkim była Noys.
Myślał gorączkowo, że nie ośmielą się zrobić jej krzywdy. Nie mogą
odesłać jej znowu w Czas, bez analizy oddziaływania na Rzeczywistość, a to
potrwa wiele dni, a może nawet tygodni. Ewentualnie mogliby zrobić jej to,
czym groził mu Finge: spowodować wypadek.
Ale właściwie nie brał tego pod uwagę. Tak drastyczna akcja nie była
potrzebna. Rada nie chciałaby się narażać na gwałtowną reakcję Harlana.
(W spokoju zaciemnionej sypialni i półśnie niektóre sprawy stawały się
dziwacznie nieproporcjonalne, lecz Harlan nie znajdował nic groteskowego
w swej pewności, że Rada Wszechczasów nie ośmieli się narazić na
niezadowolenie Technika).
Bez wątpienia kobieta w niewoli może być wykorzystywana na różne
sposoby. Piękna kobieta z hedonistycznej Rzeczywistości. Harlan
zdecydowanie odrzucił tę myśl, ilekroć powracała. Było to bardziej
nieprawdopodobne niż śmierć, której nie mógł przecież brać pod uwagę.
Pomyślał o Twissellu.
Starego człowieka nie było w 575 Stuleciu. Gdzie się podziewał w tych
godzinach, kiedy powinien spać? Stary potrzebuje snu. Harlan wiedział, że
odbywają się dyskusje Rady. O nim. O Noys. O tym, co robić z
niezastąpionym Technikiem, którego nikt nie śmie ruszyć.
Zciągnął wargi. Jeśli nawet Finge złożył raport o dzisiejszym zamachu,
w najmniejszym stopniu nie wpłynie to na ich rozważania. Harlan będzie
równie niezbędny jak przedtem.
A Harlan bynajmniej nie był pewny, czy Finge złoży meldunek. Gdyby się
przyznał, że musiał się płaszczyć przed Technikiem, postawiłoby go to jako
Zastępcę Kalkulatora w złym świetle, więc może się na to nie zdecydował.
Harlan myślał teraz o Technikach jako o grupie, co ostatnio rzadko robił.
Jego nieco wyjątkowa pozycja jako człowieka Twissella i na pół Edukatora
utrzymywała go z dala od innych Techników. Lecz tak czy inaczej,
Technikom brakowało solidarności. Dlaczego tak było?
Czy musi wędrować przez 575 i 482 Stulecia prawie nie widując innych
Techników i nie rozmawiając z nimi? Czy muszą unikać siebie nawzajem?
Czy muszą postępować tak, jakby akceptowali stan, do którego przesądy
innych ich zmusiły?
W swej wyobrazni zmusił już do kapitulacji Radę w sprawie Noys, a
Strona 92
Isaac Asimov - Koniec Wiecznosci
teraz stawiał dalsze żądania. Technikom trzeba pozwolić na stworzenie
własnej organizacji, regularne odbywanie zebrań - więcej przyjazni, lepsze
traktowanie ze strony innych Wiecznościowców.
Gdy wreszcie zapadł w sen, widział siebie jako bohaterskiego
rewolucjonistę z Noys u boku...
Obudził go sygnał drzwiowy. Szeptał do niego ochryple, z
niecierpliwością. Zebrał myśli na tyle, że mógł spojrzeć na mały zegar obok
łóżka i jęknął.
Ojcze Czasie! Mimo wszystko zaspał.
Udało mu się sięgnąć z łóżka do właściwego guzika i płyta wizyjna
wysoko na drzwiach stała się przezroczysta. Nie znał twarzy, która się
pojawiła, ale do kogokolwiek należała, miała na sobie piętno władzy.
Otworzył drzwi i mężczyzna z pomarańczową naszywką Administracji
wszedł do pokoju.
- Technik Andrew Harlan?
- Tak, Administratorze. Ma pan do mnie interes? Administrator nie
wyglądał na speszonego wyrazną wojowniczością tego pytania. Powiedział:
- Pan był umówiony ze Starszym Kalkulatorem Twissellem?
- Więc?
- Mam pana poinformować, że się pan spóznił. Harlan wytrzeszczył
oczy.
- O co chodzi? Pan jest z 575?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]