[ Pobierz całość w formacie PDF ]
klasie: "Nie muszę mieć peleryny-niewidki, żeby stać się niewidzialnym..."
- Chodz - dodała nauczycielka transmutacji, a porcja zwyczajowej energii wróciła do jej
głosu. - Zajmiemy się tobą. Jestem pewna, że pani Pomfrey poradzi coś na tę kostkę. Daj
mi miotłę, zobaczymy, czy pani Hooch pózniej doprowadzi ją do porządku.
Okazało się, że to nie tylko kostka Harry'ego; poważnie naciągnął sobie mięśnie ramion
i nabawił siniaków na wewnętrznej stronie ud od kurczowego trzymania miotły. Nie
wspominając o tych, jakie dekorowały tę część ciała, na której wylądował. Oburzona pani
Pomfrey chciała wiedzieć, jakie manewry quidditcha ćwiczył, jak długo i, na Boga, po co.
- By oderwać się od egzaminów, tak powiedział - stanowczo rzekła McGonagall. -
Naprawdę, bardzo to nierozważne z twojej strony, Potter.
- Przepraszam - rzucił nieobecnie Harry, gapiąc się w sufit, podczas gdy pani Pomfrey
sprawnie naprawiała jego skręconą kostkę.
Pielęgniarka cmoknęła.
- Wydaje mi się, że inni Gryfoni nie będą zbyt zadowoleni, co, kochanie? Ile punktów
stracił biedny chłopak, Minerwo?
To zwróciło uwagę Harry'ego i popatrzył na McGonagall z przerażeniem. Dopiero co
uratował życie nauczyciela! Z pewnością nie mogła zabrać Gryffindorowi punktów za to!
McGonagall wyglądała na zbitą z tropu, ale odpowiedziała:
- Sam się już dobrze ukarał, Poppy. Założę się, że te siniaki i kilka dobrych szlabanów
załatwi sprawę; nie ma potrzeby tym razem odbierać punktów domowi.
Harry odprężył się, a pani Pomfrey pokiwała głową.
- Racja. Najtrudniejszych lekcji uczymy się sami, tak myślę. Prawda, panie Potter?
Pogłaskała go po głowie pocieszająco, a Harry otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, i
ziewnął. Nagle poczuł się śmiertelnie zmęczony.
- Eee... Może tu spać, prawda, Poppy? - spytała z wahaniem McGonagall. - Będziesz
miała na niego oko? By nie narobił sobie więcej kłopotów - dodała szybko. - Myślę, że nie
spał całą noc i chyba najlepiej będzie, jeśli...
- Oczywiście, głuptasku - powiedziała uspokajająco pani Pomfrey, znów gładząc
Harry'ego po głowie. - Wyśpij się porządnie... A więc...
Harry spał, zanim zdążyła powiedzieć coś więcej.
* * *
Uświadomił sobie, że pochyla się nad nim szokująco jasna głowa rudych włosów.
- Obudził się! - zawołał Ron z podnieceniem.
- Oczywiście, że się obudził - dobiegł zirytowany głos Hermiony. - Szturchnąłeś go.
- Nieprawda - odpowiedział oburzony Ron. - Tylko lekko potrząsnąłem. A poza tym spał
już za długo. Jak się czujesz, Harry?
Właściwie czuł się odurzony i przez chwilę musiał mocno się starać, by przypomnieć
sobie, gdzie jest. Skrzydło szpitalne. Przyszedł tutaj po tym, jak on i Snape... Snape!
26
SERIA HERBACIANA - część 3 J a k S z k l a n a k a
Harry usiadł na łóżku o wiele za szybko, zakręciło mu się w głowie i z powrotem opadł na
poduszki.
- Harry, powoli - powiedziała z troską Hermiona. - Trzeba uważać z kontuzjami w
quidditchu, przecież wiesz.
- A ty jesteś w tej sprawie ekspertem...? - parsknął Ron. - Zuch z ciebie, Harry. Masz,
napij się wody.
Quidditch. Racja, miano podejrzewać, że zdrowieje z kontuzji treningowej. Nikt nie mógł
wiedzieć, co się zdarzyło, i był raczej pewien, że w przypadku Dumbledore'a "nikt"
obejmowało również Rona i Hermionę. Ale co ze Snape'em? Jak mógł się dowiedzieć,
niczego nie wyjawiając? Jego głowa pękała, przyjął ofiarowaną szklankę wody i wziął
zimny łyk. Czuł, jakby gardło miał zapchane watą. Jak długo spał?
- Która godzina? - wymartotał.
- Niedziela rano, jeśli uwierzysz - powiedział Ron z respektem. - Spałeś całą dobę. Co
zrobiłeś, walnąłeś się w głowę?
- Straciłeś cały dzień nauki - dodała Hermiona, a w jej głosie brzmiało najwyższe
zmartwienie. - Nie martw się, pomożemy ci nadrobić zaległości... Patrz, przyniosłam twoje
książki...
Harry gapił się na nich oboje.
- Dobę? Jak? Przecież... ja... tak. Jasne, moja głowa. Wydaje mi się, że rzeczywiście
uderzyłem się w głowę. - Musiał być bardziej wyczerpany, niż mu się wydawało, by spać
tak długo...
Hermiona przeszła z trybu troski na wymówkę.
- Cóż, szczerze, Harry, ale trenować quidditcha po ciemku? Czego się spodziewałeś?
Masz szczęście, że się nie zabiłeś, i że McGonagall nie zabierze domowi ani jednego
punktu!
- Tak, powiedziała, że nie zabierze - wymruczał Harry. - Powiedziała, że moje zranienia
plus kilka szlabanów to wystarczająca kara... Przykro mi - rzucił z taką skruchą, jaką mógł,
gdy oboje skierowali na niego oskarżycielskie spojrzenia.
- I powinno ci być - warknął Ron. - Budzę się o wpół do piątej rano, bo zamarza mi
tyłek, i widzę, że okno otwarte na oścież, a ciebie, twojej miotły i twojej peleryny-niewidki
nie ma. Naprawdę wystraszyłeś mnie na śmierć. Miona ma rację, powinieneś być bardziej
ostrożny. Mogłeś przynajmniej spytać, czy nie chcę iść z tobą.
Roztargniony Harry uniósł jedną brew.
- "Miona"? - powtórzył figlarnie. - Kiedy to się zaczęło?
Ron i Hermiona zaczerwienili się oboje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]