[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomyślała. W dodatku niesamowicie seksowny. Gdyby takie jego zdjęcie trafiło na
okładkę Vogue", pismo zostałoby rozprzedane w mgnieniu oka. Poczuła uderzenie
gorąca i znajome drgnięcie mięśni brzucha. Tylko jeden mężczyzna na świecie
działał na nią w ten sposób.
Andreas podniósł wzrok, zobaczył ją i zaniemówił ze zdziwienia, jakby nagle
odcięto mu język.
- Cześć - uśmiechnęła się. - Przepraszam, że ci przeszkadzam, lecz...
- Ależ wcale mi nie przeszkadzasz. Witaj - powiedział, odkładając z trzaskiem
słuchawkę telefonu, ale był wyraznie spięty i podenerwowany.
Louisa miał wrażenie, że podchodząc do niej, zatrzymał się specjalnie tak, by
zasłonić sobą biurko.
%7łołądek podjechał jej do serca. Gdy Andreas nachylił się, chcąc ją pocałować,
dała krok wstecz.
- Nie dotykaj mnie teraz - powstrzymała go. - Najpierw muszę cię o coś zapy-
S
R
tać.
- O co mianowicie? - spytał, opuszczając luzno ręce i uwagi Louisy nie uszło,
że zacisnął pięści, a po twarzy przebiegł mu nagle cień.
To jej wystarczyło. Odpowiedz była zawarta w mowie jego ciała. Ta czujna
obronna postawa, zaciśnięte pięści, spłoszony wzrok... To nie kolejna intryga jego
rodziny. On jest sprawcą.
Cofnęła się jeszcze o krok. Czuła, jak od podeszew dziwnie drętwiejących
stóp idą jej w górę po nogach kłujące igiełki. Z łomotem serca, nie patrząc na And-
reasa, ominęła go z boku i podeszła do biurka.
W milczeniu przenosiła spojrzenie z jednej tekturowej teczki na drugą. Na
każdej z nich widniała nazwa jakiejś spółki Maxa. Daleko na skraju biurka dostrze-
gła też dossier opatrzone jej panieńskim nazwiskiem - Jonson.
Telefon dzwonił bez przerwy, ale Andreas nie odbierał go i atmosfera stop-
niowo się zagęszczała.
Raptem telefon przestał dzwonić. Louisa wzięła głęboki oddech.
- Myślałam, że to twój ojciec - odezwała się drżącym głosem. - Nie mogę
wprost uwierzyć, że ty... Dlaczego? - wykrztusiła.
Wzruszył ramionami tak impertynencko, że poczuła jeszcze większy ból.
- Landreau jest twoim kochankiem - stwierdził.
Louisa wlepiła weń wzrok, porażona spokojem i lekkim tonem tego oskarże-
nia.
- Nic nie powiesz? - Posłał jej krótki, wzgardliwy uśmiech. - Bardzo rozsąd-
nie - dodał i wrócił niespiesznie swoim kocim krokiem do biurka. Sięgnął po teczkę
z jej dossier i otworzył ją. - To przyzwoicie z twej strony, yineka mou, że jeżdżąc
po Europie z Landreau jako jego niby asystentka, używałaś panieńskiego nazwiska.
Jeśli mnie udało się tak prędko zebrać tyle informacji o twym romansie z tym pa-
nem, można domniemywać, że wytrawny, dociekliwy dziennikarz dowiedziałby się
dużo więcej.
S
R
- Przyjeżdżałeś tu codziennie, żeby grzebać w mojej przeszłości? Na miłość
boską, w jakim celu?
- Aby się przygotować na wypadek, gdyby jakiś spryciarz zechciał mi za-
szkodzić, jeśli wyjdzie na jaw, że moja żona jest od dawna kochanką Maksa Land-
reau.
- Nie jestem jego kochanką.
- A kim wobec tego?
- Asystentką. Osobistą asystentką. Moje obowiązki dotyczą jego spraw osobi-
stych, są też natury towarzyskiej, ale nie sypiam z nim.
- Interesujące - wycedził, przysiadając na biurku. - Jednak mieszkasz w tym
samym domu...
- Nieprawda. Wynajmuję mieszkanie nad jego garażami.
- Mieszkasz w jego domu - powtórzył. - To twój stały adres. Masz także swo-
je lokum na jego jachcie. Dokądkolwiek się udaje, jesteś przy nim.
Mówił to coraz twardszym, łamiącym się głosem. Sięgnąwszy za siebie,
chwycił jedną z teczek i wysypał z niej bezładnie kilkanaście wydrukowanych
komputerowo fotografii.
- Oto ty w seksownym różowym bikini opierasz się o niego podczas przyjęcia
na jachcie. A to także ty, przyklejona do jego boku na charytatywnym balu u niego
w domu. W czerwonej sukni wydekoltowanej, że już bardziej nie można. A na two-
jej łabędziej szyi wisi diamentowa kolia. A tu mamy plażowe przyjęcie na południu
Francji. Używasz go jako poduszki, a on osłania cię od słońca kapeluszem. Masz na
sobie białe bikini, podczas gdy on jest zupełnie goły.
- Ma kąp-pielówki - wyjąkała Louisa, czerwieniejąc coraz bardziej wraz z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]