[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działa według dokładnie obmyślonego planu. Wybiera sobie ofiarę i tak długo kombinuje, aż
niczego nieświadomy człowiek wpada po uszy i zanim się obejrzy, zaczyna kupować
pieluchy. A stary zaciera z radości ręce. Jest niezmordowany i wiem, że nie odpuści, póki
ostatni MacGregor nie stanie na ślubnym kobiercu.
Lana cierpliwie doczekała końca tego wykładu i odezwała się dopiero wtedy, kiedy
Daniel trochę ochłonął.
- Nie znam zbyt dobrze twojego dziadka, więc nie będę się z tobą spierać. Ale wydaje
mi się mało prawdopodobne, by dorośli, inteligentni ludzie pozwolili, ot tak, po prostu, wydać
się za mąż albo ożenić. Nie żyjemy w dziewiętnastym wieku!
- My może nie, ale dziadek tak.
- Powiedziałam już, że nie zamierzam się spierać. Jeśli o mnie chodzi, nie mam
zamiaru wychodzić za mąż. Ani teraz, ani nigdy. I nic tu nie pomoże żaden chytry plan two-
jego dziadka.
- Mówię ci to wszystko, żeby cię uprzedzić. Nie bądz zaskoczona, jeśli któregoś dnia
wtrąci mimochodem, że zna przemiłego, młodego człowieka, który wprost marzy, żeby cię
poznać. A potem tak wszystko urządzi, że ani się obejrzysz, jak zostaniesz panią bankierową.
- Spokojna głowa.
- Cieszę się. Ale na wszelki wypadek pamiętaj: gdy tylko nasz rodzinny swat
napomknie coś o tym całym Henrym, powiedz mu natychmiast, że nie jesteś zainteresowana.
- Skąd wiesz, że nie jestem? Mówisz, że Henry jest bankierem? - Lana uśmiechnęła się
zagadkowo. - A czy twój dziadek nie wspominał przypadkiem, jak ten Henry wygląda?
- Ha, ha, bardzo zabawne. Ciekawe, czy będzie ci równie wesoło, kiedy będziesz
spisywała listę weselnych gości.
- Nie bój się, potrafię poradzić sobie z niechcianymi swatami. Poza tym jest mi bardzo
miło, że twój dziadek troszczy się o moją przyszłość.
Daniel wzruszył ramionami, dając w ten sposób do zrozumienia, że on już zrobił
swoje, a reszta go nie obchodzi. Jednak zezłościło go, że Lanę najwyrazniej rozbawiła ta hi-
storia ze swataniem. Kiedy więc pochyliła się w jego stronę, w ogóle nie chciał na nią
spojrzeć.
- Powiedz mi - spytała rozbawiona - czy to właśnie z powodu dziadka wpadłeś w szał,
wywlokłeś mnie od swoich rodziców i targałeś na plecach przez pół miasta? Tylko dlatego że
stary MacGregor chciał mi przedstawić jakiegoś faceta? Słuchaj, a może ty jesteś zazdrosny?
- Zazdrosny? - wykrzyknął oburzony. - Kobieto, co ty wygadujesz? Ja chciałem cię
ostrzec, a ty zamiast okazać wdzięczność obrażasz mnie takimi podejrzeniami? No, ładnie!
- Uspokój się - powiedziała i wstała od stołu. - Tak tylko pytam. Lepiej mi powiedz,
czy ta zmywarka działa.
- Jaka zmywarka, do cholery! Jak możesz myśleć, że jestem o ciebie zazdrosny?
Zrobiłem to z sympatii do ciebie!
- Oczywiście, rozumiem twoje szlachetne pobudki. Podaj mi swój talerz i kieliszki -
poprosiła i zaczęła opróżniać zlew z brudnych naczyń, a potem układać je w zmywarce.
Daniel, który wciąż nie mógł pogodzić się z tym, że został posądzony o zazdrość,
wstał od stołu i pokręcił z niesmakiem głową.
- Wiesz co? - zapytał nerwowo. - Gdybym naprawdę był zazdrosny, to
porachowałbym temu bankierowi kości!
- Aha, fajnie. Podasz mi wreszcie ten swój talerz? Podszedł do niej i chwycił ją wpół.
Odwrócił w swoją stronę i patrząc prosto w oczy, wycedził nienaturalnie cichym głosem:
- Nie jestem zazdrosny. Ale nie lubię, kiedy ktoś bez pytania wchodzi na moje
terytorium.
- W porządku, nazywaj to sobie, jak chcesz. I tak wiem swoje.
Kusiło ją, żeby go prowokować. Cieszyła się, że tak bardzo poruszyła go historia z
bankierem i że obchodzi go jej przyszłość. Znów miała go blisko, czuła siłę ramion, spo-
glądała w błękitne, niepokojące oczy. Kiedy wziął ją na ręce i zaczął całować, nie miała
najmniejszego zamiaru wyrywać się ani go powstrzymywać. Wystarczył dotyk warg Daniela,
a natychmiast zapomniała, że jeszcze godzinę temu chciała uciec od niego i już nigdy nie
wrócić.
To nie była zazdrość. Wszystko, tylko nie to. Leżąc w ciemnościach obok śpiącej
Lany, Daniel po raz setny wracał myślami do tego, co powiedziała. Po prostu uznał, że Lana
należy do niego, i chciał bronić swoich praw. Nie zamierzał dzielić się z nikim swoją
własnością. Lana Drake była jego i kropka. Przynajmniej przez jakiś czas.
Musiał przyznać, że czuł się w jej towarzystwie bardzo dobrze. Nawet wtedy, kiedy
kazała mu sprzątnąć kuchnię, a dopiero potem pozwoliła zanieść się do sypialni. Poza tym
żadna inna kobieta nie działała na jego zmysły tak jak ona. Uwielbiał jej spojrzenie, jej oczy,
uważne i skoncentrowane podczas rozmowy, a nieprzytomne, prawie szalone, kiedy kochali
się do utraty tchu. Podobał mu się jej głos, inny za dnia niż w nocy, gdy szeptała jego imię.
Delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy. Spała tak mocno, że nawet nie poczuła jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]