[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rabunku. Skazaniec był oszołomiony i bezwolny jak krowa przeznaczona na rzez.
Toczył tylko wokoło szeroko otwartymi, bezmyślnymi oczami, jakby niezupeł-
nie do niego docierało, co właściwie się dzieje. Nie zareagował nawet wtedy, gdy
zmuszono go, by usiadł i przywiązano za ramiona do pionowej belki. Założono
mu na szyję podwójną pętlę. Dwa końce długiego sznura podjęli obaj pomocni-
cy, po czym na dany znak mocno szarpnęli. Egzekucja była nieudana  Koniec
ocenił to jednoznacznie. Któryś z siepaczy musiał spóznić się z szarpnięciem liny,
więc zamiast złamać kark przestępcy  dusili go po trochu. Biedak trzepotał się
w pętli, niczym królik złowiony w sidła. Jego ciało wyginało się konwulsyjnie,
pięty bębniły o deski podestu, na przepasce pokazała się plama moczu. Końca
lekko zemdliło.
 Partacze, cholerni partacze  pomyślał ze złością.
164
Nie wiadomo, jak długo potrwałoby to potworne widowisko, gdyby starszy
kat nie dopomógł nieszczęśnikowi, skręcając mu szyję rękami. Koniec oderwał
się wreszcie od miejsca kazni, ale wciąż dygotał z tłumionej pasji. Przez głowę
przesuwały mu się wyuczone niegdyś na pamięć urywki kodeksu karnego:  wy-
roki śmierci wykonuje się ponad ziemią. . . ściśle według prawideł. . . pętla służy
do przerwania rdzenia. . . garota odcina powietrze i jako taka jest narzędziem kary
większej. . . nie przelewa się krwi, gdyż ona przynależy Matce Zwiata. . . zawią-
zać usta, by nie rzucił przekleństwa. . . nigdy nie skazywać brzemiennej przed
rozwiązaniem. . . subtelne metody przesłuchań. . . bądz stanowczy, lecz nie okrut-
ny. . . kary mniejsze wykonuje się. . .   Koniec wbił sobie paznokcie w ucho, by
ostrym bólem odpędzić niechciane myśli.
 Co się stało?  spytał Promień, obserwujący go spod oka.
Koniec odetchnął głęboko.
 Ktoś mi na cień nadepnął. Nieważne.
Część trzecia  Całkiem inny świat
Góry Zwierciadlane wyglądają jak nieudane gruzłowate ciasto gdzieniegdzie
skąpo posypane miałkim cukrem. Takie w każdym razie sprawiają wrażenie z tej
odległości, z jakiej aktualnie je oglądamy. Wiatr Na Szczycie twierdzi, że te  za-
dziwne (tak właśnie on to pisze  znak z górną poprzeczką o wiele za długą
i zawiniętą w bok), postrzępione laty w wyższej części pasma to śnieg. Wszyscy
jesteśmy ciekawi, jak wygląda. Nikt z nas, oczywiście prócz Wiatru, nie widział
nigdy śniegu. Stalowy mądrzy się, objaśniając, że to  woda w odmiennym stanie
skupienia, podobna do mąki i że da się go uzyskać w zwykłej probówce. Mo-
że uważa, że jest lepiej poinformowany od reszty, ale tak naprawdę tyle ma tej
wiedzy, co brudu pod paznokciami. Wiatr Na Szczycie podśmiewa się z wywodów
Stalowego, ale śniegu pokazać nam nie chce.  Sami się przekonacie, jak to jest
z tym białym sukinsynem  - powiada i tyle można z tego wywnioskować, że śnieg
jest zjawiskiem nieprzyjemnym, choć ciekawym.
Jak wspominałem, Góry Zwierciadlane na razie nie mają zbyt imponujące-
go wyglądu. Jesteśmy akurat pośrodku  niczego . Za nami zostały żyzne pola
i pastwiska wyżyny Lenn, posuwamy się skrajem Puszczy Sokolej. Ależ duże tu
drzewa! Góry rysują się przed nami niczym wał popielatej gliny i wydaje się, jak-
by uciekały złośliwie. Myszka i Wężownik mają ogromną ochotę skoczyć naprzód,
by zapoznać się z nimi jako pierwsi, ale Wiatr zakazuje tego stanowczo. Twier-
dzi, że to niedobry pomysł i niebezpieczny, choć mnie trudno w to uwierzyć. Co
mianowicie mogłoby grozić naszym Wędrowcom?
Tak zwany wielki świat zostawiliśmy za sobą w Lenenji. Pamiętam, że pod-
czas pierwszej bytności w stolicy byłem pod ogromnym wrażeniem jej rozmiarów,
zagęszczenia, ruchu tam panującego, równego chyba tylko mrówczej krzątaninie.
Tym razem miasto nie wydawało mi się już tak rozległe ani tak wspaniale. Może
dlatego, że zdążyłem poznać Zamek Magów i okolice pod jego patronatem  rów-
nie dostatnie, ciekawe i rojne. Nie mieliśmy zabawić w stolicy długo  wystarczył
dzień, by pozbyć się ładunku oraz uzupełnić zapasy. Wraz ze Zpiewakiem postano-
wiliśmy odgrzać wspomnienia ze wspólnych łazęg po mieście. Wybraliśmy się do
teatru, zabierając ze sobą również Pożeracza Chmur, który nigdy dotąd nie zaznał
takiej rozrywki. Trzeba przyznać, że przedstawienie było dobre, a dodatkowych
166
wrażeń dostarczył nam ten nieznośny smok. Kiedy główny bohater nader reali-
stycznie umierał, draśnięty zatrutym ostrzem podczas nieuczciwego pojedynku,
Pożeracz Chmur wziął to za dobrą monetę i z trudem powstrzymaliśmy go przed
wtargnięciem na scenę, gdzie miał zamiar zagryzć  mordercę . Publiczność wyła
i rzucała w nieszczęsnego aktora skórkami pomarańczy, ale on wydawał się zu-
pełnie tego nie zauważać. Z godnością grat swą rolę do końca, recytując finałowy
monolog tragedii w samym środku pożaru pałacu. Wreszcie zawalił się na niego
przepalony strop i złoczyńca widowiskowo dokonał żywota pod płonącą belką, ku
zadowoleniu widowni. Zgodnie z tradycją tego rodzaju sztuk na końcu  pozostał
żywy jedynie właściciel teatru.
Muszę przyznać, że nigdy przedtem nie oglądałem równie udanego przedsta-
wienia. Wiadomo  stolica, bogatsi ludzie, lepszy towar. Teatr było stać na za-
trudnienie Tkacza Iluzji, który zawiadywał specjalnymi efektami scenograficznymi
zza kulis. Wychodziłem stamtąd w melancholijnym nastroju. Gdyby nie wiadome
okoliczności, także mógłbym pracować w taki sposób. Pławić się w chwale Mi-
strza Iluzji, brać pełny udział w życiu artystów, czerpać satysfakcję z dawanego
ludziom odpoczynku od rzeczywistości. %7łałowałem, że nie mogę pójść na zaple-
cze teatru, by zapoznać się z tym magiem. Był naprawdę dobry, sądząc z tego, co
widziałem. Nigdy nie zetknąłem się z innym przedstawicielem mojej kasty, prócz
Wiatru Na Szczycie, a on (niestety) zachowywał się najczęściej dość prostacko
i nie rozumiał takich subtelności jak Sztuka. Rozmowa z Tkaczem teatralnym by-
łaby z pewnością bardzo interesująca i odświeżająca umysł. Tymczasem przeby-
wałem w towarzystwie Nocnego Zpiewaka, który akurat wpadł w ironiczny nastrój
i rzucał pikantne uwagi na temat przedstawienia. Przeciwwagę dla niego stanowił
Pożeracz Chmur  naiwnie podniecony, podskakujący jak długołapy szczeniak,
który po raz pierwszy wylazł z budy na świat. Ani jeden, ani drugi nie nadawał się
w tej chwili na partnera do zwierzeń. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl