[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mali była wręcz bliska obłędu w obliczu bezsilności i bezradności poszukujących.
- Sindre! - zawołała chyba już po raz pięćdziesiąty.
Pozostali zamilkli, choć nie spodziewali się usłyszeć żadnej odpowiedzi.
- Cicho!
Wszyscy jednocześnie zaczęli uciszać się nawzajem, chociaż nikt nie powiedział ani
słowa. Po chwili milczenia kobieta spytała:
- Co to było?
Inni tylko pokręcili głowami.
- Jakby jakieś piśniecie - odpowiedział komendant.
- To mógł być ptak - stwierdził Brustad, aby nie budzić w swych współpracownikach
próżnych nadziei.
- Proszę zawołać znowu! - zaproponował jeden z policjantów.
Mali nie trzeba było powtarzać dwa razy.
W przejmującej ciszy, jaka zapadła, wszyscy usłyszeli gdzieś w oddali delikatny
głosik.
 Mama!
- Sindre! - zawołał gwałtownie Gard.
- Sindre! Idziemy do ciebie! - krzyknęła Mali, po czym wszyscy rzucili się pędem w
kierunku, z którego dochodził głos.
Gard chwycił Mali za rękę i ciągnął ją za sobą, pomagając przeskakiwać przez
zwalone pnie i pokonywać inne przeszkody.
- Jak tam twoja rana? - spytał cicho.
- Szew trochę mnie kłuje - wydyszała. - Ale nie mam czasu, żeby czekać. Sindre! -
zawołała znowu.
Teraz już bliżej, ale nadal jeszcze w oddali, gdzieś po prawej stronie, dało się słyszeć
wołanie chłopca przerywane szlochem. Szli za innymi, którzy poruszali się znacznie szybciej
niż oni. Młodzi policjanci byli już daleko w przodzie.
Mali zatrzymała się znowu i skuliła się wpół.
- Nie dam rady - jęknęła. - Gard, proszę cię, pobiegnij pierwszy!
Gdy spojrzał na nią z lekkim wahaniem, zrozumiał od razu, że ona tego naprawdę
pragnie. Chciała, by Sindre jak najszybciej zobaczył jakąś znajomą twarz. Położywszy dłoń
na jej policzku, obiecał:
- Powiem mu, że zaraz przy nim będziesz.
I pobiegł.
Mali stała nieruchomo z zamkniętymi oczyma.
- Dziękuję! - wyszeptała. - Dziękuję, dziękuję!
Gdy lekko się zachwiała, zdała sobie sprawę, że przeżycia ostatnich godzin wystawiły
jej organizm na ciężką próbę. Wyprostowała się więc i kilka razy głęboko wciągnęła
powietrze. Potem mogła iść dalej.
Znalezli go w lekkim zagłębieniu. Potykając się, szedł na sztywnych nogach w ich
stronę. Miał zapłakaną buzię, był brudny, przemoczony i wyczerpany. Niemal bezwładnie
opadł w silne ramiona jednego z policjantów.
Lecz gdy spostrzegÅ‚ nadbiegajÄ…cego Mörkmoena, od razu wyciÄ…gnÄ…Å‚ do niego rÄ™ce.
- Tato!
Gard prawie nic nie widział, ponieważ od razu chwycił chłopca w objęcia i mocno go
do siebie przytulił.
- Jestem przy tobie, Sindre - odpowiedział. - Wszystko będzie dobrze.
Policyjny lekarz natychmiast zbadał chłopca.
- Wygląda na to, że nie odniósł żadnych obrażeń. Ale jest przemoczony, zmarznięty i
znajduje się w szoku, dlatego musimy zawiezć go od razu do szpitala. Powinien zostać tam na
obserwacji przez dzisiejszą noc. Nie można wykluczyć ryzyka zapalenia płuc.
Sindre spojrzał z poczuciem winy na Mali.
- Mamo, zrobiłem siusiu w spodnie.
- To nic, kochanie - uspokajała go matka drżącym głosem. - Byłeś naprawdę bardzo
dzielny.
- A ten mężczyzna...? - spytał chłopiec z wyraznym przestrachem w oczach.
- Zabrała go policja - wyjaśnił zdecydowanie Gard. - Teraz już nie musisz się niczego
bać. Bardzo nam pomogłeś w jego schwytaniu. Może panowie policjanci dadzą ci za to coś
Å‚adnego.
Na brudnej i zmęczonej buzi pojawił się nieśmiały uśmiech.
Po kilkunastu minutach w triumfalnym orszaku jechali już z powrotem do miasta.
Sindre natychmiast zasnął w objęciach Garda. Mali przez cały czas trzymała małą rączkę
synka w swej dłoni, by ani przez sekundę nie mieć wątpliwości, czy on naprawdę jest już
razem z nimi. Drugą rękę oparła mu na brzuszku, aby czuć jego spokojny oddech.
- Dziękujemy za wyjątkowo szybką i skuteczną akcję - zwrócił się Gard do Brustada. -
To naprawdę była dobra robota. Od razu trafił pan na właściwe miejsce.
Komisarz nawet nie próbował udawać zakłopotanego usłyszanymi komplementami.
Tymczasem Gard kontynuował:
- Ten Engen to świetny detektyw, prawda?
- Owszem. Specjalnie poprosiłem go, żeby pojechał z nami. Jest bardzo zdolny, toteż
niektórzy z naszego wydziału cały czas trzęsą się ze strachu. Czują się zagrożeni. Ale mam
wrażenie, że Engena władza w ogóle nie interesuje. On najszczęśliwszy jest wtedy, gdy uda
mu się natrafić na ślad i wyciągnąć trafne wnioski. No, jesteśmy na miejscu.
Gard wniósł na rękach śpiącego chłopca do szpitala. W izbie przyjęć przywitała ich
pielęgniarka.
- Cóż to za mały brzdąc przyjechał tu do nas? - spytała przyjaznie.
- To jest Sindre - odpowiedział Gard. - Mój syn.
ROZDZIAA XXVIII
Mali siedziała na szpitalnym korytarzu, czekając na Garda. Po dokładnym badaniu
Sindrego, niemal nieprzytomnego ze zmęczenia, położono do łóżka. Oboje chcieli zostać przy
nim przez całą noc, jednakże lekarz uznał to za całkowicie zbędne. Mały pacjent musiał się
porządnie wyspać, a im też przyda się wypoczynek. Chłopiec był tak wyczerpany, że nawet
nie zareagował, gdy wychodzili z sali. Uśmiechnąwszy się do nich słabo, odwrócił się do
ściany, przyciskając do siebie mocno sfatygowanego pluszowego kotka.
Gard, idąc z izby przyjęć, już z daleka uśmiechał się do Mali.
- Pielęgniarka wypytywała mnie o całą masę rzeczy o Sindrem - rzekł, siadając obok
niej. - Nie mogłem cię znalezć, więc powiedziałem jej tylko to, co wiedziałem.
- Dzięki.
Mali czuła, że znowu całkowicie poddaje się zmęczeniu. Do tej pory emocje zmuszały
ją do aktywności, ale teraz, gdy jej synek znalazł się już pod dobrą opieką, mogła wreszcie
pomyśleć o sobie.
Gard popatrzył na nią czule i pogłaskał ją po policzku.
- Jesteś blada jak ściana. Na szczęście dzisiaj będziesz już mogła spać spokojnie.
Po krótkiej pauzie pod jaj:
- Chciałbym ci się do czegoś przyznać. Zawsze mówiłaś, że ojciec Sindrego nazywa
siÄ™ Gard Mörkmoen. No, wiÄ™c kiedy siostra spytaÅ‚a mnie o jego ojca, podaÅ‚em jej to
nazwisko.
Mali otworzyła szeroko usta ze zdumienia, lecz nie powiedziała ani słowa.
- Czy zrobiłem zle? - spytał niepewnie.
- Nie.
- Pytam, bo nie wiem, może ty wcale byś nie chciała, żebym...
- Co?
- %7łebym to był ja, no, wtedy, trzy czy cztery lata temu? To znaczy, nie chciałabyś
udawać, że to tak było. Ja natomiast bez trudu mogę sobie wyobrazić, że Sindre to mój syn.
Mali nic nie mówiła. Odwróciła głowę w drugą stronę, aby nie widział jej rozpalonych
policzków.
Gard odczekał chwilę, po czym powiedział niepewnie:
- Dobrze wiesz, że mógÅ‚bym dostać jakÄ…Å› staÅ‚Ä… pracÄ™ w Sörlandet. MogÄ™ zamienić
moje mieszkanie w mieście na prawdziwy dom gdzieś na prowincji. Kiedy wracaliśmy tutaj,
bardzo dużo o tym myślałem.
Gdy zamilkł, Mali spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Pomyślałem więc... Jeśli ty i Sindre...
Ponieważ ona w ogóle mu nie pomagała, musiał dalej radzić sobie sam.
- Mieszkanie na wsi na pewno doskonale by zrobiło chłopcu. Mógłby mieć swojego
wymarzonego pieska. A ty mogłabyś przez cały czas być z nim razem w domu.
Mali opuściła głowę. Gard zdał sobie sprawę, że chyba zaczął od niewłaściwego
końca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl