[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przygotowana na łóżku. W rogu pokoju stały dwie skromne walizki. Pod
toaletką stał rząd butów niektóre z nich mocne, praktyczne, sznurowane,
dwie pary błyszczących butów na niskich obcasach, przybrane skórzanymi
kokardami, oraz prawie nowe buty wieczorowe z czarnego atłasu i para
mokasynów. Poirot zauważył, że buty wieczorowe były o numer mniejsze od
pozostałych, co mogło wypływać z próżności panny Sainsbury Seale.
Zastanawiał się, czy, zanim wyszła, miała czas przyszyć oderwaną klamerkę.
Miał nadzieję, że tak. Niedbałość w ubraniu zawsze go denerwowała.
Japp zajęty był przeglądaniem listów, które leżały w szufladzie nocnego
stolika. Herkules Poirot ostrożnie wysunął szufladę komody. Była pełna
bielizny. Zamknął ją pośpiesznie z zażenowaniem, mrucząc pod nosem, że
panna Sainsbury Seale lubi nosić wełnianą bieliznę, i otworzył następną
szufladę, w której znalazł tylko pończochy.
Znalazłeś coś, Poirot? spytał Japp.
Tanie, błyszczące, jedwabne pończochy, w cenie około dwóch szylingów i
jedenastu pensów odparł ponuro Poirot, dyndając w powietrzu
pończochami.
Nie wyceniasz rzeczy dla spadkobierców, stary rzucił Japp. Ja
znalazłem dwa listy z Indii oraz kilka pokwitowań od jakiejś organizacji
charytatywnej. %7ładnych rachunków. Nasza panna Sainsbury Seale to
szacowna osoba.
Lecz o bardzo złym guście w sprawach ubioru powiedział ze smutkiem
Poirot.
Pewnie myślała, że strojenie się jest sprawą zbyt przyziemną... Japp
spisywał adres z koperty listu sprzed dwóch miesięcy. Ci ludzie mogą coś o
niej wiedzieć. Adresowany do Hampstead. Wygląda na to, że byli dobrymi
znajomymi.
W hotelu "Glengowrie Court" nie znalezli już niczego więcej, poza
stwierdzeniem przykrego faktu, że panna Sainsbury Seale, opuszczając go,
nie była w żadnym stopniu podniecona lub zaniepokojona i widać było
wyraznie, że zamierzała wrócić, aby spotkać się w holu ze swoją przyjaciółką,
panią Bolitho, ponieważ oświadczyła: "Po obiedzie nauczę cię pasjansa, o
którym tyle ci opowiadałam".
Prócz tego w hotelu "Glengowrie Court", panował zwyczaj informowania w
jadalni o nieobecności na posiłkach. Panna Sainsbury Seale nie przekazała
takiej informacji. Wobec tego wydawało się, że miała zamiar wrócić na obiad,
który podawano między godziną siódmą trzydzieści a ósmą trzydzieści.
Jednak nie wróciła. Poszła w kierunku Cromwell Road i zniknęła.
Japp wraz z Poirotem udali się pod adres, który figurował na liście
wysłanym z West Hampstead.
Odnalezli tam miły i sympatyczny dom, który zamieszkiwała liczna
rodzina Adamsów. Wiele lat mieszkali w Indiach i z dużą sympatią wyrażali
się o pannie Sainsbury Seale. Niestety, w niczym nie mogli pomóc.
Nie widzieli jej od miesiąca, to znaczy od czasu, gdy wrócili z
wielkanocnego urlopu. Mieszkała wtedy w hotelu niedaleko Russell Square.
Pani Adams dała Poirotowi adres tego hotelu i adres jakichś innych
przyjaciół panny Sainsbury Seale z Indii, którzy teraz mieszkali w Streatham.
Jednak w obu tych miejscach spotkał ich zawód. W hotelu pamiętano ją
słabo, była spokojna i mieszkała za granicą. Ludzie w Streatham też nie
wnieśli nic nowego. Nie widzieli jej od lutego.
Pozostała więc tylko możliwość, że uległa wypadkowi, ale i to okazało się
nieprawdziwe. %7ładen ze szpitali nie przyjął ofiary wypadku, która
odpowiadałaby opisowi.
Panna Sainsbury Seale rozpłynęła się w przestrzeni.
VI
Następnego ranka Poirot udał się do hotelu "Holborn Palace" i zapytał o
Howarda Raikesa. Nie byłby wcale zaskoczony, gdyby usłyszał, że pan Raikes
również wyszedł pewnego wieczoru i więcej nie wrócił.
Jednak pan Howard Raikes nigdzie nie zniknął i siedział w hotelu
"Holborn Palace" przy śniadaniu.
Wydawało się, że widok Poirota przy jego stole sprawił mu wątpliwą
przyjemność.
Chociaż nie wyglądał już tak morderczo jak wtedy, gdy Poirot ujrzał go po
raz pierwszy, jednak pozostało mu ponure spojrzenie. Teraz uporczywie
wpatrywał się w niepożądanego gościa.
Co, u diabła?
Herkules Poirot przysunął krzesło od sąsiedniego stolika.
Pan pozwoli?
A mam inne wyjście! Siadaj pan i czuj się jak u siebie w domu! odrzekł
pan Raikes.
Poirot z uśmiechem skorzystał z zaproszenia. Pan Raikes powiedział
niegrzecznie:
No, czego pan chce?
Przypomina mnie pan sobie, panie Raikes?
Nigdy w życiu pana nie widziałem.
Myli się pan. Nie dawniej jak trzy dni temu przez pięć minut
znajdowaliśmy się w tym samym pokoju.
Nie pamiętam, kogo spotykam na takim czy innym cholernym przyjęciu.
To nie było przyjęcie odparł Poirot. To było w poczekalni u dentysty.
W oczach Raikesa mignęło kilka błysków zaniepokojenia, ale zaraz
przygasły. Jego zachowanie uległo zmianie. Teraz nie był już taki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]