[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyszliśmy ze schroniska. Ulewa zel\ała, burza szalała na północ od nas, nad Doliną
Gąsienicową. U nas prószył śnieg. Kamienista ście\ka była pokryta lodem. Andrzej kazał mi
związać się w pasie liną. zostawił między nami pięć metrów luzu i sam te\ się przewiązał liną. Z
włączonymi latarkami, tak zwanymi czołówkami, zało\onymi na czapki, z nasuniętymi kapturami,
spod których wystawały tylko reflektorki, zapięci po szyję ruszyliśmy ście\ką w dół. Tą samą, na
której się pośliznąłem.
65
Andrzej schodził pierwszy, a kiedy tylko czuł, \e but mu się ślizga, natychmiast wbijał ostro
zakończoną stopkę czekana między kamienie. Dwadzieścia minut zajęło nam dojście do lasu.
Wśród świerków, gdzie kamienie były większe i układały się w wyrazne stopnie, było nam trochę
łatwiej. Szybko doszliśmy do \ółtego szlaku prowadzącego do Szpiglasowej Przełęczy na południu
i Koziej Przełęczy na północy. Musieliśmy skręcić w lewo, na północ, \eby obejść Wielki Staw.
Przeszliśmy kilkanaście metrów, doszliśmy do skraju lasu i ściany śniegu.
- Lawina? - upewniłem się.
- Tak - Andrzej oświetlał rumowisko latarką.
To co było przed nami, miało najwy\ej dwa metry wysokości. Lawina szerokimi jęzorami
wdarła się między drzewa, wyrywając kilka z nich z korzeniami.
- Da się ją przejść lub obejść? - dopytywałem się.
- Nie. To przemieszany sypki śnieg z kamieniami, a to wszystko jest nasiąknięte wodą z
deszczu. Zrobisz krok i mo\e uwięzić ci nogę między kamieniami albo zapadniesz się w jakaś
dziurę. W dzień mo\na próbować, ale nie teraz. Musimy poczekać do rana.
- Czy ta lawina została przez kogoś wywołana?
- Mogła powstać po tym, jak ktoś szedł \lebem, ale w nocy takie przejście to szaleństwo.
Mogły ją spowodować deszcz, wiatr, burza. Wracajmy.
Powrót, pod górę, zajął nam mniej czasu. Cały czas podpieraliśmy się czekanami i dzięki
temu szliśmy szybciej. Pod wiatą, przy wejściu do schroniska czekała Monika.
- Co tak długo? - przywitała nas.
Spojrzałem na zegarek. Nie było nas prawie godzinę.
- Było ślisko - odpowiedział Andrzej. - Lawina zawaliła drogę do drugiego schroniska. Rano
spróbujemy przejść. Jak się czuje dziadek Artura?
- Artur mówi, \e lepiej - Monika była smutna - ale ja nie widzę poprawy.
Weszliśmy do jadalni, gdzie zdjęliśmy kurtki i czapki, wystawiając zmarznięte dłonie do
ognia w kominku. Artur siedział przy dziadku, ale spokojnie pił herbatę.
- Wygląda na to, \e śpi - powiedział o dziadku. - Mo\ecie iść spać.
- Zostanę - Monika spontanicznie odezwała się, ale zaraz widząc wzrok ojca rzuciła nam
krótkie: Dobranoc! i poszła na górę.
- Idz, Andrzej, ja zostanę z Arturem - powiedziałem.
Andrzej zerknął na Artura, który z uśmiechem na twarzy kiwnął głową
- Znowu będziecie się bawić w konspirację - Andrzej z rezygnacją machnął ręką i poszedł na
górę.
Artur wygodnie wyciągnął nogi opierając je na ławie.
- Dziadek mówił, \e ju\ wszystko wiesz - Artur przekrzywił głowę i mru\ąc oczy patrzył na
mnie.
- Nie wszystko. Wielką tajemnicą jest dla mnie twoje zachowanie. O naszym wyjezdzie w
Sudety, do grobu Prószyńskiego, dowiedziałeś się od Andrzeja?
- Od niego usłyszałem, \e coś takiego w ogóle jest.
- Dlaczego przed nami uciekałeś?
- Jesteś ministerialnym detektywem. Wolałem z tobą się nie spotykać.
- Chciałeś ukryć ten wasz rodzinny sekret?
- Tak. Bo nie wiem, czym była Przesyłka z Petersburga . Jeśli to było złoto, skarby, to nie
zale\y mi na tym. Gdyby chodziło o jakieś dokumenty lub zabicie kogoś, to... Ty te\ chciałbyś
wiedzieć pierwszy, w co zamieszani byli twoi przodkowie?
66
- Tak. Jednak zdecydowałeś się nas odszukać i nawiązać z nami kontakt. Co było przy czynną
tej zmiany?
- Obserwowałem was, ciebie i tego staruszka, który ci towarzyszył...
- To pan Tomasz, mój szef - wyjaśniłem.
- Widziałem, co się z tobą stało w Sokołowsku. Zobaczyłem, \e zagadkę chce rozwiązać
jeszcze jakaś ekipa i to mnie zaniepokoiło. Chciałem z wami sprzymierzyć się przeciw nim i
wybadać, co wiecie o tej sprawie.
- Na Wawelu przebrałeś się za księdza...
- Zaledwie alumna. Kiedyś pomagałem przy kręceniu filmu i widziałem parę prostych
sztuczek charakteryzatorskich. więc bez trudu trochę zmieniłem sobie twarz. Sutannę po\yczyłem z
teatru i miałem ją ukrytą w plecaku. Jej zało\enie zajmuje zaledwie kilkanaście sekund. Widziałem
tę blondynę koło was na dole i zauwa\yłem te\, \e jakiś facet mi się przygląda. Poszedłem do
przechowalni baga\u, zostawiłem tam plecak, w toalecie przebrałem się i poszedłem na wystawę w
skarbcu. Ten mę\czyzna wcią\ czaił się na dziedzińcu.
- Potrafiłbyś go opisać?
- Wyglądał jak miliony innych pięćdziesięciolatków. Nie potrafiłbym wymienić \adnej cechy
charakterystycznej, znaku szczególnego. Wyglądał na wysportowanego i miał takie czujne i trochę
wredne spojrzenie. Ten jego wzrok był najgorszy. Dziwię się Andrzejowi, \e z nim poszedł w góry.
Widać, \e taki ktoś potrafiłby zabić, \eby tylko siebie uratować.
- Czy wiesz, co mo\e być w skrytce?
- Dowody, \e doszło do tej akcji.
- Jakie dowody?! - zdenerwowałem się. - Przecie\ nie pamiątkowe zdjęcie...
- Czemu nie?
- W twojej bibliotece są te\ ksią\ki dotyczące historii Rosji. Czy wiesz, kogo chcieli zabić
Prószyński i twój przodek?
- Cara.
- Ale wiesz, \e car wtedy nie wybierał się pociągiem w kierunku Wiednia. On nie lubił nawet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]