[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zegar ścienny.
- Zrobiliśmy w czternaście minut - przez zaciśnięte zęby wycedził Bormental i
wbił zakrzywioną igłę w zwiotczałą skórę.
Następnie obaj zaniepokoili się jak mordercy, którym spieszno.
- Skalpel - krzyknął Filip Filipowicz.
Skalpel wskoczył mu do ręki jakby sam z siebie i wtedy twarz Filipa Filipowicza
stała się straszna. Wyszczerzył porcelanowe i złote koronki i jednym ruchem nałożył
na łeb Szarika czerwony wianek. Skórę ogoloną z włosów odrzucono jak skalp.
Obnażono kości czaszki.
Filip Filipowicz krzyknął:
- Trepan!
Bormental podał mu błyszczącą korbkę. Gryząc wargi Filip Filipowicz wetknął
wiertło i zaczął borować w czaszce Szarika maleńkie dziurki w odległości centymetra
jedna od drugiej dookoła całej czaszki. Na każdą dziurkę tracił nie więcej niż pięć
sekund. Potem zaczął piłować piłą o niesłychanym kształcie, wsuwając jej pysk w
pierwszą dziurkę - tak piłuje się drzewo na pudełeczko do robót ręcznych. Czaszka
cichutko popiskiwała i trzęsła się. Po trzech minutach pokrywa czaszki Szarika została
zdjęta.
I wtedy obnażyła się kopuła mózgu - szara w niebieskawych żyłkach i
czerwonych plamach. Filip Filipowicz wgryzł się nożyczkami w opony i otworzył je.
Raz trysnęła cienka fontanna krwi i omal nie trafiła profesora w oko, skropiła biały
kaptur. Bormental ze skręconą pincetą rzucił się jak tygrys, żeby zacisnąć, i zacisnął. Z
Bormentala spełzał strumieniami pot, a jego twarz stała się mięsista i wielobarwna.
Jego oczy latały od dłoni profesora do tacy z narzędziami, stojącej na stoliku
instrumentacyjnym. Filip Filipowicz zaś stał się doprawdy przerażający. Z jego nosa
wylatywało syczenie, zęby obnażyły się do samych dziąseł. Zdarł opony z mózgu,
wdarł się gdzieś bardzo głęboko, wydobywając z otwartej jamy półkule mózgu. W tejże
chwili Bormental zaczął blednąć. Objął jedną ręką pierś Szarika i ochryple powiedział:
- Tętno gwałtownie spada...
Filip Filipowicz spojrzał na niego jak dzikie zwierzę, coś wymamrotał i wdarł
się jeszcze głębiej. Bormental z chrzęstem ułamał koniec szklanej ampułki, wyciągnął
z niej wszystko do strzykawki i podstępnie ukłuł Szarika w okolice serca.
- Wchodzę, idę do tureckiego siodła - zaryczał Filip Filipowicz i zakrwawionymi
śliskimi rękawiczkami wyjął z czaszki szarożółty mózg Szarika. Na sekundę zwrócił
oczy na mordę Szarika i Bormental natychmiast ułamał koniec drugiej ampułki z
żółtym płynem, który wciągnął do długiej strzykawki.
- W serce? zapytał nieśmiało.
- Pan się jeszcze pyta? - wściekle zaryczał profesor. - Wszystko jedno, on już i
tak zdechł panu co najmniej pięć razy. Niech pan kłuje! Czy to do pomyślenia? - Jego
twarz wyglądała jak twarz natchnionego rozbójnika.
Doktor z rozmachu łatwo wbił igłę w serce psa.
- %7łyje, ale ledwie ledwie - wyszeptał nieśmiało.
- Nie ma czasu na dyskusje, żyje czy nie żyje - wychrypiał straszny Filip
Filipowicz. - Jestem w siodle. Zdechnie tak czy inaczej... ach, ty... Aż do
najświętszych brzegów Nilu... Niech pan mi poda przysadkę.
Bormental podał mu szklane naczynie, w którym pływała na nitce biała grudka.
Jedną ręką (Nie ma sobie równych w Europie... jak Boga kocham! - niejasno pomyślał
Bormental) profesor wyciągnął rozhuśtaną grudkę, a drugą nożyczkami wystrzygł
identyczną gdzieś tam w głębi między rozwartymi półkulami. Tę Szarika rzucił na
talerz, a nową wsunął do mózgu razem z nitką i swoimi krótkimi palcami, które
cudownym sposobem stały się nagle cienkie i wrażliwe, zamotał ją tam bursztynową
nitką. Następnie wyrzucił z mózgu jakieś rozpórki, pincetę, schował mózg z powrotem
w kościaną czaszkę, odsunął się i już spokojniej zapytał:
- Oczywiście zdechł?
- Tętno nitkowate - odpowiedział Bormental.
- Powtórzyć adrenalinę.
Profesor zasłonił mózg oponami, odpiłowaną pokrywę przyłożył na swoje
miejsce, naciągnął skalp i zaryczał:
- Niech pan szyje!
Bormental zaszył głowę w ciągu pięciu minut, łamiąc przy tym trzy igły.
I oto na poduszce pojawiła się na krwawym tle zmartwiała, zagasła morda
Szarika z okrężną raną na głowie. Wtedy też Filip Filipowicz odpadł ostatecznie
niczym syty wampir, zerwał jedną rękawiczkę, wyrzucając z niej obłok przepoconego
talku, drugą rozdarł, rzucił na podłogę i zadzwonił naciskając guzik w ścianie. W
progu pojawiła się Zina, odwrócona, żeby nie patrzeć na Szarika we krwi. Kapłan zdjął
kredowymi dłońmi zakrwawiony kłabuk i krzyknął:
- Zina, natychmiast podaj mi papierosa. Potem wanna i czysta bielizna.
Oparł podbródek o krawędz stołu, dwoma palcami uniósł prawą powiekę psa,
zajrzał w niewątpliwie umierające oko i powiedział:
- No tak, u diabła. Nie zdechł. Ale zdechnie tak czy inaczej. Ech, doktorze
Bormental, żal mi psa, był taki serdeczny, chociaż straszny chytrus.
V
Z pamiętnika doktora Bormentala
Cienki zeszyt formatu papieru listowego. Zapisany pismem doktora
Bormentala. Na pierwszych dwóch stronach jest ono bardzo staranne, wyrazne,
zwarte, a na dalszych zamaszyste, niespokojne, z mnóstwem kleksów.
22 grudnia 1924. Poniedziałek.
Historia choroby
Pies laboratoryjny mniej więcej dwuletni. Samiec. Rasa-kundel. Imię - Szarik.
Sierść rzadka, w kępkach, maść - bura podpalana. Na prawym boku blizny po
całkowicie zagojonym oparzeniu. Odżywianie przed przybyciem do profesora - złe; po
tygodniowym pobycie - wyjątkowo utuczony. Waga - 87kg (wykrzyknik). Serce,
żołądek, płuca, temperatura...
23 grudnia. O godz. 8:30 wieczorem przeprowadzona została pierwsza w
Europie operacja według metodyki prof.
Preobrażeńskiego: pod narkozą (chloroform) usunięto Szarikowi jądra, a na
ich miejsce zostały przeszczepione jądra wraz z nasieniowodami i przydatkami
pobrane od dwudziestoośmioletniego mężczyzny, który zmarł 4 godziny i 4 minuty
przed operacją, przechowane w sterylnym płynie fizjologicznym według metodyki
prof. Preobrażeńskiego.
Bezpośrednio po tym została usunięta przysadka (po trepanacji czaszki) i
zastąpiona ludzką, pobraną od wyż. wym. mężczyzny.
Zastosowano 87cm chloroformu, 1 iniekcję kamfory, dwie iniekcje adrenaliny
dosercowo.
Cel operacji: eksperyment prof. Preobrażeńskiego polegający na jednoczesnym
przeszczepieniu przysadki i jąder w celu wyjaśnienia problemu przyrastania przysadki
oraz jej wpływu na odmładzanie ludzkiego organizmu.
Operował prof. Filip Filipowicz Preobrażeński.
Asystował dr Iwan Arnoldowicz Bormental.
Noc po operacji: powtarzające się niebezpieczne zanikanie tętna. Oczekiwanie
za zejście. Olbrzymie dawki kamfory wg metodyki Preobrażeńskiego.
24 grudnia, rano. Poprawa.
Oddech dwukrotnie przyspieszony. Tętno ledwie wyczuwalne, temperatura 42
stopnie. Kamfora, kofeina podskórnie.
25 grudnia. Ponownie pogorszenie. Tętno ledwie wyczuwalne, kończyny zimne,
zrenice nie reagują. Adrenalina dosercowo, kamfora wg Preobrażeńskiego, dożylnie
płyn fizjologiczny.
26 grudnia. Nieznaczna poprawa. Tętno 180, oddech 92, temperatura 41.
Kamfora, odżywcze lewatywy.
27 grudnia. Puls 152, oddech 50, temperatura 39,8, zrenice reagują, kamfora
podskórnie.
28 grudnia. Znaczna poprawa. W południe znienacka zlewne poty,
temperatura 37. Rany pooperacyjne bez zmian. Opatrunek. Pojawia się apetyt.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]