[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjście. Musiała mieć rzeczywiście ważne powody, by
zachować się właśnie tak, a nie inaczej. Nie czuł już do niej
żalu, a gniew, jaki dotąd szarpał jego sercem, zamienił się w
niepokój o jej bezpieczeństwo. Musi być przed nią na miejscu
spotkania, musi jej strzec i ochronić. Oddychał miarowo, by
sądziła, że spokojnie śpi i czekał na rozwój wypadków.
Chwilę pózniej poczuł, jak Jennifer cichutko wychodzi z
łóżka i usłyszał, jak się ubiera w pośpiechu. Zatrzymała się
jeszcze na sekundę, by złożyć delikatny pocałunek na jego
policzku i wybiegła z domu.
Jerome błyskawicznie wstał i wciągnął ubranie.
Skład, którego adres podała Jennifer, zamawiając
taksówkę, był ciemny i zimny, pachniał tekturowymi
opakowaniami i trocinami. Jerome ulokował się wygodnie
między stertami kartonów, konstatując z ulgą, że udało mu się
dotrzeć na miejsce jeszcze przed Jennifer. Rozglądał się
wokoło, próbując przebić się jakoś wzrokiem przez ciemność,
ciekaw, czy osoba, z którą umówiła się tu Jennifer, już gdzieś
tu jest. Zaraz potem usłyszał skrzypnięcie drzwi.
To była Jennifer. Ostrożnie przekroczyła próg,
nieświadomie wstrzymując oddech. Drżącymi palcami wyjęła
z torebki latarkę i zapaliła ją. Nie chciała rozmawiać z
Wainrightem wydana na pastwę ciemności. Mogła zadzwonić
do Wainrighta tylko rano, po wyjściu Jerome'a do pracy.
Dzisiejszego ranka, gdy zdobyła się na to i zadzwoniła do
niego, tak jak sobie zaplanowała, nieomal zupełnie nie straciła
głowy, gdy usłyszała w słuchawce jego nieprzyjemny,
zachrypnięty głos. Zdołała jednak wykrztusić, że chce spotkać
się z nim twarzą a twarz, a on powiedział, że wszystko
zorganizuje i da jej znać. Rzeczywiście, parę godzin pózniej
czyjaś ręka wsunęła pod drzwi małą karteczkę. Wainright
zawiadamiał ją, że spotka się z nią o pierwszej w nocy w
jednym ze składów nad rzeką. Obok adresu znalazła
polecenie: Wez ze sobą mikrofotogram". A więc jej
podejrzenia były słuszne! Wainright rzeczywiście był jej
wrogiem Richard słusznie go podejrzewał. To dlatego ostatnio
zachowywał się tak dziwnie.
Wąski snop światła z latarki omiatał ciemne wnętrze
składu, tańcząc chwiejnie po ścianach. Jennifer szukała
jakiegoś kontaktu i udało jej się natrafić po chwili na całą
tablicę jakichś świetlnych przycisków. Miała nadzieję, że
przyciskając jeden z nich, nie uruchomi przypadkiem żadnej
tajemniczej maszynerii, i rzeczywiście, zapaliła tylko
żarówkę, umieszczoną zresztą dokładnie pośrodku hali.
Oświetlała ona, co prawda niewiele, nienaturalnie
wyolbrzymiając cienie i zatapiając w mroku krańce
pomieszczenia, ale dała jej, nieważne że iluzoryczne, poczucie
względnego bezpieczeństwa.
Siwowłosa kobieta głębiej ukryła się za okazałym
podnośnikiem, który od dłuższej chwili służył jej za
schronienie. Już wcześniej zdjęła z nóg buty, by
zminimalizować hałas spowodowany jej krokami. Zimna,
betonowa podłoga mroziła jej stopy, ale nie zwracała na to
uwagi.
Rozejrzawszy się wokoło, na dłużej utkwiła wzrok w
Jennifer Prescott. Jennifer nie powinna tu przychodzić. Kątem
oka zarejestrowała, że i Phil zajął już swoją pozycję. Nalegał
na nią, by - jeśli ona tu przyjdzie - mógł jej towarzyszyć.
Wiedziała, że może na nim polegać. Ale nie Phil był tu dla
niej najważniejszy. Nagle jej zrenice zwęziły się. Odnalazła
go. Był tam, cień pośród innych cieni. Pozwoliła sobie na
krótkie westchnienie ulgi, znalazła go, mężczyznę, który
interesował ją ponad wszystko w świecie. Ukryty za wielką
paką, nie dalej niż piętnaście stóp od niej, ukucnął jej syn,
Jerome.
Jennifer splotła ręce, przytulając je blisko do ciała.
Próbowała za wszelką cenę uśmierzyć jakoś swój lęk. Myślała
sobie o tym, jak szybko i jak drastycznie zmieniło się jej
położenie. Tak niedawno temu opuściła śpiącego spokojnie
Jerome'a. Sama nie mogła się sobie nadziwić, jak udało się jej
znalezć w sobie tyle siły, by wyjść z łóżka i zostawić go
samego. Uważała, że kochając go, nie mogła postąpić inaczej,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]