[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ogóle przeniesie się gdzie indziej... Może przez ten czas zapomnę.
Roztrzęsiona i bliska omdlenia upadła na łóżko i dała upust
łzom. Upłynęły dobre dwa kwadranse, nim opanowała się na tyle, by
wstać, umyć zapłakaną twarz i uczesać potargane włosy. Dopiero po
53
R S
paru godzinach, gdy kładła się spać, zauważyła, że z komody zniknęła
jedna ze stojących tam zawsze fotografii w ramkach. Skonsternowana
spojrzała na puste miejsce, lecz w pierwszej chwili nie mogła sobie
przypomnieć, które to było zdjęcie. Za moment już wiedziała - była na
nim ona, matka i Ivo w jego pokoju w tangerskiej willi. Czyżby
Gerard je zabrał? Ale po co? Z jakiego powodu miałby się
interesować jej rodziną?
ROZDZIAA TRZECI
Keira chodziła tam i z powrotem po wielkiej hali dworca
lotniczego, raz po raz niespokojnie zerkając na zegarek. Powinny już
mieć za sobą kontrolę bagażu, a tymczasem Sara spózniała się.
Czyżby, jadąc na lotnisko w Heathrow, utknęła w korku?
W pewnej chwili usłyszała swoje nazwisko.
- Panna Keira Paxton... Keira Paxton jest proszona o zgłoszenie
się do informacji w hali odlotów... Keira Paxton...
Wypadek! - pomyślała, pchając w pośpiechu przed sobą
bagażowy wózek. Sara na pewno miała wypadek. Jest ranna...
umiera... umarła. W hali rozbrzmiewało znowu jej nazwisko.
Szybciej... Uspokój się, nakazała sobie, czując, że za moment pęknie
jej głowa. Przestań panikować. Trzeba się najpierw dowiedzieć, o co
chodzi, zamiast od razu wyobrażać sobie najgorsze.
54
R S
- Keira Paxton - rzuciła zadyszana, stając przed okienkiem
informacji. Miała wyschnięte gardło i czarną rozpacz w oczach,
spróbowała się jednak uśmiechnąć. - Czy jest dla mnie jakaś
wiadomość?
Urzędnik spojrzał na nią flegmatycznie.
- Panna Paxton? Czy mógłbym zobaczyć pani bilet? Obejrzał go
szybko i od razu zwrócił.
- Dziękuję. Przed chwilą telefonował do nas pan Rahid Ounissi.
Jego żona nie może dzisiaj lecieć z panią, jest niezdrowa, ma kłopoty
z żołądkiem, jeśli dobrze zrozumiałem. Ale dołączy do pani za parę
dni, jak tylko poczuje się lepiej. Pan Ounissi prosi, żeby nie zmieniała
pani swoich planów i zatelefonowała zaraz po przyjezdzie na miejsce.
Keira słuchała tego wszystkiego, rozprężając się powoli i
zastanawiając, jak właściwie należało postąpić. Czy powinna lecieć?
Czy w ogóle chciała jechać tam sama? Spojrzała w stronę
rozsuwających się przed kimś przeszklonych drzwi terminalu. Padał
deszcz. Niebo było zaniesione i wszystko wskazywało na to, że w
najbliższych dniach pogoda się nie zmieni. Byłoby okropnie smutno
wracać do pustego domu w taką pogodę, mając w perspektywie pięk-
ną plażę i słońce...
W jednej sekundzie podjęła decyzję. Ruszyła szybko w stronę
kontroli bagażu, podała swoje torby, pobrała kartę pokładową, a
następnie przeszła przez odprawę celną i paszportową. Do odlotu
zostało jeszcze trochę czasu, postanowiła więc zadzwonić do Sary.
Odebrał Rashid.
55
R S
- O, to ty, Keiro. Czy przekazano ci moją wiadomość?
- Nie wydawał się wcale zaniepokojony ani przygnębiony, ale w
brzmieniu jego głosu wyczuła jakieś podniecenie.
- Przykro mi, że spotkał cię zawód. Sara też zresztą jest
zawiedziona, lecz nasz lekarz domowy twierdzi, że przez kilka
najbliższych dni nie powinna podróżować. Chce, żeby zrobiła pewne
badania...
- Stało się coś złego? - Keirę znów ogarnął niepokój. Umilkła
jednak, słysząc, że Rashid chichocze.
- Nie, nie, skądże, tylko że... - wyznał zmieszany, ale i pełen
dumy - będziemy mieli dziecko. W nocy Sara wymiotowała.
Myśleliśmy, że się czymś struła, więc z samego rana wezwaliśmy
lekarza, a ten roześmiał się tylko i powiedział, że to ciąża.
Keira uśmiechnęła się szeroko.
- Fantastyczna wiadomość, dzięki! - krzyknęła do słuchawki.
Pasażerów jej samolotu wzywano już do wyjścia na płytę lotniska,
musiała więc przerwać Rashidowi, który zaczął coś wesoło
opowiadać. - Muszę już kończyć, przepraszam. Ucałuj, proszę, ode
mnie Sarę. Będę z nią w kontakcie, ale jeśli nie będzie się czuła na
siłach lecieć do Afryki, niech nawet o tym nie myśli.
- Nie chciałem jej teraz zrywać z łóżka, bo akurat się położyła,
ale wiem, że naprawdę zależy jej na tym wyjezdzie. Może więc
przylecielibyśmy razem? Czy byłoby to możliwe?
- Ależ oczywiście! Bardzo mi będzie miło. Naprawdę muszę już
kończyć. Do zobaczenia!
56
R S
Przelot z Londynu do Tangeru trwał dwie godziny i Keira, nie
mając nikogo do towarzystwa, pozostała sama. ze swymi myślami.
Obserwując przez okno kłębiące się bielusieńkie chmury, przez które
przebłyskiwał błękit i poranne słońce, raz po raz zapadała w półsen.
Bezustannie pojawiał się w nim Gerard Findlay. Ilekroć to sobie
uświadamiała, ze złością odpędzała od siebie jego obraz, lecz uparcie
wracał już za moment.
Na lotnisku czekał na nią Hasan, ogrodnik ojczyma, który w
razie potrzeby pełnił funkcję szofera. W pasiastej szarej dżelabie
wydał się jej jeszcze chudszy i wyższy niż zwykle; twarz nosiła ślady
przebytej wiele lat temu ospy, a czarne, wilgotne oczy rozświetlał
ciepły uśmiech. Obok stała jego żona, Jasmin, niska i anonimowa w
spowijającym ją czarnym stroju i z zakrytą do połowy twarzą.
Widok znajomych osób niezmiernie ucieszył Keirę. Przywitała
się serdecznie, wygrzebując z pamięci parę zapamiętanych arabskich
słów. Jasmin odpowiedziała jej w rodzimym języku, Hasan natomiast
mówił po angielsku, choć jego wymowę cechował silny amerykański
akcent.
- Witamy znowu w Maroku - powiedział, biorąc od niej walizkę
i podręczną torbę. - A gdzie przyjaciółka? Czekamy na nią, czy tak?
- Nie, nie mogła dziś lecieć ze mną. Przyjedzie pózniej.
- To znaczy, że wybrała się panienka sama?
Muzułmanie unikają bezpośrednich rozmów i przebywania sam
na sam z kobietami, które nie należą do ich rodziny. Hasan jednak
służył u ojczyma Keiry od wielu lat i znał ją od dziecka, toteż
57
R S
traktował ją jak kogoś bliskiego, a ponieważ nie miała męża, który by
się o nią troszczył, uznawał zapewne - chociaż nigdy by jej tego nie
powiedział - że powinien zająć się nią jak ojciec.
- Nie wiedziałam, że tak się stanie. O tym, że Sara nie poleci
dziś ze mną, dowiedziałam się dopiero na lotnisku.
Dlaczego właściwie ja się tak tłumaczę? - pomyślała niechętnie,
lecz kiedy spojrzała Hasanowi w twarz, zrozumiała, że jest naprawdę
poważnie zaniepokojony i że jej przyjazd stwarza problemy.
Podejrzewała, że mogą być kłopoty - w krajach arabskich kobieta nie
powinna poruszać się samotnie - lecz nie chciała rezygnować z
wakacji.
Chwilę kłopotliwej ciszy przerwała Jasmin. Powiedziała coś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]