[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i psy go lubią. I jest silny jak byk.
- Hue, hue.
Ale dopiero piątkowy podarek naprawdę zrobił sporą wyrwę w jej szańcach obronnych.
Tym razem nie były to kwiaty, lecz gorący, smakowity posiłek z jej ulubionej knajpki dla
kierowców i informacja:  Tam, skąd to pochodzi, jest znacznie więcej dobrych rzeczy".
- Czy ty przypadkiem nie miękniesz? - zapytała Sylvie, sięgając do torebki i wyciągając
serowe frytki.
O tak. Miękła.
- Nie, wcale nie zamierzam mięknąć. Jestem wściekła.
- To teraz moja kolej na  hue, hue" - odparła Sylvie.
- Doskonale. Masz rację, to mi pochlebia. Ale i tak jestem wściekła.
Sylvie pokręciła głową.
- Ten facet chce dla ciebie poświęcić swojego miśka
- przypomniała, unosząc brwi. - Wierz mi, to nie jest małe poświęcenie - rzuciła,
wychodząc z gabinetu.
Rachael zachichotała. Wtuliła twarz w kwiaty. Zjadła frytkę. I powiedziała sobie, że może
ją zasypać całą florą i wszystkimi fast foodami świata. Nie zamierza się z nim wiązać. I tak
nic by z tego nie wyszło - on w Miami, ona w West Palm. I więcej go z całą pewnością nie
zobaczy. Mogłaby się o to nawet założyć i wygrałaby.
ROZDZIAA PITY
Dwa tygodnie pózniej Rachael przypomniała sobie
o zakładzie. Nie tylko nie spełniły się jej przewidywania, ale wręcz przeciwnie - widziała
Nate'a McGrory'ego
i nie mogła tego uniknąć, ponieważ siedział u jej prawego boku i zdecydowanie za blisko,
obserwując, jak Karen i Sam otwierają prezenty na przyjęciu, które urządzili po powrocie z
podróży poślubnej.
- Sądząc z pozorów, powiedziałbym, że miesiąc miodowy udał się znakomicie - szepnął jej
w ucho.
Rachael musiała przez cały czas pamiętać, że nie chce zacieśniać stosunków z Nate'em -
ani w rozmowie, ani w przestrzeni - dlatego ze wszystkich sił starała się nie reagować na
to, jak wyglądał, jak pachniał i jak się uśmiechał, ani też na sposób, w jaki się pochylał, aż
jego szeroka pierś muskała jej ramię.
Najbliższa rodzina i wszyscy uczestnicy przyjęcia weselnego zostali zaproszeni do
nowego domu Sama i Karen w Jupiter, na pomoc od West Palm. Młodzi postanowili
otworzyć podarunki ślubne i wykorzystać tę okazję do kolejnego przyjęcia. Zjawiło się
ponad trzydzieści osób. Po grillu za domem miał się rozegrać mecz
siatkówki, jeśli sądzić z siatki rozpiętej obok basenu. Rachael powiedziano, aby zabrała
kostium kąpielowy. Dowiedziała się też, że Nate'a nie będzie.
Był tuż obok. A ona nie mogła przestać myśleć, że jest jeszcze bardziej olśniewający, niż
pamiętała.
- Aadnie pachniesz. Mówiłem ci to już?
- Dwa razy - odparła nadąsana i żałowała, że jego upór nie spotyka się z jej strony z
bardziej zdecydowaną reakcją. Jej chłód zwykle załatwiał sprawę. Ale nie w jego
przypadku.
Przez całe popołudnie obsypywał ją drobnymi komplementami, pilnując, aby nie mogła go
zignorować, nawet gdyby chciała.
Spojrzała na niego z ukosa, ujrzała żar w jego roześmianych oczach i szybko odwróciła
wzrok, podnosząc szklankę do ust.
- Będziesz mogła grać w siatkówkę w tych butach? - zapytał, opierając podbródek o jej
nagie ramię i spoglądając na nią spod grubych, ciemnych rzęs.
Szarpnęła się w przód, poza jego zasięg. Spojrzenie, dotknięcie - i jedno, i drugie było zbyt
znajome i zbyt naładowane obietnicami radości i tej głupiej słodyczy, której po prostu nie
chciała doświadczyć.
Z udanym zainteresowaniem przyjrzała się swoim sandałom na siedmiocentymetrowych
podeszwach.
Mogę grać w siatkówkę nawet w kowbojskich butach - poinformowała go słodkim głosem.
-1 tak przegrasz.
- O, ho ho, kochanie - jego wzrok lśnił nieukrywanym rozbawieniem - zdaje się, że w
twoich słowach wyczuwam wyzwanie.
- %7ładnego wyzwania - odparła powoli. - Stwierdzenie faktu.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć, kochanie - szepnął, aby inni nie mogli go usłyszeć - ale
jesteś jakby trochę na straconej pozycji, jeśli chodzi o grę. Jestem dziwnie przekonany, że
twoja śliczna główka nie sięgnie nawet dolnej części siatki.
- No, cóż, kochanie - odparła, naśladując jego ton. - To, czego mi brakuje pod względem
wzrostu, nadrabiam szybkością i czystą złośliwością. Powinieneś mieć nadzieję, że
będziemy w tej samej drużynie, McGrory.
- Skoro tylko zechcesz się podłączyć, Matthews, gotów jestem do fuzji.
- Wujek Nate! - rozległ się z przeciwnej strony pokoju podniecony głos dziecka.
Rachael podniosła wzrok, zadowolona ze zmiany tematu, gdy przez pokój przeleciało
około trzydziestu kilo piszczących piegów i powiewających kucyków, i z poplamionym
cukierkami uśmiechem i rzuciło się w ramiona Nate'a.
- Emily! - zawołał, zamykając ją w niedzwiedzim uścisku i sadzając sobie na kolanie.
Wycisnął na jej policzku soczystego całusa. - Jak się ma moja śmieszka?
- Mam już siedem lat - oświadczył mały cherubinek z ogromną dumą, otaczając pulchnymi
ramionkami szyję Nate'a i wpatrując się w niego z nieograniczonym podziwem.
- Siedem? Już? - zawołał z odpowiednią dozą zdumienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl