[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kradł, nie kłamał... Czegoś mu przecież brakowało. Czego? Czy może
czynienia dobrze? Czy tak?
Ksiądz nie odpowiadał. Jego urodziwa twarz filmowego aktora zwrócona była
gdzieś w bok. Błękitne oczy zdawały się coś śledzić przy jednej z fontann.
Jakby nie było tamtego pytania zapytał:
- Jak się czujesz w Rzymie?
- Właściwie dobrze. Czuję się wypoczęty. Tyle widziałem, tyle chciałbym
jeszcze zobaczyć. Obiecałeś mi jeszcze wiele pokazać.
- Rozmawiałeś z matką?
- Wczoraj. Prosiła, abym ci powiedział, że była wzruszona twoim telefonem.
Tak troskliwie wypytywałeś ją, tyle mądrych słów powiedziałeś. Ona ci
dziękuje i ja ci dziękuję. Wyobraź sobie, przyjechała do niej Inka...
- Kto to taki?
- Córka dawnej przyjaciółki mamy. Znamy się od dziecka. Kiedyś łączyła nas
pasja teatru. To nadzwyczajna dziewczyna. Mama przepadała za nią. Przez
lata z oddaniem pielęgnowała chorego męża, który mógł być dla niej ojcem.
Teraz ten mąż umarł. Inka gdy się tylko dowiedziała o moim porwaniu, wzięła
urlop w pracy i przyjechała do mamy. Mama zachwycona. Nieraz mówiła, że
nikogo tak dobrze nie rozumie jak Inki...
- Nigdy nie kochałeś się w tej Ince?
- Może trochę wtedy, gdy ona była dziewczyną, a ja chłopcem... Ale nie...
Inka to był materiał na przyjaciela... Teraz zachowała się wspaniale. Kiedy
wiem, że jest przy mamie, jestem całkiem spokojny...
- To dobrze. W, takim razie mój projekt nabiera realności. Organizujemy tu
w Rzymie pielgrzymkę do Ziemi Świętej dla polskich księży. Mógłbym cię do
nich dołączyć i bardzo cię na to namawiam.
- No, wiesz. Cóż za wspaniała propozycja. Ale widzę
trudności. Nie wiem, czy mnie puszczą.
-Jestem pewny, że nie będzie z tym trudności. Idź do
ambasady. Dali ci już nowy paszport?
- Dali.
- To wszystko w porządku. Chodzi o dziesięć dni.
- A koszty?
- Tę sprawę zostaw mnie. Są różne fundusze...
- Nie chciałbym korzystać ze źródeł, wobec których miałbym potem
zobowiązania.
- Zrobiłeś się ostrożny po ostatniej przygodzie? Ale bądź spokojny,
pieniądze, które otrzymasz, do niczego cię nie będą zobowiązywały. Był tu
przed rokiem pewien Amerykanin polskiego pochodzenia, bogaty kupiec z
Buf-falo. Wyjeżdżając zostawił mi trochę pieniędzy prosząc, abym ich użył
na pomoc dla Polaków. Wiedział, że jest chory i z tej choroby nie wyjdzie.
Dziś już nie żyje. Tylko ja decyduję o tych pieniądzach.
- Jeżeli uważasz, że dajesz je na cel godny...
- Uważam, że słuszną jest rzeczą pomagać ludziom, aby znaleźli samych
siebie. Przed chwilą postawiłeś pytanie, że nie wiesz, czego ci brak. Nie
odpowiedziałem ci, bo nie potrafię na to odpowiedzieć. Jeżeli jednak moja
diagnoza, która mówi, że jesteś podobny do młodzieńca z Ewangelii jest
prawdziwa, tylko Jezus może ci powiedzieć, czego ci potrzeba.
- Tamtemu powiedział, aby sprzedał wszystko, co ma, a pieniądze rozdał
ubogim i poszedł za Nim.
- Widzę, że znasz Ewangelię. Pozwól jednak, że ci powiem, iż nie jestem
zwolennikiem brania słów Chrystusa zbyt dosłownie. Sprzedać i rozdać może
być rozumiane w przenośni.
- Jak?
- Znowu pytasz, a ja ci nie odpowiem. Odpowiedź powinieneś sam znaleźć. I
nigdzie jej nie znajdziesz lepiej niż tam, w Jerozolimie, w Nazarecie...
Dlatego chcę, abyś tam pojechał. Czekam do jutra na ostateczną decyzję.
Wyjazd za cztery dni. A tymczasem chodźmy. Jak ci obiecałem, oprowadzę cię
po bazylice.
Przeszli między fontannami, w które uderzał wiejący
wiatr i rzucał na przechodzących kroplami wody. Zbliżyli się do schodów.
- Powiedz, co się tutaj dzieje? - zapytał Jędrek, wskazując na okno, w
którym poprzedniego dnia widział Pawła VI i słyszał jego środowe
rozważania.
- Dużo się dzieje. Papież zestarzał się. Trapią go choroby i, bardziej
jeszcze niż choroby, konieczność postępowania zdecydowanie, a czasami nawet
twardo. Wierz mi, to wielki, bardzo wielki papież. Jan wstrząsnął
Kościołem, i to był zbawienny wstrząs. Ale każdy wstrząs zostawia gruzy.
Paweł je uprząta. Umacnia, co tamten zaczął, plewi dziczki, które w okresie
zamieszania wyrosły. Musi być stanowczy, a to go kosztuje, bo chciałby być
przede wszystkim dobry. Mówią, że Jan nazwał go Hamletem. Dobre nazwanie.
Hamlet to ten, który wie, co ma zrobić, i robi to wbrew odruchom serca.
Paweł pojmuje, że to, co po nim przyjdzie, będzie czymś zupełnie nowym. Na
nadejście tego nowego Kościół musi być uporządkowany, wymieciony. Nazwał
się Pawłem, ale spełnia rolę Jana, swego pierwszego patrona, bo prostuje
ścieżki.
- Kto po nim przyjdzie?
- Kto to wie? Tu w Rzymie ludzie sięgają do różnych przepowiedni. Szuka się
u Malachiasza i u Łucji fatimskiej. Nie jestem zwolennikiem przepowiedni,
ale podzielam zdanie wielu, że jesteśmy na progu nowej epoki. Czy będzie to
doba nowego rozkwitu, czy też Armagedonu - tego jeszcze nie można
powiedzieć...
- Sądzisz jednak, że jesteśmy bliscy końca?
Jezuita zatrzymał się. Znajdowali się na tarasie u stóp podtrzymujących
fronton kolumn. Przed nimi rozciągała się panorama miasta będącego siedzibą
największych świętości i największego zepsucia. Prawdziwy symbol świata, za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]