[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że jest twój.
Dziękuję, chyba zgłupiałam na jego punkcie, ale...
Wcale nie przerwał jej, gładząc ją po policzku.
Chciałbym... Nie wiem jak to powiedzieć... Jeśli wszystko
byłoby inaczej, jeśli moja firma... Och, Brenna! Bardzo
mi na tobie zależy. Głupio mi, bo wiem, że pies jest dla
ciebie większym przyjacielem niż ja. Cookie nigdy cię nie
zawiedzie. On zawsze będzie z tobą.
Brenna zmarszczyła brwi. Wiedziała, że to co mówi,
boli go. Był taki smutny. Nie wiedziała co powiedzieć.
Właściwie wszystko, co mówił, było prawdą. Może gdyby
spotkali się pózniej, życie potoczyłoby się inaczej.
Pomyślała jednak, że pewnie nawet czas nie zdołałby
zmienić Huntera, i musiała to zaakceptować.
Och, Hunter westchnęła. Nie obwiniaj siebie za
to, kim jesteś, za swoje zasady i przekonania. Jeśli to ja...
Ale ty zasługujesz...
Nie! przerwała mu. Nie zaczynaj tego jeszcze raz.
Ja także mogłabym ci powiedzieć wiele rzeczy.
Zasługujesz na ojca, który byłby z ciebie dumny. Nie o to
jednak chodzi. Kocham cię takiego jakim jesteś.
Chwycił ją w swe ramiona i trzymał mocno, tuląc twarz
do jej twarzy.
Jakże ją cenił! %7łałował, że nie był lepszy. %7łył już
prawie trzydzieści lat, ale nie posądzał siebie o taki
egoizm! Jakim prawem brał tak wiele od Brenny, w
zamian nie dając nic?! Nie mógł jej teraz zostawić.
Jeszcze nie teraz.
Słyszę jakiś samochód powiedział cicho.
Och, to pewnie Clancey!
Idz, ja zaraz dołączę.
Hunter...
Idz. Goście nie mogą przecież czekać przerwał jej,
siląc się na uśmiech.
Patrzyła na niego przez chwilę, po czym poszła, a on
westchnął i usiadł na ławce. Cookie złożył swój łeb na
jego kolanach.
No, przyjacielu zwrócił się do psa miałeś dzisiaj
niezły dzień.
Dostałeś najpiękniejszy prezent: Brennę MacPhee. To
wielka odpowiedzialność.
Oczywiście ja jestem jej największą miłością.
Cookie zaszczekał.
Widzę, że zgadzasz się ze mną. Och, naprawdę,
głupieję! Siedzę i rozmawiam z psem!
Wstał i przeszedł przez podwórko. W towarzystwie psa
wszedł do kuchni. Brenna żegnała już gości. Drzwi
zamknęły się i Hunter usłyszał dziwny odgłos. Pospieszył
do pokoju.
Brenna, co, u licha... zaczął, ale już nie skończył.
Na środku pokoju siedział ogromny jamnik i głośno
szczekał.
Uwierzyłbyś, że jeden pies może narobić tyle hałasu?!
Clancey, uspokój się! zwróciła się Brenna do psa.
Obiecuję, że twoja pani wróci do ciebie.
Cookie gdzieś zniknął.
Clancey! zawołał Hunter. Jesteśmy mężczyznami,
a nie dziećmi!
Gdzie się podziała twoja duma?!
Clancey przestał ujadać i wpatrywał się w Huntera
swoimi dużymi, smutnymi oczami.
O, Boże! Brenna uśmiechnęła się zaskoczona. To
było wspaniałe, Hunter! Skąd wiedziałeś, co do niego
powiedzieć?
Widziałem taki kawałek w filmie odparł Hunter,
bardzo z siebie zadowolony. To chyba najbrzydszy pies,
jakiego kiedykolwiek widziałem.
Nie jest taki zły. Jestem pewna, że ma jakieś utajone
zalety. To nie jego wina, że jest taki pomarszczony. Poza
tym wygląda smutno.
Nawet jeśli byłby szczęśliwy, wyglądałby tak samo.
O, zobacz, macha ogonem! A więc wszystko w porządku.
Dzięki tobie. Jeśli znowu zacznie wyć, wymusztruję
go.
Zawsze możesz do mnie zadzwonić i pokrzyczę na
niego przez telefon.
Poważnie, Brenna. Jeśli Clancey będzie niegrzeczny,
przyjdę i pomogę ci. Masz i tak pełne ręce roboty. Zjawię
się, jeśli będziesz mnie potrzebować.
Nie śmiałabym...
Dlaczego? Jestem tu. Jestem częścią twojego życia.
Wiem, że nie jestem taki, jaki powinienem, ale jednak...
Obiecaj, że zadzwonisz, jeśli będę potrzebny.
No, nie wiem...
Brenna!
Dobrze zgodziła się, podnosząc ręce do góry w
poddańczym geście.
Nie zasalutujesz mi? spytał. Wystarczy proste
tak jest .
Skoro nalegasz, Emerson.
Rób to co ci każę, MacPhee! Wziął ją w ramiona i
pocałował.
Clancey nie mógł pogodzić się z faktem, że przestał być
w centrum zainteresowania i głośno zaszczekał. Oni już
jednak tego nie słyszeli.
Jeśli nawet Charlotte Emerson była zdziwiona
poniedziałkową wizytą syna, nie dała tego po sobie
poznać. Jeśli nawet zaskoczył ją jego strój, nie zrobiła
żadnej uwagi. Zwyczajnie pocałowała go w policzek i
posadziła na sofie. Sama zaś usiadła na krześle i czekała.
Jak się czujesz, mamo? spytał ją.
Zwietnie odpowiedziała, tłumiąc śmiech. Zjesz
coś?
Nie, dziękuję. Już jadłem. Maggie przyniosła parę
kanapek. Zawsze to robi i pilnuje, abym zjadał. Jest
naprawdę nadzwyczajna. Truję, prawda?
Tak, kochanie, zdecydowanie. Dlaczego wprost nie
powiesz, co cię trapi w sprawie Brenny?
Skąd wiedziałaś, że to o niej chcę z tobą rozmawiać?
spytał zdumiony.
Jestem twoją matką. Kocham cię. Kiedy byliście tu
razem, widziałam, jak na nią patrzyłeś. Nie pomylę się
chyba, jeśli powiem, że coś was łączy? Jest wspaniałą
kobietą. Z pewnością różni się od wszystkich tych, z
którymi się spotykałeś.
Tak. Nigdy nie znałem takiej osoby, jak ona. Masz
trochę czasu? Opowiem ci, dlaczego jest taka wyjątkowa.
Uśmiechnął się. Dzięki, że nie powiedziałaś nic o tych
naszych firanach w pokoju.
Charlotte także się uśmiechnęła.
To była śliczna sukienka, a materiał wyglądał o wiele
lepiej na niej niż na naszych starych oknach. No więc
spotkałeś piękną kobietę i co cię tak niepokoi?
Mam przedsiębiorstwo i nie mogę jej poświęcić całej
mojej uwagi. Praca nade wszystko. Powinienem ją
zostawić, żeby znalazła sobie kogoś odpowiedniego. Nie
mogę się jednak na to zdobyć. Spędzam z nią każdą wolną
chwilę. O, Boże!
A Brenna? spytała Charlotte. Co ona o tym myśli?
Ona... ona mnie kocha. Mówi, że muszę słuchać
swojego głosu.
Nie rozumiem.
Mojego głosu wewnętrznego. Wie, jak ważna jest dla
mnie praca, i nie prosi o nic więcej, ale ja wiem, że ona
zasługuje na coś lepszego. Ma ojca, który nigdy nie miał
dla niej czasu, a teraz ma kochanka, który... To znaczy...
Kochanka, który także nie ma dla niej czasu
dokończyła matka. To słowo nie szokuje mnie,
kochanie. Wiem, skąd się biorą dzieci. Czy nie widzisz
możliwości jakiejś zmiany?
Nie. Muszę przecież pracować. Chcę mieć przyzwoitą
reputację tutaj, w Portland.
Ach, tak!... Czy ty ją kochasz, Hunter?
Nie. Bardzo mi na niej zależy, ale nie mam zamiaru
się zakochać.
Mój drogi, nie możesz kontrolować przecież swoich
uczuć tak, jak kontrolujesz swoje komputery. Nie możesz
ot, tak pozbyć się miłości. Jesteś dość inteligentny, aby to
wiedzieć.
Jestem na tyle inteligentny, aby mieć wpływ na
własną przyszłość, a w niej nie ma miejsca na miłość.
Wszystko byłoby w porządku, gdybym nie czuł się tak
cholernie winny! Nie mogę, po prostu nie mogę się od
niej uwolnić.
Powiedz mi... zaczęła Charlotte, skrywając następny
uśmiech.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]