[ Pobierz całość w formacie PDF ]
może jedynie dopuścić do nieopanowanego uczucia. Tak
było, dopóki pokrętny los ze złośliwym poczuciem humoru
nie sprowadził najej drogę życia Griffina Taylora.
Od pierwszej chwili, kiedy ich oczy spotkały się na sali
sodowej, nie była już całkowicie panią siebie. I nie wie
działa, jak ma sobie z tym poradzić.
Rzuciła okiem na zegar wiszący na ścianie i wstała z ka
napy. Teraz nie będzie się zamartwiać. Za niecałą godzinę
przyjedzie po nią Griff. A miała zamiar swoim strojem
zrobić na ni m wrażenie. Dobry nastrój i ochota do żartów
powróciły. Ma przecież tę seksowną sukienkę w turkusowe
i fioletowe wzory, której do tej pory nie odważyła się zało
żyć. Ale dla Griffa...
Uśmiechnęła się figlarnie.
- Jak możesz być tak mi ł y dla tego człowieka? - głos
Melindy odbijał się echem w holu, przez który przechodzi
l i , zdążając póznym wieczorem w kierunku jej mieszkania.
- Melindo, to jest mój klient. Muszę być dla niego mi ły.
A poza rym, on nie jest taki zły.
- Powiedz to sześciu osobom, które zginęły wpłomi e-
niach tylko dlatego, że ten typ przez skąpstwo zrezygnował
z zainstalowania automatycznych zraszaczy.
- Nie ma dowodu, że zastosowanie takiego systemu
uratowałoby ludziom życie. Nawet komendant straży po
żarnej był tego zdania.
- Ale powiedział również, że zainstalowanie zraszaczy
mogło stworzyć im szansę przeżycia. Z pewnością skorzy
staliby z każdej możliwości, gdyby była im dana.
- Stanley bardzo ubolewa nad ty m, co się stało.
Włożyła klucz do zamka.
- O, z pewnością. A jeszcze bardziej nad tym, że będzie
musiał wydać majątek na odszkodowanie.
- O tym zadecyduje sąd.
- Trzeba się procesować w sądzie tak długo, jakto mo
żliwe, trwoniąc czas sędziów i pieniądze podatników.
W tym czasie twój klient będzie nadal mógł zarabiać na
swych nieuczciwych interesach.
- Jak myślisz, tym razem to chyba była całkiem udana
randka? - spytałnistąd, nizowądłagodnymgłosem, zamy
kając za sobą drzwi mieszkania Melindy.
Spojrzała na niego, otwierając lekko usta ze zdumienia.
Kłóć ii i się od momentu, kiedy opuścili restaurację. Wstąpi
li tam po wyjściu z kina. W pewnej chwili przy ich stoliku
zatrzymał się Stanley Schulz na przyjacielską pogawędkę
z Griffem. Przez cały czas ich rozmowy Melinda dosłow
nie wrzała ze złości. 1 on to nazywa udaną randką?
Przeniosła wzrok na drzwi. Z rękami na biodrach i miną
pełną rezygnacji powiedziała.
- I znowu to samo. Wkręciłeś się bez zaproszenia.
- Może chcesz, żebym wyszedł? - zapytał grzecznie.
- Skoro tu jesteś, to równie dobrze możesz zostać na
chwilę.
Uśmiechnął się i powiesił popelinową marynarkę na
oparciu krzesła.
- To najmilej wyrażone zaproszenie, jakie mi się przy
trafiło od dłuższego czasu. Jakie mógłbym odmówić?
Zbliżyłasiędo niego i zmrużywszy oczy powiodła koń
cem palca po grzbieciejego nosa.
- Dziwne - mruknęła.
- Co takiego? - patrzył naniąz rozbawieniem.
- Czy nie miałeś nigdy złamanego nosa?
-Ni e.
Odsunęła się i potrząsnęła głową.
- Musisz mieć bardzo dobry refleks. Jestem całkowicie
przekonana, że w ciągu ubiegłych lat mnóstwo ludzi przy
mierzało się do ciosu. Grifiinie Taylor, potrafisz być nie
znośny.
Zmiejąc się uszczypnął ją w brodę.
- Tak mi mówiono.
- Przed chwiląbyłam na ciebie wściekła - zamruczała,
patrząc na niego cieplejszym wzrokiem. - Czyż właśnie nie
toczyliśmy boju?
- Ależ skąd. Po prostu nie zgadzaliśmy się w pewnej
kwestii dotyczącej wykonywanego przeze mnie zawodu.
Wiemy, że to się czasami może zdarzać.
- Ty też byłeś na mnie wściekły, przyznaj.
Zrobi ł kpiącą minę i skinął głową.
- No, tak. Alepostanowiłem dać temu spokój. Możemy
ciekawiej spędzić czas, niż kłócić się na temat jednego
z moich klientów.
- Ależ to jest ogromnie ważne. Zawód, który wykonu
jesz. .. - nie dokończyła, gdyż dotarły do niej jego słowa. -
Ciekawiej spędzić czas?
Uśmiechnął siew odpowiedzi. Serce jej zamarto, a po
tem zabiło gwałtownie.
- Napijesz się kawy? - Nie czuła się już wcale tak
pewnie jak przed chwilą.
Jego śmiech był ochrypły, bardzo męski i seksowny.
- Nie chcę kawy. Ni c chcę wina ani nawet mleka, Me-
lindojachcę ciebie. Pragnę cię od pierwszej chwili, w któ
rej cię ujrzałem po latach.
Poczuła, że uginają się pod nią kolana.
- Och, Griff, ja ciebie też pragnę -wyszeptała.
W tym decydującym momencie nie potrafiła skłamać.
Nie mi ało znaczenia, jak bardzo jej szczerość mogła oka
zać się niebezpieczna.
- Więc co tam jeszcze robisz? - spytał wyciągając ra
miona.
Rzuciła się w nie i uniosła twarz do pocałunku. Wargi
Griffa spoczęły na jej ustach. Zareagowała z płomienną,
drapieżną żądzą Szeptała mu czule słowa, a jej ręce odna
lazły drogę pod białąkoszulkąpolo, którązałożył do gra
natowych popelinowych spodni. Strój raczej nieawangar -
dowy, lecz o wiele lepszy od tego poważnego, szytego na
miarę garnituru, pomyślała uszczęśliwiona, gładząc gorą
cą, gładką skórę jego pleców wzdłuż kręgosłupa, od szyi aż
do bioder.
- Czy nie zapomniałem ci powiedzieć, że cudownie
wyglądałaś dziś wieczorem? - wyszeptał. Uniósł głowę
i patrzył na nią z zachwytem, pieszcząc dłońmi jej ciało.
Uśmiechnęła się na wspomnienie chwili, gdy przyszedł
po nią i otworzyła mu drzwi. Rzucił wzrokiem na krótką,
jaskrawą sukienkę, nie będąc w stanie wymówić słowa.
Pospiesznie poprowadził Melindę do samochodu, ledwie
pozwalając jej chwycić torebkę i zamknąć drzwi Była cał
kiem zadowolona Zjego reakcji. Tak jak teraz ze spojrze
nia, którym ją obejmował.
- Jesteś cudowna. - Dotknął wargami jej ust. - Jesteś
piękna. - Znowu musnął jej wargi. - Jesteś wyjątkowa.
Ujętajego twarz w dłonie.
- Nic nie mów-szepnęła.-Zrób to...
Uśmiechnął się drapieżnie i zniewalająco, wziął ją na
ręce i zaniósł do sypialni.
Jej suknia opadła na dywan jak kolorowy kłębuszek, po
chwili znalazły się tam koszula i spodnie Griffa. W końcu
na podłogę sfrunęła bielizna z, przejrzystej koronki skry
wająca przed nim spragnione ciało Melindy.
- Piękna - szeptał z ustami przy jej piersiach. - Tak
cudownie piękna.
Patrzyła na niego spod ciężkich powiek. Chciała wi-
dzieć, j aki jest w chwili, kiedy się z nią kocha. Mi a ł takie
ciało, jakiego oczekiwała - silne, sprawne, opalone. Pierś
gładką, prawie bez włosów, muskuły wspaniale zarysowa
ne. Nigdy nie widziała bardziej urodziwego mężczyzny,
Oszalała niemal z pożądania, z trudem łapiąc oddech przy
naglała go żarliwymi dłońmi . A kiedy wszedł w nią, wciąga
jąc w jeszcze bardziej zachwycający miłosny szal, wydała
zduszony okrzyk. Wrażenie było nowe, druzgocące, ale w ja
kiś sposób znajome. Jakby zawsze wiedziała, że ją to czeka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]