[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zręczność. Jakiż to wypoczynek i odprężenie dla mnie, gdy wkraczam w
pełną ciepła atmosferę Stodoły", a jak mi tego brak, gdy niekiedy
przez dwa lub trzy dni nie mogę się tam wyrwać. Panna de la M... jest
dostatecznie zamożna, by wychowywać u siebie Gertrudę i te małe
pensjonariuszki bez kłopotów i obawy o środki na ich utrzymanie.
Pomagają jej z wielkim oddaniem trzy służące, oszczędzając całej fatygi.
Ale czyż można powiedzieć, że ktoś kiedykolwiek bardziej zasłużył na
majątek i odpoczynek?
Luiza de la M... zawsze wiele zajmowała się biednymi; jest to dusza
głęboko religijna, która bezustannie udziela się na tej ziemi i żyje
umiłowaniem blizniego. Mimo niemal zupełnie już srebrnych włosów,
które nakrywa koronkowym czepeczkiem, nie ma niczego bardziej
dziecięcego niż jej uśmiech, bardziej harmonijnego niż jej ruchy, bardziej
melodyjnego niż jej głos. Gertruda przejęła jej maniery, sposób
mówienia, a także ów szczególny rodzaj intonacji nie tylko głosu, ale
powiedziałbym nawet, że i myślenia, słowem cały jej sposób bycia z
tego podobieństwa żartuję sobie to z jedną, to z drugą, chociaż żadna z
nich nie chce się do niego przyznać. Jakże mi jest przyjemnie, gdy mogę u
nich zostać trochę dłużej, patrzeć na nie, gdy siedzą obok siebie: Gertruda
wspiera swą główkę na ramieniu przyjaciółki lub trzyma swą rękę w jej
dłoniach
i przysłuchują się czytanym przeze mnie wierszom Lamartine'a lub Hugo;
jakże mi miło kontemplować odblask tej poezji w ich kryształowych
duszach! Nawet trzy małe uczennice nie pozostają na nią obojętne. W
atmosferze spokoju i miłości te dzieci rozwijają się wręcz nadzwyczajnie
i czynią wyrazne postępy. Kiedy panna Luiza napomknęła kiedyś, że
należałoby je uczyć tańczyć zarówno dla higieny, jak i przyjemności
zrazu uśmiechnąłem się niedowierzająco; dziś jednak podziwiam ryt-
miczny wdzięk ich ruchów, którego one same nie potrafią, niestety,
ocenić. Luiza de la M... przekonuje mnie jednak, że chociaż one same nie
widzą gracji swych ruchów, to odczuwają jednak ich harmonię. Gertruda
przyłącza się do tańca z czarującym wdziękiem i sprawia jej to zresztą
wielką przyjemność. Niekiedy nawet Luiza de la M... bierze udział w
zabawie malców, a Gertruda siada wtedy do pianina. Jej postępy w
muzyce są zadziwiające; obecnie każdej niedzieli grywa na organach w
kaplicy, przedzielając krótkimi improwizacjami nabożne pieśni. Każdej
niedzieli przychodzi do nas na obiad; dzieci witają ją z radością, chociaż
ich gusty różnią się coraz bardziej. Amelia nie przejawia zbytniej
nerwowości i posiłek upływa bez zbędnych spięć. Potem całą rodziną
odprowadzamy Gertrudę i jemy podwieczorek w Stodole". Jest to dla
moich dzieci prawdziwe święto, bo Luiza uwielbia rozpieszczać je,
częstując łakociami. Nawet Amelia, która nie jest obojętna na świadczone
grzeczności, odpręża się wreszcie i wydaje się
0 wiele młodsza. Myślę, że odtąd już trudno byłoby Amelii przy
nudnym trybie jej życia obejść się bez tych beztroskich chwil
wytchnienia.
18 maja
Teraz, gdy powracają piękne dni, mogłem znowu wyjść na spacer z
Gertrudą, co nie zdarzyło mi się już od dawna (gdyż jeszcze ostatnio
miały miejsce nowe opady śniegu i aż do ostatnich dni drogi były w
okropnym stanie); od dawna nie byliśmy również sami we dwoje.
Szliśmy szybko; świeży, wiosenny wiatr rumienił jej policzki, rozwiewał
i rozrzucał na twarz jasne włosy. Gdy mijaliśmy torfowisko, zerwałem
kilka kwitnących kwiatków, których łodygi splotłem z kosmykami jej
włosów i by się trzymały wsunąłem pod beret.
Nic sobie jeszcze nie powiedzieliśmy, jakby zdumieni, że znów oto
znalezliśmy się razem, we dwoje gdy Gertruda zapytała nagle,
zwracając ku mnie niewidome oblicze:
Czy sądzi pan, że Jakub kocha mnie jeszcze?
Postanowił wyrzec się ciebie odpowiedziałem szybko.
Ale czy myśli pan, że on wie, że pan mnie kocha? zapytała.
Od tej rozmowy ubiegłego lata, którą przytoczyłem wcześniej, upłynęło
ponad pół roku
1 ani jedno słowo o miłości (aż się temu dziwię) nie padło między nami.
Jak już powiedziałem nigdy w tym czasie nie byliśmy
tylko we dwoje, i nawet lepiej, że tak było... Pytanie Gertrudy sprawiło,
że serce zaczęło md walić tak mocno, iż zwolnić musiałem kroku.
Ależ, Gertrudo, wszyscy wiedzą, że cię kocham wykrzyknąłem.
Ale nie dała się zwieść:
Nie, nie, pan nie odpowiada na moje pytanie.
A po chwili podjęła z opuszczoną głową:
Ciocia Amelia wie o tym; a ja, ja wiem, że to jest powodem jej smutku.
Byłaby smutna i bez tego zaoponowałem niepewnym głosem.
Smutek leży w jej usposobieniu...
Och! Pan zawsze stara się mnie uspokoić powiedziała ze
zniecierpliwieniem ale ja nie chcę, żeby mnie uspokajano. Wiem, że
jest wiele spraw, których nie chce mi pan dać poznać z obawy, by mnie
nie niepokoić lub nie sprawiać mi bólu; jest wiele spraw, o których nie
wiem. Tak, że niekiedy...
Jej głos stawał się coraz bardziej cichy, wreszcie zamilkła, jakby u kresu
tchu. A gdy powtarzając jej ostatnie słowa zapytałem:
%7łe niekiedy?... Odparła smutno:
Tak, że wydaje mi się niekiedy, iż całe szczęście, jakie panu
zawdzięczam, oparte jest na mojej nieświadomości.
Ależ, Gertrudo...
Nie, proszę mi pozwolić dokończyć: nie chcę takiego szczęścia.
Proszę zrozumieć, że ja... nie... Nie zależy mi, abym była szczęśliwa.
Wolę wiedzieć. Z pewnością wiele jest
spraw, smutnych spraw, których nie jestem w stanie zobaczyć, ale
których nie ma pan prawa przede mną ukrywać. Podczas tej zimy wiele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]