[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczęście, oboje uczestniczyliśmy w tej konferencji w Los Angeles pół roku
temu. Formularze rejestracyjne będą dowodami. Ludzie pomyślą, że tam się
poznaliśmy i nawiązaliśmy romans na odległość, który w końcu doprowadził
do mojej przeprowadzki do Belmont.
- Byłeś na konferencji? - Było tam mnóstwo uczestników, ale jak ona
mogła go nie zauważyć?
- Całe pięć dni.
Sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli.
- Czy naprawdę tylko ja widzę, że porażka jest nieodłączną częścią tego
twojego niby-planu?
- Nie pozwolimy sobie na porażkę. Według mnie to najlepsze
rozwiązanie.
- Przecież ja nic nie wiem o byciu księżniczką!
- Niczym się to nie różni od bycia hrabiną. Będziesz rano wstawać,
chodzić do pracy, a wieczorem wracać do rodziny.
Rodzina. Pojęcie to zakłada męża, dzieci i wszystko, co się z tym wiąże -
koncerty, mecze piłkarskie, przedstawienia. Zapragnęła rodziny, gdy jej matka
zginęła w wypadku i została sama z ojcem, ale wymagające studia, a potem
praca zepchnęły te marzenia na dalszy plan. Teraz, gdy ich spełnienie jest w
zasięgu ręki, poczuła się oszołomiona. A fakt, że w tym scenariuszu Ruark
odgrywałby znaczącą rolę, sprawił, że przeszedł ją przyjemny dreszcz.
Ale przez lata nauczyła się, że nie wszystko jest takie łatwe, jak na
pierwszy rzut oka się wydaje.
53
S
R
- Chyba zapomniałeś, jak zostałam wychowana. Moje arystokratyczne
pochodzenie nie miało żadnego wpływu na to, kim jestem dzisiaj.
- I teraz też nie będzie miało. Wybraliśmy zawód lekarza i na pewno
żadne z nas z tego nie zrezygnuje, ta część naszego życia się więc nie zmieni.
Będziemy musieli pewnie pojawiać się publicznie przy różnych okazjach, ale
rzadko. Kilka razy w roku.
On jest zdecydowanie zbytnio pogodzony z czymś, co może okazać się
jego życiową porażką. Zmrużyła oczy.
- Co ty będziesz z tego miał? Ktoś wręczy ci klucz do narodowego
skarbca, czy jak?
Uśmiechnął się lekko.
- Ja też mam wątpliwości - przyznał - ale kiedy rozważam konsekwencje
wycofania się z tego pomysłu, w porównaniu z nimi moje obawy wypadają
blado.
Cóż, nie spodziewała się może, że będzie jej przysięgał wieczną miłość
po kilku godzinach znajomości, ale chciałaby pomyśleć, że nie jest kolejnym
zobowiązaniem na jego długiej liście. A jednocześnie zdawała sobie sprawę z
tego, że jej oczekiwania są niemądre - poznali się przecież dziesięć godzin
temu.
- Rozumiem, że ciężko ci nawet rozważyć, a co dopiero zaakceptować
ten pomysł. Ale trzydzieści lat temu twój ojciec nie ustawał w wysiłkach, aby
zapobiec takiemu rozwojowi spraw. Naprawdę pozwolisz, aby to wszystko
teraz runęło, jeśli możesz to powstrzymać?
Liczą się ludzie, Gino, nie rzeczy.
Wiedziała, jak bardzo ojciec kochał Avelonię i dlatego zdecydowała się
poważnie potraktować tę propozycję.
54
S
R
- Nie chcę, aby wysiłki mojego taty spełzły na niczym, ale małżeństwo
powinno opierać się na czymś więcej niż polityczne kalkulacje, zwłaszcza jeśli
naprawdę ma być na dobre i na złe.
- Nasze będzie - zapewnił ją. - Mamy wspólne zainteresowania, które
mogą stać się solidną podstawą satysfakcjonującego związku.
Wspólne zainteresowania. Satysfakcjonujący związek. Jest to równie
ekscytujące jak szpitalna dieta.
- Kiedy zamierzacie to wszystko przeprowadzić, zakładając oczywiście,
że się zgodzę?
- Jak najszybciej.
- Jak najszybciej? - Nawet nie próbowała ukryć zaskoczenia. Małżeństwo
z Ruarkiem w bliżej nieokreślonej przyszłości jest wystarczająco trudne do
zaakceptowania. Przeszedł ją dreszcz, ale nie mogła określić, czy był to strach,
czy też może zniecierpliwienie.
- Po co ten pośpiech? Może na przykład za sześć miesięcy? - W tym
czasie kryzys sam wygaśnie albo ona wymyśli inne rozwiązanie.
- Sześć miesięcy? Niemożliwe. Czas gra ogromną rolę. Niezadowolenie
rośnie z dnia na dzień.
- Tak, ale taki pośpiech sprowokuje tylko kolejne pytania. Chyba nie
zamierzasz udawać, że powodem jest jakiś dziedzic tronu?
- Nie brałem tego pod uwagę. - Uśmiechnął się. - Ale jestem pewien, że
będziemy mieć urocze dzieci.
Wizja jego szczupłego ciała zaplątanego w prześcieradła, jego twarzy
zrelaksowanej w czasie snu, jego ramienia otaczającego nocą jej talię
wywołała w niej nagły ból. Potarła czoło drżącą ręką, aby rozwiać obraz, który
wtedy się zmienił. Pojawił się chłopiec, ciemnowłosy jak Ruark, obok którego
szła dziewczynka, przypominająca Ginę z dzieciństwa.
55
S
R
- Będziemy czy nie będziemy, nie ma o czym mówić. Chcę, żebyś
obiecał, że nie będziesz sugerował, że jestem w ciąży, ponieważ w innym
przypadku gwarantuję, że twój plan obróci się przeciwko tobie.
- Naprawdę?
Coś w jego oczach powiedziało jej, że on nie sprzeciwiałby się
przeniesieniu dzieci ze sfery planów w rzeczywistość. Dla niej wzmianka o
dzieleniu sypialni, o dotyku jego skóry, była rozkoszną torturą. A przecież mąż
z obowiązku, którego dopiero co poznała, nie powinien chyba wywoływać w
niej tak intensywnych reakcji.
- Po prostu nie mąćmy bardziej, niż musimy - zaproponowała, mając
nadzieję, że Ruark nie zauważy napięcia w jej głosie.
- Masz rację, ale jak już mówiłem, czas jest naszym wrogiem. Parlament
pod koniec pazdziernika przegłosuje zaostrzenie kursu wobec Marestonii, im
szybciej więc zaczniemy działać, tym lepiej.
- A może wystarczy ogłoszenie zaręczyn? Potrząsnął głową.
- Jeśli nie zawrzemy ślubu, wszyscy uznają to za ukartowane, a wtedy
będziemy mieć o wiele większe problemy. Naprawdę nie ma sensu unikać
nieuniknionego.
- Powiedz, co planujesz - rzekła z rezygnacją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]