[ Pobierz całość w formacie PDF ]

konia i pomknęli w stronę dworu tak szybko, że sanie niemal unosiły się nad ziemią.
- Nie miałem pojęcia, że tak się sprawy potoczą - z żalem odezwał się gość z Lund. -
Musiała to być wielka miłość, skoro dziewczyna nie zawahała się poświęcić swego życia
dla ukochanego.
- Za to Kościół nie stracił swego sługi - z nieskrywanym triumfem oznajmił Gaute
Frostesson.
- Nie - zaprzeczył wysłannik. - Dla Kościoła jest to wielka porażka. Chyba niewłaściwie
pojmujesz naukę Chrystusa, jeśli sądzisz, że jego wyznawców można pozyskiwać,
poświęcając czyjeś życie.
Zamilkli i nasłuchiwali, bo w mroku rozległ się stłumiony tętent końskich kopyt. To
Ormund Strażnik pędził im na spotkanie. Przed jego gniewem zadrżał nawet potężny
przełożony zakonu Strażników Krzyża.
151
ROZDZIAA XXXV
Ormund zeskoczył z konia i rzucił się wprost do sań.
- Wsiadaj na mojego konia! - polecił Gautemu, a sam, chwyciwszy w ramiona
dziewczynę, zajął jego miejsce w saniach.
Gaute już otworzył usta, by zaprotestować, ale Ormund mu na to nie pozwolił.
- Zabroniłeś jej zostać moją żoną - rzekł z głęboką rozpaczą w głosie. - Ale teraz mi już
niczego nie zabronisz Jedz, Haraldzie, najszybciej jak zdołasz!
- Byłem głupcem - powiedział do Ormunda wysłannik arcybiskupa. - Gdybym mógł
cofnąć czas...
Ormund tylko skinął głową. Przecież to zupełnie do niej niepodobne, myślał, patrząc na
Ingę. Ona nigdy nie targnęłaby się na swoje życie. A mimo to...
Leżała zimna i nieruchoma w jego ramionach.
Ormund nie chciał jednak uwierzyć w to, co widział. Wsunął dłoń pod suknię dziewczyny
i wyczuł, choć z największym trudem, bicie jej serca. Nie był co prawda pewien, czy nie
ulega złudzeniu.
- Szybciej, Haraldzie, szybciej! - krzyknął.
Nikomu nie powiedział o swej nadziei, zresztą na nikogo innego nie zwracał uwagi.
Sanie wjechały na dziedziniec dworu. Ormund, trzymając Ingę w ramionach, pośpiesznie
wniósł ją do sali wprost przed tron króla, który czekał na nich wraz z mieszkańcami
dworu.
- Znalezliśmy ją martwą, królu - oznajmił wysłannik arcybiskupa. - Nic już nie mogliśmy
poradzie. Obawiam się, że zabiły ją nasze słowa. Powiedzieliśmy dziewczynie, że Bóg
nie pobłogosławi jej związku z Ormundem, i to właśnie popchnęło ją do tej dramatycznej
decyzji. Wyznaję, że czuję się po trosze winny tego, co się stało.
- Nie czyń z niej męczennicy - przerwał mu Gaute. - Ten, kto odbiera sobie życie,
popełnia śmiertelny grzech.
Ormund nie odzywał się, z napięciem wpatrywał się w bladą twarz Ingi. Ostrożnie położył
dziewczynę na ławie. Sigurd Krzyżowiec podszedł bliżej.
152
- Tak, rzeczywiście popełniony został grzech - rzekł bezbarwnym głosem i ostrożnie
odsunął pelerynę. - Pytanie tylko, kto go popełnił: ten, co odebrał sobie życie, czy ten, co
go popchnął do tego czynu. Ale nie nam osądzać.
Nagle król zastygł i pochylił się nad Ingą.
- Mógłbym przysiąc... - zaczął.
- Co takiego? - spytał Ormund.
- %7łe się poruszyła... Nie, to niemożliwe.
Ormund położył rękę na piersi dziewczyny. Stał tak przez dłuższą chwilę, podczas gdy
wszyscy obecni na sali wstrzymali oddech.
- Wraca do życia. Czuję pod palcami coraz silniejsze uderzenia serca - odezwał się w
końcu.
- Niemożliwe! - zawołał wysłannik arcybiskupa. - Była martwa.
Jak niewiele wiesz, dostojny biskupie, pomyślał Ormund niemal ze współczuciem.
Siedzisz bezpieczny w ciepłej komnacie, nigdy nie byłeś na dworze w mrozie i podczas
zawiei. Czy ty możesz wiedzieć, ile człowiek jest w stanie znieść?
Nie odezwał się jednak. Wszyscy zgromadzeni tu ludzie byli mu całkiem obojętni.
Przytulił mocno swą ukochaną, jakby pragnął oddać jej własne ciepło. %7łona zarządcy,
która jako jedyna nie straciła głowy, zdjęła dziewczynie trzewiki i zaczęła masować jej
stopy.
- To niemożliwe! - wybuchnął Gaute Frostesson.
- Była zupełnie zimna i sztywna, gdy ją znalezliśmy - mówiła Signhild. - Nie mogliśmy jej
zgiąć ani rąk, ani nóg.
- Mógłbym przysiąc, że nie żyła - dodał wysłannik z Lund, a Harald i Gaute tylko pokiwali
głowami.
Zapadła cisza. Ormund kazał przynieść wina i wlał dziewczynie do ust parę kropli.
Zachłysnęła się i otworzyła oczy, a gdy napotkała spojrzenie Ormunda, uśmiechnęła się
ledwo dostrzegalnie.
Rycerz wtulił twarz w jej włosy i nie przejmując się tym, że ktoś usłyszy jego słowa,
szepnął:
- Ukochana, wróciłaś.
153
- Jak to się stało? - zawołał Gaute. - Przecież nie żyła, mógłbym przysiąc.
Nikt się nie odezwał. Nagle w dzwoniącej w uszach ciszy rozległ się cichy niczym oddech
szept kapelana:
- Peleryna! To ta peleryna, która dotykała Chrystusowego grobu!
- Ale przecież jest taka cienka - zdumiała się jakaś kobieta. - Zbyt cienka, by ogrzać
człowieka w taki ziąb.
- A co innego mogłoby rozpalić gasnącą iskrę życia? - zapytał król, podnosząc pelerynę i
delikatnie gładząc poprzecieraną tkaninę. - Stał się cud!
Głośne westchnienie wydobyło się z ust zebranych w sali, Ormund wstał i z Ingą w
ramionach wyszedł.
- Zaniosę cię do łóżka - szepnął do ukochanej. - Potrzebujesz teraz dużo ciepła.
Za plecami słyszał pełne nabożeństwa szepty:
- Cud. Byliśmy świadkami cudu.
Ormund przeniósł dziewczynę do jej izby.
- Teraz zostawię cię pod opieką Signhild i twojej chlebodawczyni, ale wrócę. A jeśli się
nie mylę, zbliża się kres naszego długiego oczekiwania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl