[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Owszem, mówiłem. Energicznie pokręciła głową.
- Ani razu, a wystarczyłby jeden, jedyny raz.
Taj zmarszczył brwi, aż zbiegły się w jedną linię nad nosem. Miała rację, przyznał.
Dawał jej to do zrozumienia, ale nigdy nie zdobył się na słowa.
- Ty też nic mi nie powiedziałaś - zauważył. Jęknęła, jakby miała się za chwilę
rozpłakać.
- Bałam się.
- Cholera, Asher, ja też.
Przez długi czas patrzyli na siebie w milczeniu. Jak mogła być tak ślepa? Czekała na
słowa, nie zważając na to, co jej ofiaruje? Wyznanie nie było dla niego łatwe, ponieważ
oznaczało wszystko. Te słowa były deklaracją na całe życie.
Asher odchrząknęła, by jej głos zabrzmiał stanowczo. - Kocham cię, Taj. Zawsze cię
kochałam. I wciąż się boję. - Wyciągnęła do niego rękę. Patrzył na nią, lecz nie poruszył się. -
Nie odwracaj się ode mnie. - Pomyślała o utraconym dziecku. - Nie znienawidz mnie za to, co
zrobiłam.
Nie mógł zrozumieć, ale poddał się fali uczuć. Wydawało mu się, że miłość wszystko
wybaczy. Zbliżył się do Asher i podniósł jej dłoń do ust.
- Porozmawiajmy o tym. Musimy sobie to wyjaśnić, zanim zaczniemy wszystko od
nowa.
- To prawda. - Nakryła drugą ręką ich splecione dłonie. - Taj, tak mi przykro z
powodu dziecka. - Objęła go w pasie i przytuliła głowę do jego piersi. Co za ulga, pomyślała.
Nareszcie może się z nim podzielić tym, co czuje. - Nie mogłam powiedzieć ci wcześniej. Nie
wiedziałam, co robić, kiedy to się stało. Nie byłam pewna, jak zareagujesz.
- Sam tego nie wiem - powiedział, otaczając ja ramieniem.
- Dręczyło mnie ogromne poczucie winy. - Zacisnęła powieki. - Kiedy Jess pokazała
mi zdjęcie twojego siostrzeńca, wydawało mi się, że tamto dziecko byłoby do niego podobne.
Miałoby twoje włosy i oczy.
- Moje? - Taj znieruchomiał. Dopiero po chwili uświadomił sobie znaczenie słów
Asher.
- Moje? - powtórzyła bezwiednie Asher, gdy ścisnął w dłoni jej palce.
Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, chwycił ją za ramiona i potrząsnął. W oczach
miał grozę.
- To dziecko było moje? Asher otworzyła usta, lecz głos odmówił jej posłuszeństwa
Sparaliżował ją strach. Przecież wiedział, myślała gorączkowo. Nie, nie wiedział. Sądził, że
chodzi o dziecko Erica.
- Odpowiadaj, do cholery! - Potrząsnął nią brutalnie.
Była miękka jak szmaciana lalka. Nie protestowała ani się nie broniła. Nic by to nie
pomogło.
- To było moje dziecko? Moje?
Pokiwała głową, zbyt oszołomiona, żeby poczuć ból.
Miał ochotę ją uderzyć. Patrzył na nią i niemal czuł swoją rękę na jej policzku. Biłby,
póki nie minie złość i żal. Asher poznała jego myśli po wyrazie oczu, ale nie wykonała
żadnego gestu obronnego. Zacisnął dłonie na jej ramionach i trwał tak przez moment, a potem
pchnął ją z pogardą na łóżko. Asher wstrzymała oddech ze strachu.
- Nosiłaś moje dziecko, kiedy za niego wyszłaś - cisnął jej w twarz oskarżenie,
walcząc ze sobą, by nie użyć pięści. - Kazał ci się go pozbyć czy sama się tym zajęłaś?
Asher nie rozumiała dobrze, co Taj do niej mówi. Widziała tylko jego furię.
- Nie wiedziałam. Nie miałam pojęcia, że jestem w ciąży, gdy wychodziłam za Erica.
- Nie miałaś prawa ukrywać tego przede mną. - Pochylił się nad nią, zrzucił z łóżka i
zmusił, by klęknęła. - Nie miałaś prawa podejmować takiej decyzji!
- Taj...
- Zamknij się, do cholery. - Odepchnął ją, wiedząc, że bliskość może się zle dla nich
skończyć. - Nic nie zmienisz. Już nigdy w życiu na ciebie nie spojrzę.
Wypadł z pokoju jak szalony. Trzask zamykanych drzwi odbijał się echem w jej
głowie.
ROZDZIAA 11
Taj wygrał ćwierćfinały bez większego wysiłku. Specjaliści zgodnie uznali, że tego
upalnego popołudnia zaprezentował szczyt swoich możliwości. Tylko on wiedział, że nie
chodziło tak naprawdę o tenis. Prowadził wojnę. Wchodząc na kort, pałał nienawiścią i żądzą
zemsty. Nie znał litości.
Nie ukrywał emocji. Twarz miał zaciętą, spojrzenie ciężkie i ponure. Nie dbał o
wynik. Chciał wreszcie pozbyć się rozgoryczenia, żalu i złości, wszystkich tych uczuć, które
nim targały. Nie zatrzymywał się ani na chwilę. Wysiłek fizyczny pozwalał mu je
wyładować. Często nazywano go Wojownikiem. Teraz był nim bardziej niż kiedykolwiek.
Jak drapieżnik, który wyczuł krew, nie dawał wytchnienia przeciwnikowi dopóty, dopóki ten
[ Pobierz całość w formacie PDF ]