[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cóż mamy czynić, skoro owo monstrum waruje pod drzwiami?
- Możemy go tylko obserwować; dopóki jest w komnacie, nie śmiejmy nawet wejść po schodach.
Thak ma siłę goryla i z łatwością mógłby nas rozszarpać na strzępy. Ale nie potrzebuje używać
swych muskułów; jeśli otworzymy te drzwi, wystarczy, że pociągnie za linkę, a przeniesiemy się do
wieczności.
- Jakimż to sposobem? - zaciekawił się Murilo.
- Zgodziłem się dopomóc wam w ucieczce - odparł kapłan. - Nie pomnę jednak, iżbym obiecywał
zdradzać me sekrety.
Murilo chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz zastygł z otwartymi ustami, a wzrok jego zawisł na
zwierciadle; Conan i Nabonidus także zbliżyli twarze do błyszczącej tafli.
Ukradkiem czyjaś dłoń rozchyliła zasłony przed jednym z wejść wiodących do położonej nad nimi
komnaty. W szczelinie ukazała się czarniawa twarz o błyszczących oczach; grozne spojrzenie
spoczęło na pogrążonej w fotelu zgarbionej postaci w czerwonym habicie.
- Petreus! - syknął kapłan. - Na Mitrę, cóż za zgromadzenie sępów ogląda dzisiejszej nocy mój
dom!
Twarz pozostała w obramieniu zasłon, a za nią pojawiły się następne - ciemne, szczupłe, jednako
napiętnowane żądzą mordu.
- Cóż oni tu robią! - Murilo odruchowo ściszył głos, choć powinien był pamiętać, że
niespodziewani przybysze nie mogą go słyszeć.
- Hm, cóż może robić w domu Czerwonego Kapłana Petreus wraz ze swymi żarliwymi
nacjonalistami? - zaśmiał się Nabonidus. - Spójrz, z jaką nienawiścią ślepią na postać, którą biorą za
swego najgorszego wroga - popełniają ten sam błąd, co ty. Pysznym zaiste widokiem będą ich miny,
kiedy owo złudzenie się rozwieje.
Murilo nic nie odpowiadał. Cała ta sytuacja miała dlań wyrazny posmak fantazji i ułudy: miał
wrażenie, iż jest na przedstawieniu marionetek lub raczej czuł się jak bezcielesny duch obserwujący
żywych ludzi, nieświadomych ani jego obecności, ani tego, iż są przez kogoś widziani.
Młody szlachcic nie miał pewności, czy Thak wyczuwał obecność intruzów; w każdym razie nie
dawał tego po sobie poznać - siedział, jak przedtem, zwrócony plecami do drzwi, przez które lada
moment mieli wpaść do komnaty skrytobójcy.
- Przybywają w takich samych, jak twoje, intencjach - szepnął Nabonidus do ucha Murila - tyle
tylko, że z powodów patriotycznych raczej niż osobistych. Teraz, gdy pies jest martwy, jakże łatwo
dostać się do mego domu. Ach, jakąż miałbym okazję, by się ich teraz pozbyć - raz na zawsze!
Gdybym to ja siedział w fotelu zamiast Thaka& jeden skok ku ścianie& szarpnięcie za linę&
Petreus ostrożnie uniósł stopę nad progiem komnaty; jego towarzysze tłoczyli się tuż za nim, a ich
obnażone sztylety połyskiwały z lekka w półmroku korytarza.
Nagle Thak zerwał się z fotela i rzucił się ku spiskowcom. Ci, nastawieni na to, iż ujrzą
znienawidzoną, lecz dobrze znajomą postać Nabonidusa, zostali w pełni zaskoczeni koszmarnym
widokiem szarżującej bestii; w drzazgi poszły ich determinacja i odwaga, ustępując miejsca dzikiej
panice. Wydawszy okropny krzyk Petreus cofnął się, pociągając za sobą swych towarzyszy -
powodowani nieopisaną trwogą wpadali na siebie w wąskim przejściu, przewracając się wzajemnie
i potykając o ciała leżących. W tej chwili Thak jednym pokracznym susem dopadł ściany, schwycił
grubą, aksamitną linę - i szarpnął.
Natychmiast kotary po obu stronach wejścia rozsunęły się odsłaniając korytarz, a z góry coś
śmignęło ze szczególnym srebrzystym pobłyskiem.
- On pamiętał! - triumfował Nabonidus. - Ta bestia jest prawie człowiekiem! Był kiedyś
świadkiem podobnej kazni i zapamiętał wszystko! Uważajcie teraz! Patrzcie!
Murilo zorientował się, iż to, co przegrodziło wejście, było grubą, szklaną płytą. Dostrzegał
pobladłe twarze konspiratorów; Petreus, wyrzuciwszy przed siebie ręce jakby w obawie przed
atakiem Thaka, napotkał przezroczystą barierę i gestykulując jął coś tłumaczyć swym kompanom.
Teraz, gdy kotary były odciągnięte na boki, trzech mężczyzn w lochu mogło widzieć wszystko, co
działo się w części korytarza mieszczącej stłoczonych nacjonalistów.
Opanowani przerażeniem, rzucili się pędem w stronę, z której nadeszli - po to tylko, by odbić się
od krzepkiej a niewidzialnej ściany.
- Szarpnięcie za linę zamyka ów korytarz - chichotał Nabonidus. - To proste: szklane tafle zsuwają
się w rowkach wyżłobionych w futrynie; pociągnięcie liny zwalnia sprężynę trzymającą tafle.
Opadają one, a zatrzask uniemożliwia ich podniesienie. Podnieść je można tylko z zewnątrz. Szkło
jest odporne na uderzenia - nawet kowalski młot nie mógłby go rozbić.
Schwytanych w pułapkę ludzi ogarnęła histeryczna trwoga - miotali się dziko od jednych do
drugich drzwi; łomocząc na próżno w kryształowe ściany, wygrażali pięściami w stronę nieubłaganej
czarnej postaci, która przykucnęła na zewnątrz, spokojnie obserwując zachowanie pojmanych
spiskowców.
Wtem jeden z nich odchylił głowę, spojrzał w górę i, jak można było sądzić z ruchu jego warg,
począł krzyczeć, wskazując ręką na sufit.
- Opadnięcie tafli wyzwala Tuman Zmierci - wyjaśnił usłużnie Czerwony Kapłan, zanosząc się
dzikim śmiechem. - Jest to pyłek szarego lotosu, porastającego Moczary Nieboszczyków, hen, poza
granicami krainy Khitaju.
Z powały w korytarzu opuszczała się z wolna kiść złotych pąków; otwierały się jak płatki
wielkiej, przekwitłej róży, a spływały z nich fale szarawej mgiełki, stopniowo wypełniającej
zamkniętą szklanymi taflami przestrzeń. Natychmiast histeria panująca wśród pojmanych spiskowców
ustąpiła miejsca szaleństwu i grozie. Ludzie w korytarzu zaczęli się potykać, zataczać jak pijani, a
piana wystąpiła na ich wykrzywione odpychającym śmiechem usta. Z wściekłością rzucali się na
siebie, tnąc, gryząc, drąc pazurami, mordując w obłędnej masakrze.
Murilo poczuł, iż chwytają go mdłości; dziękował bogom za to, że nie musiał słyszeć krzyków i
jęków, od których zapewne aż drżały ściany fatalnego korytarza. Bezgłośna tragedia przypominała mu
teatr cieni.
W pobliżu miejsca kazni, tuż przy szklanej tafli, Thak podrygiwał ze zwierzęcą radością,
wyrzucając wysoko w górę owłosione ramiona. Za plecami Murila Nabonidus chichotał jak strzyga:
- Och, cóż za piękny sztych, Petreusie! Uczciwie go wypatroszyłeś! A ten cios dla ciebie, mój
patriotyczny przyjacielu! Nareszcie! Padli już wszyscy, a żywi ociekającymi śliną zębami szarpią
ciała martwych!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]