[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w pobliżu bez świeżych croissantów, i angielska
grzanka z pełnoziarnistego chleba z dżemem.
Marc, jesteś aniołem! Zniadanie do łóżka? Nie
pamiętam, kiedy ostatnio ktoś sprawił mi taką przy-
jemność. Napijesz się ze mną?
Zostawiłem kubek w salonie.
To przynieś, siadaj przy mnie i porozmawiajmy.
Jak z moimi siostrami, kiedy byłam mała.
Moje uczucia znacznie różnią się od siostrzanych.
Zaczerwieniła się.
No tak. W każdym razie dzisiaj mam mnóstwo
bieganiny i rozmowa z tobą dobrze by mi zrobiła.
Kiedy wrócił z kawą, westchnęła: Marc, jesteś dla
mnie za dobry.
Nie lepszy niż ty dla mnie. Uśmiechnął się
przekornie. Nie martwisz się o swoją opinię? A jeśli
ktoś zauważy, jak rano wychodzisz z mojego miesz-
kania?
Kogo to obchodzi?
Otóż to, kogo?
Właśnie sobie pomyślałam, że wiesz o mnie
bardzo dużo, a ja o tobie nic. Opowiedz mi o swojej
rodzinie.
Dobrze. Jest znacznie mniej liczna od twojej,
z najbliższych została mi tylko matka. Mamy dom
w małej wiosce wysoko w Alpach francuskich, na
odludziu. Oczywiście są jeszcze najróżniejsi kuzyni
i kuzynki, wujowie, ciotki i tak dalej, ale wszyscy
mieszkają dość daleko. Inaczej niż u ciebie, duża
rodzina i wielkie miasto.
Czyli jesteś jedynakiem?
Tak. Zmarszczył brwi. Miałem starszego
brata, ale zginął w wypadku i teraz ja jestem głową
rodziny.
Marc! Tak mi przykro!
Wypadki chodzą po ludziach. Wzruszył ramio-
nami. To był ciężki okres. Mógłbym długo o tym
opowiadać, alechcę dać ci się spokojnie ubrać. Widzę,
że wczoraj rozbierałaś się w pewnym pośpiechu.
Podążyła za jego spojrzeniem i zaczerwieniła się
po same uszy na widok białych, zupełnie nieseksow-
nych majtek rzuconych na stertę ubrań.
Byłam zmęczona.
O tak przyznał. Dzisiaj pracuję, za to jutro
oboje mamy wolne, zgadza się?
Zgadza.
Może byś mi pomogła? Mam wygłosić pogadan-
kę w mojej starej szkole. Pytali, czy nie znam kogoś,
kto opowiedziałby o zawodzie położnej. Co ty na to?
Dobrze.
Cieszę się. Ale musielibyśmy ruszyć wcześnie
rano. To w Krainie Jezior.
Chodziłeś tam do szkoły?
Nauczyłem się w niej wszystkiego, co teraz
wiem. Muszę już lecieć, ale najpierw chciałbym...
Zarzuciła mu ramiona na szyję.
Myślałam, że już mnie nie pocałujesz wyszep-
tała.
ROZDZIAA PITY
Zapowiadał się piękny dzień. Lucy czekała na
Marca, ubrana w ładną niebieską sukienkę i przezornie
zaopatrzona w płaszcz w końcu jadą nad jeziora
marząc o tym, aby dzisiejszy dzień okazał się prze-
łomowy. Uśmiechnęła się, kiedy przed dom zajechał
wielki czarny mercedes z napędem na cztery koła.
Ho, ho, terenówka? Nie jest to ,,lekarskie auto
zauważyła, siadając na miejscu dla pasażera.
We Francji często musiałem pokonywać długie
dystanse, a zimą bez mocnego silnika ani rusz. Czy
mogę ci powiedzieć, że ładnie wyglądasz?
Dzięki ci, łaskawy panie. Ty za to wprost ucie-
leśniasz marzenia każdej matki o idealnym zięciu.
Trochę taki przerośnięty uczniak dodała, niewiele
myśląc, i zrobiło jej się wstyd. Chyba się na mnie
nie obrazisz?
Uśmiechnął się, zerkając na eleganckie szare spod-
nie, blezer włożony na białą koszulę z krawatem,
i odrzekł:
Wolę uznać, że to komplement.
Ruszyli na północ autostradą M6. Zjechali z niej na
węższe kręte drogi, gdy wokół nich wyrosły wzgórza.
Drake College odezwał się Marc, gdy ich
oczom ukazał się duży wiktoriański gmach. Moja
stara szkoła. Specjalizuje się w kształceniu dziecia-
ków, których rodzice dużo czasu spędzają za granicą.
Zwłaszcza tych służących w siłach zbrojnych.
Miejsce dziecka jest przy rodzicach rzekła bez
namysłu. Po co decydować się na dzieci, skoro
pózniej trzeba się ich pozbyć?
Często sobie zadawałem to pytanie. Moim zda-
niem rodzice mieli poczucie, że obowiązek wzywa
ich gdzieś, gdzie nie można zabrać dzieci.
Lucy zauważyła, że pod nazwą college u widnieje
drugi, mniejszy napis.
,,Służba przeczytała na głos. Piękne motto
dla szkoły z internatem. Szkoda, że nie ma takiej,
której dewizą byłaby ,,Miłość .
Niezły pomysł.
Przez chwilę jechali w milczeniu.
Przepraszam, że tak marudzę, przecież to nie
twoja wina, że rodzice ulokowali cię w internacie.
Lubię, kiedy jesteś szczera. Mało kto to potrafi
odparł, spoglądając w zamyśleniu na boisko.
W każdym razie dużo się w tej szkole nauczyłem i nie
mogę powiedzieć, żebym czuł się tu nieszczęśliwy.
Nauczyciele byli bardzo mili. Wyniosłem stąd wiele
pięknych wspomnień.
Twoi rodzice muszą być zamożnymi ludzmi.
Zdobyłem stypendium, ale nie pozwolili mi
z niego skorzystać. Wzruszył ramionami. Uważa-
li, że pieniądze powinny trafić do kogoś, kto napraw-
dę ich potrzebuje.
Czyli jesteś bogaty?
Chyba można tak powiedzieć przyznał.
Z drugiej strony więcej pieniędzy oznacza często
więcej obowiązków.
Chętnie na własnej skórze przekonałabym się,
jak to jest zaśmiała się.
Marc przeprowadził ją przez labirynt korytarzy
i zastukał do drzwi.
Proszę! zawołał gromki głos.
Marc mrugnął do Lucy i weszli do środka. Z tru-
dem powstrzymała śmiech: doktor Atkins wyglądał
jak karykatura dyrektora szkoły. Był wysoki, chudy
jak szczapa i zgarbiony, jego głowę otaczała aureola
siwych włosów, i miał haczykowaty nos, z którego
zsuwały się okulary. Spod powłóczystej szaty wyzie-
rał ciemny garnitur.
Doktor Duvallier... Marc! Jakże się cieszę!
Głos także nie zaskakiwał: był przenikliwy i nieco
piskliwy.
Dyrektor Atkins przywitał się z Markiem i zerknął
na Lucy.
A kogóż tu mamy?
To panna Stephens. Jest położną.
Wybornie! Mówca i mówczyni! Jak zawsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]