[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chyba piąty dzień po pełni, jest chłodno i ten księżyc jest niczym
ogromny odłamek szyby wystawowej, jest odrobinę pomarańczowy,
a ja stoję przy płocie i Cassius, ten czarny kotek, bawi się liśćmi, ja
zaś myślę o pani, o tej paninej nici, na którą mnie pani jak Ariadna
nawija i teraz muszę przyspieszyć tę swoją korespondencję, te listy
do pani, bo tu u nas, w Pradze coś się dzieje i ja o tym wiem, i ja
chodziłem przez ten wypalony Detroit, i spacerowałem po tym
pogorzelisku, z pewnością coś się tam naprawdę stało, coś, co się tam
musiało stać, coś, co teraz grozi, że stanie się w Pradze... Ja wiem, ja
pisałem już pani, że chętnie bym ten mój koniec młodości spędził
Pod Białym Konikiem", z Murzynkami, kelnerkami, które były tak
dobre, ale to tak dob-
205
re, że miały oczy takie, jakie ma pani, miały też pewnie pięcioro
rodzeństwa, tak jak mi to pani pisała, że tyle ich pani ma, pisałem
pani, że chętnie bym siedział tam w Greenwich Village jak Dylan
Thomas, chętnie stawiałbym na konia o trzech nogach i o pięknym
imieniu, że nawet zapomniałbym i wykąpać się, i ubrać, tak jak
Dylan Thomas, tak że ów ormiański pisarz, który wyszedł mu
naprzeciw na lotnisku, powiedział, że Dylan wyglądał jak wymięta
pościel... Ja jednak, Kwiecieńko, ja tam lubię się stroić, lubię
zmieniać te moje sweterki, chciałbym to umieć tak jak Andy Warhol,
który nieustannie wiedział, że go fotografują, i umiał zawsze ustawić
się tak jak model... i dlatego ja także wiem, że mógłbym być
fotografowany, a więc życzę sobie, żeby to moja fotografia miała o
pół wymiaru więcej...
Miła Kwiecieńko, chciałem napisać do pani cały serial listów, jeden z
Itaki, jeden z Detroit, jeden z Chicago, ale teraz te moje
uniwersytety, które objechałem, Cornwall, Urbano, Ann Arbour,
wszystkie one dzisiejszego wieczora jakoś mi się z upływem czasu
zlewają... naprawdę porwał mnie University Urbano, ale tym tylko,
że jechałem tam cztery godziny z Chicago w strugach ulewnego
deszczu, który padał przez trwającą -cztery godziny podróż, na
czteropasmowej autostradzie widzialność nie przekraczała
pięćdziesięciu metrów, jakbyśmy wszyscy pędzili w błocku, którego
nie nadążały zgarniać wycieraczki, choć było popołudnie, trzeba było
jechać na zapalonych światłach, była to jazda wprost
apokaliptyczna, podróż, w której nie strzegły nas ani anioły, ani
smoki, podróż, która odchylała kurtynkę za kurtynką błocka i
deszczu zmieszanego ze wzbijającą się gliną, miażdżoną tysiącem
opon, i miałem wrażenie, że to moja ostatnia podróż, zwłaszcza gdy
staliśmy się świadkami katastrofy samochodu ciężarowego i
wypadały zeń okaleczone cielęta, porozrzucane po poboczu,
zmiażdżone nie do poznania, a samochód ciężarowy leżał obrócony
kołami w górę, i dwa cielątka tam stały w tej ulewie i meczały, a my
pędziliśmy dalej i dalej do miasta uniwersyteckiego, Urbano, a
kierowca, który pochodził z Czech, pocieszał mnie w ten sposób, że
nieustannie opowiadał mi w kółko to samo: o zimnym ogniu, o tak
zimnym ogniu, że spalił się w nim Jan Palach, tak zimnym ogniu,
który CIA. wwiozła do Czechosłowacji, prawdziwy cud nauki, i
namówili tego wariatuńcia Palacha, żeby spalił się w rym zimnym
ogniu, że nic mu się nie stanie, że nawet go to nie będzie boleć, no i on
polał się benzyną i zapalił tę zimną zapałkę, i dopiero w płomieniach
zrozumiał, że agenci CIA
9 Zaczarowany flet
121
wystrychnęli go na dudka, bo ten ogień wcale nie chłodził, ale
smażył... I tak, Kwiecieńko, raczej samemu sobie opowiadał ten
złośliwy kierowca, ja zaś drżałem ze strachu, kiedy spotka mnie los
tych cieląt, kiedy to nasze auto stanie do góry kołami, a my jakimś
cudem będziemy stać niczym ta para wystraszonych cieląt... ale
kierowca raz jeszcze opowiadał o tym zimnym ogniu, które CIA
przemyciła do Pragi, benzynie zapalonej zimną zapałką... a potem
zwrócił się do mnie:
Sam pan rozumie, pochodzi pan z kraju, gdzie komuniści robią
ludziom wodę z mózgu, w zimny ogień mogą wierzyć tylko
komunardzi i czytelnicy dziennika Rude prśvo", które o tym
spaleniu tak pisało... zimny ogień, który do Pragi dostarczyła CIA i
naukowo udowadniała Palachowi, że to będzie tylko manifestacja, że
to nie będzie boleć...
No i tak, Kwiecieńko, przedzieraliśmy się do uniwersytetu Urbano, i
wciąż pośród tego tryskającego błocka szofer opowiadał mi o
zimnym ogniu i o Palachu, i tej zimnej zapałce, i CIA, tak jak o tym
pisano w dzienniku Rude pravo", i mówiono w telewizji... A mnie ta
podróż tak przestraszyła, że tam, na miejscu, zupełnie apatycznie
odczytałem fragment Króla angielskiego", potem słuchałem, jak
Zuzanna z kolei czytała ten tekst po angielsku, a pózniej były
pytania, i cały ten uniwersytet, tak jak ten samochód, którym
przyjechaliśmy, tonął w gwałtownej wściekłej ulewie, ale jakby tego
było jeszcze mało, do deszczu przyłączył się porywisty wiatr i niczym
gałązki wierzby płaczącej te strugi gnane wiatrem smagały okna
uniwersytetu, okna wydziału języków słowiańskich, kierownikiem
był Rosjanin i rozkoszował się tym, jak pózniej oboje z Zuzanną
pociliśmy się całą godzinkę przy pytaniach i odpowiedziach... i znów
padło tu nazwisko Wacława Havla i co sądzę o cenzurze... i co
powiem o niewinnie aresztowanych... co o prześladowaniach, co o
Karolu Pecce, który odsiedział piętnaście lat tylko dlatego, że
znajdował się na stacji w Tachowie i został tam aresztowany, bo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]