[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystko wytrzyma.
Dziewiąte dziecko u Drewów! Jakby na tym świecie nie było ich już wystarczająco
dużo!
Sądzę, że dla pani Drew będzie ono takim samym cudem jak dla nas Rilla, Zuzanno!
Myślę, że to lekka przesada, droga pani doktorowo.
Siedząc w bibliotece lub w wielkiej kuchni dzieci planowały, że latem urządzą sobie w
Dolinie dom do zabawy. Na dworze szalały burze i jęczał wiatr, kosmate, białe chmury
przemykały po mroznym, gwiazdzistym niebie, ale Złoty Brzeg dawał zawsze przytulne
schronienie. Ogień na kominku płonął wesoło, wywołując nastrój pogody i radości, a ciepłe
łóżeczka czekały już na dzieci, zmęczone całodzienną zabawą.
Nadeszło Boże Narodzenie, nie zmącone tego roku obecnością ciotki Mary Marii. Dzieci z
zapałem tropiły zające po śladach na śniegu, ślizgały się na nowych łyżwach po zamarzniętej
sadzawce, a w mrozne zmierzchy płonące różowym blaskiem zachodzącego słońca goniły
własne cienie wśród pokrytych śniegowym puchem pól. Zjeżdżały też na saneczkach ze
srebrzystych zboczy okolicznych wzgórz. Mały żółty piesek z czarnymi uszkami biegał z
Jimem lub stęskniony witał go radosnym szczekaniem, gdy chłopiec wracał do domu. Kiedy
Jim odrabiał lekcje, siadywał u jego stóp, a w nocy leżał w nogach jego łóżka. Również
podczas posiłków układał się pod stołem w pobliżu swego pana, lekko trącając go łapą, aby
przypomnieć mu o swoim istnieniu.
Mamusiu, nie wiem, jak mogłem żyć, zanim dostałem Gipa. On potrafi mówić,
naprawdę& Mówi oczyma.
Nieoczekiwanie zdarzyło się nieszczęście. Pewnego dnia Gip wydawał się jakby nieswój.
Nie chciał jeść, chociaż Zuzanna kusiła go smakowitą kością. Posłano po weterynarza do
Lowbridge, który zbadawszy psa potrząsnął tylko głową. Nie umiał powiedzieć niczego
konkretnego. Pies musiał zjeść coś trującego w lesie. Wyliże się albo nie. Gip leżał bardzo
spokojnie i nie zwracał uwagi na nikogo oprócz Jima. Niemal do ostatniej chwili próbował
machać ogonkiem, gdy chłopiec go głaskał.
Mamusiu, czy to byłoby niewłaściwe, gdybym pomodlił się za Gipa?
Ależ skąd! Możemy modlić się za wszystko, co kochamy. Tak się boję o Gipa& Jest
bardzo chory&
Mamusiu, nie myślisz chyba, że Gip umrze!
Gip zdechł nazajutrz rano. Po raz pierwszy śmierć wkroczyła w dziecięcy świat Jima.
Zmierć kogoś bliskiego jest wstrząsającym przeżyciem, nawet jeśli to chodzi tylko o małego
pieska. Dla mieszkańców Złotego Brzegu Gip znaczył o wiele więcej niż zwykły pies, a
Zuzanna, wycierając zaczerwieniony nos, mruczała:
Nigdy przedtem nie zdarzyło mi się tak przywiązać do psa. 1 nigdy już mi się nie
zdarzy. To za bardzo boli.
Zuzanna nie znała poematu Kiplinga o tym, jak niemądrze jest ofiarować serce psu. Gdyby
ten wiersz kiedyś wpadł jej w ręce, pomyślałaby z pewnością, że chociaż raz poeta napisał coś
sensownego.
Ta noc była dla Jima trudna do przeżycia. Mama i tata musieli wyjść. Walter płakał tak
długo, aż usnął, i Jim pozostał sam& nie miał już psa, z którym mógłby porozmawiać.
Kochane, brązowe ślepia, zawsze patrzące na niego z takim zaufaniem, pogrążyły się w
mroku śmierci.
Dobry Boże modlił się Jim. Wez w opiekę mojego małego pieska, który dziś
umarł. Poznasz go po czarnych uszkach. Nie pozwól, by czuł się beze mnie samotny.
Jim wtulił twarz w poduszkę, by nikt nie usłyszał jego płaczu. Gdy zgasi światło, ciemna
noc zajrzy przez okno, a Gip nie zamerda ogonkiem przy jego łóżku. Nastanie mrozny,
zimowy ranek bez Gipa. Nadal będą przemijały dni i lata, ale nie będzie już Gipa. Nie mógł
znieść tej myśli.
Poczuł nagle, że czułe ramię obejmuje go i przytula w ciepłym uścisku. A więc miłość nie
znikła z tego świata, chociaż Gip nie żyje.
Mamusiu, czy to zawsze będzie takie straszne?
Nie zawsze Ania nie powiedziała mu, że wkrótce zapomni o swym bólu, a Gip stanie
się tylko miłym wspomnieniem. Nie zawsze, mały Jimie. Czas uleczy twoje cierpienie, jak
uleczył poparzone ręce, chociaż też bardzo cię bolały.
Tata powiedział, że kupi mi innego psa. Ale ja nie chcę innego. Nigdy.
Rozumiem cię, kochanie.
Mama rozumiała wszystko. Nikt nie miał takiej mamy jak on. Chciałby coś dla niej zrobić.
Nagle wpadł na pewien pomysł. Kupi mamie naszyjnik z pereł, taki, jaki widział w sklepie
Cartera Flagga. Słyszał kiedyś, jak mama mówiła, że bardzo by chciała mieć naszyjnik z
pereł, a tata odpowiedział, nawiązując do dziecinnej piosenki:
Kupię ci naszyjnik, kiedy przypłynie mój statek, Aniu.
Należało zastanowić się, w jaki sposób tego dokonać. Miał trochę pieniędzy, ale były one
przeznaczone na zakup niezbędnych mu rzeczy. Trudno zaliczyć do nich naszyjnik z pereł.
Poza tym chciał sam zarobić pieniądze. Wtedy będzie to prezent naprawdę od niego. Mamy
urodziny przypadają w marcu, za sześć tygodni. A naszyjnik kosztuje aż pięćdziesiąt centów!
ROZDZIAA XIX
Nie było łatwo w Glen zarobić pieniądze, ale Jim zaczął energicznie działać. Ze starych
szpulek zrobił bąki do zabawy dla kolegów, po dwa centy za sztukę. Za trzy centy sprzedał
swój wielki skarb, trzy mleczne zęby. W każdą sobotę po południu sprzedawał Bertiemu
Szekspirowi swoją porcję kruchego placka z jabłkami. Zarobione pieniądze wkładał do
mosiężnej świnki, którą Nan ofiarowała mu na Gwiazdkę. Była to śliczna, lśniąca świnka z
dziurką na grzbiecie. Przez tę dziurkę wrzucało się monetę. Gdy chciało się wyjąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]