[ Pobierz całość w formacie PDF ]
straty. I tak było, dopóki nie poznałam ciebie.
- A ja zażądałem od ciebie tego, z czym powinienem był poczekać do
ślubu.
Nie chciała dłużej rozpatrywać przeszłości. Teraz chodziło o terazniej-
szość i przyszłość.
- Wierzysz mi?
Wydawało jej się, że tak, ale nie chciała go zle zrozumieć, bo to było zbyt
ważne.
- Tak. Gdybym nie był tak przekonany o twoim doświadczeniu, zdałbym
S
R
sobie sprawę z niewinności.
- A jednak uwierzyłeś mojemu ojcu.
Wyczuła napięcie w jego potężnym ciele.
- Jeszcze z nim o tym pomówię.
Spojrzała mu w oczy.
- Ja powinnam pomówić z nim pierwsza.
Wyglądał, jakby chciał się o to spierać, ale położyła mu dłoń na ustach.
- Nie. To sprawa między ojcem i córką. Pozwól mi z nim pomówić.
Przygryzł jej palec i pocałował.
- Skoro tego chcesz.
Doceniła, że się z nią nie kłócił. Przynajmniej istniała jakaś szansa, że się
dogadają.
W trzy godziny pózniej całkowicie zmieniła zdanie.
Skrzyżowała ramiona na piersi i wpatrywała się w mężczyznę, którego
zbyt szybko uznała za sympatycznie ugodowego. Teraz miała ochotę wyśmiać
własną naiwność.
- Nie chcę tam iść dziś wieczorem.
Odpoczywała z książką na tarasie, kiedy Salvatore przedstawił jej plany
na wieczór.
- Nie chce mi się przebierać.
Nosiła szorty, koszulkę i espadryle i nie miała najmniejszej ochoty prze-
bierać się i wychodzić, a zwłaszcza na kolację z wzorową rodziną jej ojca.
- Masz jeszcze czas. Oczekują nas dopiero za czterdzieści minut.
- Ale ja nie chcę - powtórzyła jak rozkapryszone dziecko.
- Jeszcze nie tak dawno chciałaś się tam zatrzymać, a teraz nie możesz
zjeść z nimi kolacji?
S
R
- Nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę.
W ciemnych oczach pojawiło się zrozumienie.
- Będę przy tobie.
- Uważasz, że to wszystko załatwi?
Na ten sarkazm zmarszczył brwi, ale ona odwróciła głowę, żeby nie wi-
dzieć oznak dezaprobaty w jego rysach. Ale to nie oznaczało, że jej nie wy-
czuwała.
- Uważa mnie za puszczalską.
Potrzebowała czasu, żeby się psychicznie przygotować na to spotkanie.
Czy inne córki też musiały prowadzić podobne rozmowy ze swoimi ojcami?
- Jestem pewien, że to było nieporozumienie. - Ciepłym gestem odgarnął
jej włosy z twarzy.
Francesco ledwo panował nad wzburzeniem, słuchając opowieści Salva-
tore o wydarzeniach ostatnich dwóch dni.
- Ależ, Eliso, jak mogłaś tak ryzykować?
- Nie tak znów strasznie. Klejnoty przetransportowano w sekrecie. Nikt
nie powinien był wiedzieć, że znajdują się w skarbcu pana di Adamo.
- W takich okolicznościach nie da się zachować tajemnicy. Nie powinnaś
była prowadzić tych negocjacji. Co by się stało, gdybym nie wysłał Salvatore,
żeby cię chronił?
- Nie wiem.
Francesco był bardzo blady.
- Byłabyś już martwa, drogie dziecko - odpowiedział stłumionym głosem.
W obawie o jego zdrowie, podeszła i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Uspokój się, tato. Na szczęście przysłałeś mi Salvatore i wszystko do-
brze się skończyło.
S
R
- A początkowo wcale nie miała ochoty na moją interwencję.
Odwróciła się od ojca, żeby zgromić kochanka wzrokiem. Ale on rozparł
się już na sofie z miną człowieka, który nie ma pojęcia, że grozi mu lincz.
- To chyba nie najlepszy moment, żeby to rozważać - wysyczała, przez
zaciśnięte zęby.
Niespodziewanie Francesco wybuchnął śmiechem.
- Całe szczęście, że znalazłem kogoś równie upartego jak ty, bo pod tym
względem jesteś podobna do swojej matki jak dwie krople wody. - Mrugnął do
Salvatore. - Chyba ci wspominałem? Niezależna jak Shawna. Możemy być tyl-
ko wdzięczni losowi, że moja córka nie odziedziczyła jej innych cech.
Salvatore nagle zrozumiał i uśmiech zamarł mu na ustach.
Francesco zreflektował się.
- Przepraszam, kochanie. Nie powinienem mówić zle o twojej matce.
Jeszcze zdezorientowana, ale powoli zaczynając rozumieć, potrząsnęła
głową.
- Nie przejmuj się. Dobrze znam system wartości Shawny. W końcu to
ona mnie wychowała.
Ojciec skrzywił się i opadł z powrotem w swój fotel, jak gdyby wyciekła
z niego cała energia.
- Tak. Gdybym się jej wtedy postawił, mogłabyś żyć w tym samym bez-
piecznym domu, jaki stworzyłem Annemarie. Zawsze będę żałował, że tego
nie zrobiłem. Wtedy wydawało mi się, że dziecko potrzebuje matki. - Wes-
tchnął i potrząsnął głową. - Shawna zafundowała ci życie w niepewności.
Elisa była kompletnie zaskoczona.
- Nie pasowałabym do twojej rodziny, a Teresa nie byłaby zachwycona
koniecznością wychowywania twojej nieślubnej córki.
Przygryzła wargi, świadoma, jak gorzko mogły zabrzmieć te słowa, ale
S
R
dla niej po prostu taka była prawda.
- Nie, mylisz się. Zawsze chcieliśmy mieć więcej dzieci, ale nie było nam
dane.
Do pokoju cicho weszła Teresa i przystanęła przy krześle Salvatore.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]