[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy nie powinieneś go zaproponować Caroline? - spytała,
unosząc brew.
- Chyba poszła porozmawiać ze swoim starszym bratem -
odparł, wzruszając ramionami.
Kenzie spojrzała na przeciwległy koniec sali,gdzie stała
Caroline, pogrążona w ożywionej rozmowie z Jerome'em.
- To chyba niezbyt przyjemna rozmowa, sądząc po ich minach -
oceniła chłodno, całkowicie ignorując proponowanego jej szampana. -
Czy nie jest ci przykro, że skłóciłeś rodzinę Carltonów?
Wiedząc, jak ważna jest dla Kenzie rodzina - ostatecznie to dla
niej zdecydowała się zawrzeć z nim rodzaj umowy - Dominik czuł, że
103
RS
to dla niej prawdziwy problem, być może ważniejszy od przejęcia
firmy.
- Oczywiście, że nic sobie z tego nie robisz! - odpowiedziała
sama sobie. - Według ciebie to tylko potwierdza kruchość związków
rodzinnych.
Dominik zacisnął wargi. Ostatnie tygodnie, kiedy trzymał się z
dala od Kenzie, nie były dla niego łatwe. Miotał się między
pragnieniem zobaczenia jej a pewnością, że jest on ostatnią osobą,
którą ona pragnie ujrzeć. Wyraziła to dostatecznie jasno.
Problem polegał na tym, że bardzo chciał ją zobaczyć.
Kiedy kochali się na basenie w Badforth Manor, było to dla
niego wstrząsające przeżycie. Nie mógł przestać o tym myśleć.
Kenzie powiedziała, że koniec z ich małżeństwem, że chce
rozwodu, lecz czy mogłaby kochać się z nim tak namiętnie, gdyby nic
do niego nie czuła?
Inaczej: czy on mógłby się tak dla niej zatracić, gdyby nie żywił
do niej żadnych uczuć... ?
Uważał się zawsze za mężczyznę kontrolującego swoje emocje,
a jednak w pamiętną sobotę kompletnie stracił głowę - i po raz
pierwszy od miesięcy naprawdę czuł, że żyje.
Nie pomogło mu przy tym, że gdy wówczas Kenzie odjechała,
gniew, który go wypełniał, nagle gdzieś wyparował, zostawiając go z
uczuciem ołowianych mdłości i niepokoju.
Wcześniej zamierzał być obecny, gdy Jerome Carlton dowie się,
że stracił kontrolę nad firmą, ale po ostatniej rozmowie z Kenzie wolał
104
RS
się trzymać z daleka, niż ponownie ujrzeć na jej twarzy wyraz
pogardy.
Szaleństwo, jakie opanowało go po rozstaniu z nią, nagle go
opuściło. Pozostała świadomość klęski i poczucie, że własnymi
rękoma zniszczył wszelkie uczucia, jakie do niego żywiła, poza
nienawiścią.
Przez cały czas myślał, że właśnie tego chce, po czym przekonał
się, że jest zupełnie inaczej. Wcale nie chciał, żeby go nienawidziła.
Nic dziwnego, że powiedziała wtedy, że go żałuje.
Gdyby nie potępiał użalania się nad sobą, czułby dokładnie to
samo! Był głupcem, patentowanym osłem. Niestety, zrozumiał to zbyt
pózno.
- Związki w twojej rodzinie wcale nie są kruche - przypomniał
jej miękko. - Widziałem to, kiedy poprosiłaś mnie, żebym pojechał z
tobą na ślub siostry.
Coś błysnęło w jej zielonych oczach, ale tak krótko, że zdawało
się to złudzeniem.
- Zażądałeś za to zapłaty.
Oczy mu pociemniały, gdy przypomniał sobie cenę.
- Nie jestem odpowiedzialny za rozpad rodziny Carltonów -
rzucił twardo. - To raczej wina chciwości Caroline!
- Nie wątpię, że złożyłeś jej ofertę, której nie mogła odrzucić -
odparła ze wzruszeniem ramion.
Owszem. I było jasne, co Kenzie myśli o takim manewrze.
Zacisnął usta.
105
RS
- Carlton mógł przedstawić mi taką samą ofertę i odkupić akcje!
- warknął.
- Tylko po to, żebyś mógł mu odmówić? - rzekła cicho,
potrząsając głową z niedowierzaniem.
- Może wcale bym nie odmówił - odparł.
- Ostatecznie osiągnąłem swoje zamiary...
- Zemsta na Carltonie i upokorzenie mnie? - przerwała mu
Kenzie. Nie miała ochoty dłużej o tym rozmawiać. Nogi jej drżały,
przed oczami tańczyły świetliste plamki.
Pomyślała, że to dlatego, iż nic dzisiaj nie jadła. Była zbyt
zdenerwowana faktem, że zobaczy męża, aby w ogóle móc myśleć o
posiłku. W rzeczywistości rano zwymiotowała z napięcia.
Powiedziała sobie, że w razie czego zmusi się do jedzenia, jeśli
nie chce zemdleć u stóp Dominika.
- Nie zamierzałem... - Urwał i spytał z niepokojem: - Kenzie,
dobrze się czujesz?
- Oczywiście! - odparła z irytacją. - To znacznie bardziej
okropna sytuacja, niż sobie wyobrażałam!
Widział bladość jej policzków i cienie pod oczami. Zeszczuplała
od ich ostatniego spotkania.
- Uważam, że powinnaś coś zjeść - rzekł z troską.
- Ja zaś uważam, że powinieneś mnie zostawić w spokoju! -
rzuciła gniewnie.
106
RS
Nie mógł tego zrobić, skoro znów ją ujrzał, znów z nią
rozmawiał. Nie wyobrażał sobie, że pozwoli jej znowu odejść ze
swojego życia.
- Dominiku, jeśli pozwolisz... - zaczęła z wysiłkiem. Za nic nie
może zemdleć, a już na pewno nie przy nim!
- Kenzie... - Wyciągnął do niej dłoń.
- Muszę iść upudrować nos - oznajmiła oschle, odtrącając jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]