[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dostał zaproszenie na kawę do słynnego salonu starszego pana, w którym ściany
zamiast regałów zdobiły wysokie półki z książkami. Pił pyszną kawę przyrządzoną przez
babcię Adrianny, ale myśli wciąż biegły torem zbieżnym z losem pana Tomasza. W pewnym
momencie nie wytrzymał i poprosił o możliwość skorzystania z telefonu. W kawalarce na
Krakowskim Przedmieściu nie było jeszcze szefa. Informacja PKP podała, że pociąg właśnie
przed chwilą wjechał na Dworzec Centralny. Szybko udał się więc z powrotem do Warszawy.
Przed drzwiami swojej kawalerki zatrzymał się jak wryty. W szparze drzwi tkwiła
bowiem kartka białego papieru. Treść listu była następująca:
Dziękuję za pomoc w odnalezieniu krzyża! Mam go! Z ukłonami - Saint-Germain.
ROZDZIAA CZTERNASTY
POWRÓT " BEZ PO%7Å‚EGNANIA " CHWAL FIOLK, CZYLI CZAS DO DOMU "
WIZYTA PAWAA I NARADA " CO ZNALEZIONO W NESESERZE? " SAINT-
GERMAINA ZAINTERESOWANIA HEMATOLOGI " CZY MO%7Å‚LIWE JEST
SKLONOWANIE JEZUSA? " SPRYTNY VIDAC WYPYTUJE " LOGO
FOTOLABU NA KOPERCIE " MAM SZPIEGA SAINT-GERMAINA!
Pociąg z Berlina przyjechał na Dworzec Centralny w duszne i gorące popołudnie. Ale
my wszyscy żyliśmy wyłącznie wspomnieniami. Było co wspominać! Na przykład brawurową
ucieczkę konduktora helikopterem! A ofiarna postawa sąsiada z wagonu, Hansa, którego, o
ironio, podejrzewałem o współpracę z Saint-Germainem! I wreszcie bohaterski wyczyn
Fiolki! Dzięki mojemu młodemu znajomemu odzyskaliśmy neseser zawierający nie tylko
notatnik Norwida. Ale o tym pózniej. Niestety, Saint-Germain i jego współpracownik uciekli
helikopterem i jak do tej pory ich nie złapano. Jedna rzecz wydawała mi się dziwna i nie
pasowała do całej układanki. Jeśli konduktor był Saint-Germainem, to jakimże sposobem
rozmawiał ze mną przez telefon zaraz po odjezdzie z dworca Nord, a jednocześnie sprawdzał
bilety? Pamiętam jak dziś - wyjrzałem na korytarz, sądząc, że ktoś stroi sobie ze mnie żarty. I
wtedy ujrzałem plecy konduktora w korytarzu. Tej zagadki nie potrafiłem wyjaśnić.
Mieliśmy o czym rozmawiać w drodze do Polski, a naszym spekulacjom nie było
końca. Wcześniej - jeszcze na terenie Brandenburgii - zajęła się nami niemiecka policja. Na
szczęście nie trwało to długo. Nasz pociąg oddano do dyspozycji policji, a nas przewieziono
do Berlina. Dopiero stamtąd wsiedliśmy do specjalnie podstawionego pociągu do Warszawy.
Zledztwo w sprawie kradzieży neseseru miała bowiem prowadzić dalej niemiecka
policja wraz z polskimi i francuskimi służbami. Wpierw musiano zabezpieczyć w pociągu
wszelkie ślady pozostawione przez złodziei i skompletować zeznania świadków. Dużo roboty
czekało policję, a i nas miano jeszcze przez pewien czas nękać. Po powrocie do stolicy
czekała wszystkich podróżujących z Paryża do Warszawy wizyta w Komendzie Głównej przy
ulicy Puławskiej.
Byłem zmęczony podróżą. Miałem dość pociągów i delegacji. Pragnąłem jak
najszybciej znalezć się w łóżku. Dlatego na peronie szybko pożegnałem moją delegację
(koleżanka Szczurzycka ani razu nie popatrzyła mi w oczy!) i podszedłem do zastawionej
walizkami Bogini.
- Pomóc?
I już miałem chwycić jedną z walizek, gdy ubiegł mnie bezszelestnie Vidac, podobnie
jak zrobił to na dworcu Nord w Paryżu. A racja! Nie wspomniałem przecież, co stało się z
tym francuskim dziennikarzem od momentu zniknięcia do jego nieoczekiwanego
odnalezienia. Vidac nie wyparował z pociągu. To nie on był przecież złodziejem. Został
ogłuszony przez konduktora, związany i był przetrzymywany pod łóżkiem. O wszystkim
wiedział fałszywy policjant w osobie inspektora Lohnmanza - ale komu przyszłoby do głowy
podejrzewać ich obu o współpracę?
Patrząc w tej chwili na Vidaca nie odnosiło się wrażenia, że człowiek ten przeszedł tak
wiele. Zmieszne, ale właśnie jego podejrzewałem o współpracę z moim prześladowcą. O
ironio, okazał się on jego ofiarą. Vidac nie przypominał cierpiętnika, jakim zapamiętaliśmy go
w chwili znalezienia w przedziale konduktora. Przypuszczałem, że to obecność Bogini
działała na dziennikarza tak odświeżająco. Cóż, podobnie było chyba ze mną - trudy podróży i
zmęczenie pryskało, gdy patrzyło się na tę piękną kobietę.
- Pozwolisz? - Vidac uśmiechnął się uroczo i sprzątnął mi z przed nosa walizkę
Bogini.
Nie było ciepłego pożegnania. Nie było nawet smutnego. Słowem - nie było żadnego.
Bogini zapomniała o mnie i wybrała towarzystwo przystojnego Francuza. Zresztą, gdzie ja do
niej pasowałem? Vidac - to co innego! Prezentował się niczym amant. Pierwsza klasa. Piękny
i młody. Obyty i szarmancki. Wraz z Boginią rozsiewali wokół siebie aurę niezwykłości, co
ożywiało i upiększało smętny zazwyczaj obraz warszawskiego dworca.
Czas do domu, Tomaszu - pomyślałem. Czeka na ciebie twoja kawalerka. Spokój
powinien być twoim naturalnym środowiskiem. Wezmiesz grzecznie kąpiel, a potem kolacja i
do łóżeczka .
Na koniec uścisnąłem dłoń Fiolki, po którego przyjechał ojciec. Dyrekcja dworca
wprawdzie uspokoiła czekające na dworcu rodziny i znajomych pasażerów, ale ani słowem
nie wspominała o przygodzie z policją. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
- Pański syn odzyskał dla kraju cenny skarb - pochwaliłem Fiolkę. - Zapiski samego
Norwida.
- E tam - skrzywił się z niesmakiem chłopak, ale była to fałszywa skromność. -
Podbiegłem tylko i zwinąłem neseser. Co w tym wielkiego?
- A kto zakradł się do mojego przedziału w Koloni? - poklepałem go po ramieniu. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]