[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Krystyna była bez litości.
- To jeszcze masz godzinę na wytłumaczenie, o co chodzi. Tylko tłumacz mądrze, bo
na pewno cię nie pobłogosławi za numer z Pawłem.
- A ciebie, któraś najwcześniej wiedziała, że on jest trefny?
Zapadła cisza. Nikt nie miał odwagi zadzwonić do szefa. Wreszcie Baziak jęknął,
wziął telefon komórkowy i krokiem skazańca wyszedł z salonu.
Znów cisza.
Wreszcie Baziak wrócił czerwony po czubki uszu.
- Powiedział, że można robić - burknął.
Na żadne pytania nie chciał odpowiedzieć.
Zresztą nikt się nie palił do ich zadawania. Baziakowcy stali się dziwnie milczący.
Krystyna nuciła jakąś tęskną melodię. Jak twierdziła, bawarską. Baziak co kilka minut patrzył
na zegarek.
Wreszcie wstał, wyciągnął z kieszeni P-64 i milcząc zarepetował pistolet. To samo
zrobili ze swoimi Dwójka i Czwórka. Dla Trójki widocznie nie udało się zdobyć broni.
Baziak podszedł do mnie.
- A ty dziękuj Bogu i Krystynie, że z tego z życiem wychodzisz. Bo ja inaczej bym z
tobą pogadał. A tu masz kluczyki - rzucił kluczyki od kajdanek na stół. - Możesz sobie
skracać czas próbując je dosięgnąć. No, rebiata - odwrócił się do pozostałych - jedziemy!
Zostałem sam.
Dla zabawy raczej niż wierząc w powodzenie próby, spróbowałem wyłamać z
konstrukcji pręt schodów, do którego byłem przykuty.
Nic z tego!
Siedziałem rozmyślając nad niesprawiedliwością losu, który tak mi odpłacił za
ratowanie Krystyny na Jeziorze Płaskim, gdy usłyszałem, że ktoś próbuje dostać się do domu.
Zamek w drzwiach wejściowych zgrzytnął raz i drugi.
Wreszcie zaskrzypiały drzwi. Obojętnie kto wdarł się do domu, nie mógł to być wróg,
bo wróg miałby klucze od Baziaka.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w drzwiach salonu zobaczyłem Aukasza, za nim
Andrzeja, a na końcu... nie, ja chyba śnię!... na końcu Jasia Kowalika chwiejnie, ale z
godnością opartego o framugę.
Niewdzięcznicy zamiast przystąpić od razu do uwalniania mnie, musieli swoje
odeśmiać, tak ich bawił mój widok, jak czule obejmowałem wspornik poręczy.
Wreszcie Aukasz chwycił klucze ze stołu i byłem wolny.
- Jakim cudem domyśliliście się, że tu siedzę? - zawołałem po wyjęciu szalika z nut.
Aukasz spojrzał na Andrzeja, Andrzej na Aukasza. Tylko Kowalik na nikogo nie
patrzył zajęty penetrowaniem barku.
- Nakazał nam pan ciszę w eterze , ale nie zabronił śledzić Baziaka. No i dziś, akurat
był mój dyżur, patrzę, zajechał niebieski golf, z którego wysiadła zgrabna blondynka i od razu
do Baziaka, który stał przed domem. Gadka była krótka, bo Baziak szybko wstawił golfa do
garażu; jego merc został przed domem. Patrzy pózniej Andrzej, bo to był już jego dyżur, a tu
pan podjeżdża toyotą. W porządku. Ale czekamy, co będzie dalej. Było już pózno, po
dziesiÄ…tej patrzymy, towarzystwo wychodzi. Wychodzi - w porzÄ…dku, ale czekamy, kiedy pan
wyjdzie z nimi, a tymczasem pana nie widać. Tamci wsiadają do merca i do golfa i
odjeżdżają. Pana toyota zostaje. No więc, tylko sprawdziliśmy, czy spec nie rozrabia, ale spał
spokojnie, jak do niego zaglądaliśmy, no i my tutaj. Ale drzwi domu zamknięte. Już Andrzej
się szykował, jak tu najciszej wybić szybę, ale w każdym oknie alarmy pozakładane. No więc
kombinujemy, a tu patrzymy kogo bogi niosą? Samego Jasia Kowalika we własnej, lekko
zawianej osobie.
- Coś mnie tknęło - wtrącił Andrzej - żeby Jasia zapytać, czy drzwi by nie otworzył.
- Na to ja, że zależy jaki zamek - odezwał się Kowalik znad barku, gdzie zlewał
resztki z butelek - jak zwykły patentowy, to dam radę. Jak jeszcze chłopaki powiedzieli, że
pana władzę, dobroczyńcę mojego, te dranie tu więżą, to od razu się wziąłem do roboty. A że
od dzieciństwa talent w rękach mam, to raz, dwa i drzwi były otwarte. Ale się te bandyty od
Baziaka zdziwiÄ…, jak pana tu nie znajdÄ…, hi, hi!
- No dobrze, dziękuję wam Kowalik - nie wychodziłem z roli pana władzy . - Tym
razem daruje się wam to włamanie, bo było zrobione w celach wyższych, ale teraz chodzmy
stąd. A wy, Kowalik, zamknijcie drzwi tak jak je otworzyliście. Niech żaden złodziej z waszej
pracy nie skorzysta.
Wyszliśmy z willi. Jaś zamknął drzwi, pożegnał się z nami serdecznie i ruszył dalej
lekko zygzakując i śpiewając im dalej od nas, tym głośniej - o dzieweczce, co szła do
laseczka, do zielonego.
ROZDZIAA CZTERNASTY
WALKA POD OLSZTYCSKIM ZAMKIEM " BATURA W ROLI
WYBAWCY " ZAGRO%7Å‚ENIE %7Å‚YCIA " POGODZENIE Z BATURA "
GONITWA SAMOCHODÓW PO STARYM MIEZCIE " ZLEPA
ULICZKA " BAZIAKOWI BRAKUJE AMUNICJI " WKROCZENIE
POLICJI
- Co teraz? - spytał Andrzej.
- Wsiadam do Rosynanta i gnam do Olsztyna. Jest dwunasta, to zdążę akurat na czas.
Włam mieli zacząć o pierwszej.
- A my? - jęknął Aukasz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]