[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I Mike z bólem serca wyłożył ponad dwieście dolarów.
- Jestem pewien, że będzie pan zadowolony - powiedział sprzedawca
z kocim uśmiechem.
Mike warknął coś w odpowiedzi.
W następnym sklepie kupili kanarkową kamizelkę i garnitur", jak
się wyraził kolejny długowłosy sprzedawca, od Armaniego. Na widok tego
nowego przyodziewku Mike'a zamurowało. Przeraził się jeszcze bardziej,
gdy sprzedawca zaproponował afrykański naszyjnik z kości zamiast
krawata. Na szczęście wuj ulitował się nad nim i podziękował za
naszyjnik.
- Co takiego?! To niemożliwe, żebyś nie umiał jezdzić na motorze! -
wściekał się Paulie.
- Przecież to niebezpieczne!
- Niebezpieczne! Niebezpieczne! Przy tym ruchu nie będziesz mógł
jechać szybciej niż dwadzieścia kilometrów na godzinę!
- Ależ, wuju...
- To po jaką cholerę kupiliśmy te czarne, skórzane portki? - przerwał
mu Paulie.
Mike wyciągnął palec do góry.
- To dobre pytanie.
- Jeśli masz być przekonujący, powinniśmy wynająć motor!
Mike musiał się z tym, niestety, zgodzić.
116
R S
- Lucy nigdy nie będzie mnie podejrzewać, jeśli przyjadę harleyem -
przyznał.
Paulie rozpromienił się i poklepał siostrzeńca po plecach. Przez
chwilę wydawało mu się, że dalej pójdzie już gładko. Po filmach i
zakupach był zupełnie wyczerpany psychicznie.
- No widzisz - powiedział.
- A czy nie mógłby to być kabriolet? - spytał nieśmiało Mike.
Wuj zebrał siły i ruszył do ostatecznego ataku.
- Nie bądz głupi. Proszę, tu jest adres firmy i marka, którą
powinieneś wypożyczyć.
Mike westchnął ciężko.
- Dobrze, wygrałeś.
- Nie. - Paulie pokręcił głową. - To ty wygrałeś.
Wiedział, co wuj miał na myśli. Przestał już liczyć pieniądze, które
wydał na zakupy i wypożyczenie różnych bzdurnych przedmiotów. Teraz
chciał tylko zdobyć Lucy.
- Nic z tego - powiedział jednak, patrząc z przerażeniem na
kosmetyczkę. - Nie chcę żadnej peruki.
Dziewczyna spojrzała na niego zielonymi oczami i zatrzepotała
długimi jak u lalki rzęsami. Jej dłonie z paznokciami w krwistym kolorze,
jakby przed chwilą szarpała kawały wołowiny, wciąż spoczywały na jego
czole.
- To nie peruka, złotko - zaszczebiotała. - Wpleciemy tylko trochę
nowych włosów w twoje stare. Długie włosy są teraz modne. - Przyjrzała
się mu uważnie. - A przynajmniej będą pasować do twojego stroju.
117
R S
Mike miał na sobie ubranie podobne do tych, jakie nosili najemni
robotnicy w Gronach gniewu". Poplamiony farbą podkoszulek (La
Ferlia), wpuszczony w znoszone dżinsy (Roberto Colina), a na szyi
barwną, tetrową chustkę, też, sądząc po cenie, jakiejś niepośledniej marki.
Uznał więc, że kosmetyczka ma rację, i ponownie opadł na fotel.
- Jestem gotowy do egzekucji - stwierdził ponuro.
Karminowe wargi dziewczyny rozchyliły się w uśmiechu. Podała
Paulie'emu lustro, by mógł pokazywać siostrzeńcowi, co się dzieje z tyłu
jego głowy. Mike zamknął oczy.
Po niecałej godzinie peruka" była już gotowa.
- Wspaniale, złotko - zachwyciła się kosmetyczka. - Teraz nikt, poza
mną i twoim wujem, cię nie pozna. Można powiedzieć, że nareszcie
odnalazłeś swoją tożsamość.
- Czyżby? - mruknął ponuro Mike.
- A co zrobimy z jego cerą? - spytał Paulie.
- Myśli pan o tym, żeby ją trochę przyciemnić? Dwa dni na Tahiti
czy tydzień w tropikach? - spytała.
- Nie chcecie chyba zrobić mi makijażu?! - wykrzyknął
zaniepokojony Mike.
- Dwa dni na Tahiti - powiedział łaskawie Paulie.
Kosmetyczka natychmiast zabrała się do pracy, nie zważając na
protesty zrozpaczonego delikwenta. Jedynie wuj starał się go uspokoić.
- Daj spokój, Mikey. Aktorzy też się malują.
- Ale tylko na przedstawienie.
Paulie zmarszczył czoło.
- No cóż, ciebie też czeka coś w rodzaju przedstawienia. Zobaczysz,
że Lucy będzie zachwycona.
118
R S
Kosmetyczka zerknęła ukradkiem na dziwnego klienta.
- Jeśli nie - powiedziała - zawsze możesz zadzwonić do mnie, złotko.
Mike poświęcił dwa tygodnie na wyuczenie się nowej roli. W tym
czasie spotykał się również z Ellen, która po powrocie z Hamptons
oznajmiła, że zostanie jeszcze jakiś czas w Nowym Jorku. Sprawy między
nią a Lucy zaczęły układać się coraz lepiej.
Dlatego mógł trenować tylko w czasie wolnych wieczorów.
Przebierał się wtedy, dopinał, czy też wplatał włosy od kosmetyczki i
szeptał do siebie z miną Cary Granta:
- Och, Lucy. Jesteś taka wspaniała. Nawet na Tahiti nie ma tak
pięknej jak ty.
Dlaczego Tahiti? Głupia uwaga kosmetyczki nabrała w wyobrazni
Paulie'ego wymiaru symbolu. Symbolu słońca, luzu i niezależności.
- Po pierwsze, Lucy nigdy tam nie była - tłumaczył, nie zwracając
uwagi na słabe protesty Mike'a. - Po drugie, tak się składa, że kumpel
jednego z moich muzyków, malarz z Tahiti, wyjechał właśnie do Europy i
zostawił wolną pracownię.
- Przecież ja nie umiem malować! - jęknął Mike.
- Pracownia jest pełna gotowych obrazów - wyjaśniał cierpliwie
Paulie. - Ten saksofonista mówił, że bardzo przypominają mu Gauguina.
Widzisz, jak wszystko się układa.
- Aż za dobrze - westchnął Mike.
Mike najczęściej przypominał sobie o tych rozmowach, kiedy
przebierał się za Treya. Właśnie miał poprawić makijaż, kiedy usłyszał
dzwonek.
119
R S
- Tak? - powiedział, podniósłszy słuchawkę domofonu. To była
Ellen. - Chwileczkę, tylko się trochę... ogarnę.
Wpadł do łazienki jak burza i zabrał się do zmywania makijażu.
Jednocześnie ściągnął z siebie podkoszulek oraz dżinsy i wrzucił je do
kosza na brudną bieliznę. Już chciał wyjść, kiedy przypomniał sobie o
tetrowej chuście.
- Cholera - zaklął pod nosem.
Cała operacja trwała około pięciu minut. Ellen czekała potulnie
przed drzwiami.
- Chyba się nie gniewasz, że przyszłam nie zapowiedziana - rzekła,
kiedy ją wpuścił do środka.
- Ależ skąd - zapewnił. - Miałem po prostu trochę roboty.
- Coś brudzącego? - spytała, widząc smugę na jego policzku.
- Ee... a tak. Musiałem wyczyścić kominek.
- Chyba jeszcze za wcześnie na palenie w kominku - zauważyła.
- W zasadzie tak, ale nie lubię odkładać pracy na pózniej. Nigdy nie
odkładaj na dzisiaj, jeśli możesz... to znaczy nie odkładaj na jutro tego, co
możesz zrobić dzisiaj - plątał się bezradnie.
Dziewczyna spojrzała na niego z niepokojem.
- Mam nadzieję, że nic ci nie jest.
Mike zauważył, że w pośpiechu zle zapiął guziki koszuli. Jego
uczesanie też pewnie pozostawiało wiele do życzenia.
- Nie, skądże.
- Gdybyś miał jakieś kłopoty, to zawsze chętnie cię wysłucham -
powiedziała, zaglądając do pokoju. - Lucy pewnie tego nie robiła. Zawsze
była egoistką.
- Lucy? Nie, słuchała mnie. Czasami.
120
R S
- Naprawdę? - Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Mike zmieszał
się.
- Prawdę mówiąc, nie jestem zbyt wylewny. To wcale nie była wina
Lucy. - Nawet nie zauważył, kiedy zaczął bronić byłej żony. - Napijesz się
czegoś? - spytał, chcąc sprowadzić rozmowę na inny temat.
- Może wody mineralnej.
Mike wycofał się w popłochu do kuchni, ale dziewczyna nie
opuszczała go ani na krok. Stała za nim nawet wtedy, kiedy wyjmował
butelkę z wodą z lodówki.
- Rozmawiałam właśnie z Lucy i pomyślałam, że... - zaczęła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]